Pracownik odchodzi na emeryturę tylko i wyłącznie na swój wniosek. To jego prawo, nie obowiązek

Taką interpelację złożył wiceprzewodniczący regionalnej „Solidarności” Janusz Dębczyński. Jest on również szefem klubu Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Miejskiej Włocławka i jego interpelacja, złożona na ręce prezydenta miasta, dotyczyła tamtejszego urzędu. Swoje wystąpienie uzasadniał ogromnym bezrobociem, dotykającym także młodych wykształconych osób z wysokimi kwalifikacjami.

- Nie ma żadnego poważnego powodu, aby ktoś, kto już przepracował swoje lata i ma uprawnienia do pełnej emerytury, po prostu na nią nie poszedł, tym samym zwalniając miejsce pracy - argumentował wiceprzewodniczący regionalnej „Solidarności”.

- To nie jest oficjalne stanowisko Zarządu Regionu, nie zamierzamy występować z taką inicjatywą w Toruniu, ale problem faktycznie istnieje - komentuje Jacek Żurawski, przewodniczący toruńsko-włocławskiej „S”.

Jaka jest skala zjawiska? W toruńskim magistracie na ogólną liczbę 468 zatrudnionych, emerytów można policzyć na palcach jednej ręki.- W Urzędzie Miasta zatrudnione są cztery osoby, które mają ustalone prawo do emerytury na zasadach ogólnych - informuje Aleksandra Iżycka, rzecznik prezydenta.

- Należy podkreślić, że pracodawca nie może rozwiązać umowy z pracownikiem z tytułu nabycia przez niego świadczenia emerytalnego. Pracownik odchodzi na emeryturę tylko i wyłącznie na swój wniosek. To jest prawo, a nie obowiązek - dodaje Aleksandra Iżycka.

Według Ryszarda Żuchowskiego, zastępcy dyrektora departamentu organizacyjnego w Urzędzie Marszałkowskim, w UM zatrudnionych jest 13 pracowników, którzy formalnie mają przyznaną emeryturę, ale pozostają w stosunku pracy, najczęściej w niepełnym wymiarze czasu pracy. To osoby, których uprawnienia, kompetencje i doświadczenie są na tyle cenne, że trudno o ich zastępstwo. Urząd Marszałkowski zatrudnia także 8 pracowników, którzy nabyli uprawnienia emerytalne, ale nie mają przyznanej emerytury i nie rozwiązali stosunku pracy.