Ta około 33-letnia blondynka najprawdopodobniej padła ofiarą morderstwa. Świadczą o tym ślady ciosów nożem, zadanych w klatkę piersiową. Ktoś zadał sobie naprawdę dużo trudu, by ukryć jej zwłoki. W Obrowie znalazła je spacerująca pani Justyna.
To było lipcowe, ciepłe popołudnie 2010 roku. Pani Justyna postanowiła „przegonić” swoje dokazujące dzieci po lesie, by spaliły nadmiar energii.
- Poszliśmy do lasu. Tam, skąd blisko już do miejsca pamięci mieszkańców gminy pomordowanych przez hitlerowców. Spacerowaliśmy, rozglądaliśmy się za grzybami. Nagle coś zauważyłam w dole. Pomyślałam, że to duży grzyb. Okazało się, że to czaszka - wspomina mieszkanka Obrowa.
Czytaj też: Pociąg uderzył w auto jadące po torach
Najpierw folia, potem koc
Po chwili w pobliskim parowie obrowianie znaleźli resztę kości. Leżały w czarnej folii, zawiniętej w niebieski koc. Rodzice szybko zawieźli dzieci do domu i wezwali policję. - Jeszcze tego samego dnia przyjechali funkcjonariusze i zabezpieczyli teren. Nazajutrz z samego rana odbyły się oględziny miejsca zdarzenia, które prowadziłem z policjantami i biegłymi - mówił nam w 2012 r. prokurator Przemysław Oskroba z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód, który zajmował się sprawą.
Obok czaszki, w leśnym parowie śledczy podjęli pozostałe szczątki, a także odzież i pierścionek należące do ofiary. Ciało kobiety było skrępowane sznurem i zielonym kablem. To wskazywało jednoznacznie, że kobieta nie zmarła w sposób naturalny. Ktoś zadał sobie dużo trudu, szczelnie zawijając jej zwłoki najpierw w foliowe worki, a potem w koc.
Pierścionek z Gdańska
Jak ustalono, między innymi na podstawie opinii z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, kobieta była 32-33-letnią blondynką, mierzącą około 166 cm wzrostu i ważącą - znów w przybliżeniu - 62 kg.
Blondynka ubrana była w czerwoną bluzkę z dekoltem i rękawami trzy czwarte, czarne spodnie (dzwony) z paskiem. Miała na sobie również białe skarpety sportowe (z emblematem przypominającym logo Adidasa), a także czerwone majtki z kokardką i motylem z cekinów. Srebrny pierścionek o rozmiarze 17 miał oczko z tzw. hematyny. Ustalono, że wyprodukowany został w Gdańsku.
Czytaj także: Rozrasta się miejski monitoring w Toruniu
Nie pomógł rozpowszechniany w mediach portret pamięciowy (pomogli go przygotować antropolodzy) ani pomoc fundacji Itaka. Do dziś blondynka pozostaje osobą NN.
Wiadomo tyle, że kryje się za tym okrutna historia. Ciosy nożem, zadane w klatkę piersiową, według biegłych świadczą nie tylko o zabójstwie, ale i o jego charakterze: niezwykle emocjonalnym.
Laboratorium da znać
Jeszcze mniej wiadomo o mężczyźnie, którego zwłoki znalazł 18 kwietnia 2015 r. pewien przechodzień w lesie w Różankowie (gm. Łysomice). Leżały w strumieniu i były w stanie zaawansowanego rozkładu. Ustalono, że zmarły miał ok. 50 lat i mierzył ok. 170 cm. W jaki sposób rozstał się z życiem, trudno określić. Zmian urazowych przy sekcji nie stwierdzono, ale czy zmarł śmiercią naturalną? Też nie wiadomo.
- Oznaczony przez nas profil genetyczny nie koreluje z żadnym innym z bazy NN. Jeśli jednak tylko zacznie, zostaniemy o tym poinformowani przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji - mówi prokurator Izabela Oliver z Prokuratury Toruń-Wschód.
- Nikt ich nie szuka? - pytają ludzie z okolic Torunia. Kobieta, której zwłoki w 2010 roku znaleziono w obrowskim lesie, padła ofiarą zbrodni. Młodą blondynkę ktoś zadźgał nożem. Zwłoki dojrzałego mężczyzny, znalezione w strumieniu w Różankowie, budzą pytania...
Zobacz także:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?