Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: “Ma Rainey. Matka bluesa” - czyli jak się nie dać w życiu wykorzystać

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Tak daleko, a tak blisko – chciałoby się rzec uczenie. Bo czasami przeżywamy buzujące emocje z kompletnie innego świata tak, jakby działo się to tu i teraz. Bo wychodzi nam na to, że to też trochę historia o nas... Ludzkie reakcje i zachowania aż tak bardzo się przecież od siebie nie różnią. “Ma Rainey. Matka bluesa” – cieplutka premiera Netfliksa –opowiada więc niby o paru Afroamerykanach i paru białych, toczących dysputy ogniste w latach 20-tych poprzedniego stulecia. I jasne, jest pierwszy plan rasowego kotła sprzed wieku. Ale jest też plan drugi - rozgrywania się wzajemnego kilku osób, które wzajemnie od siebie zależą.

Chciałem szczerze przysposobić sobie na ten felietonik jakąś świąteczną produkcję - ale w tym roku ten wigilijny pakiet to wyjątkowa lichota. Za to trafiły nam się takie smakołyki, jak choćby “Ma Rainey” – ekranizacja nagradzanej gorliwie sztuki teatralnej, do tego z ostatnią bodajże rolą pana Chadwicka Bosemana, który zmarł parę miesięcy temu młodo i nagle.

I jak wyszło? Ciekawie, choć drobne grzeszki są - za to na pewno bardzo teatralnie. Klaustrofobiczna sceneria paru pomieszczeń, grupka kilku osób i cała moc ukryta w rozmowach - takie wyzwania z reguły jedni kinomani łykają ze smakiem, inni się krztuszą... Teraz też oglądamy tak naprawdę podrasowany teatr – podrasowany, bo twórcy takich filmów mają do dyspozycji grę zbliżeniami, w teatrze nieosiągalną. Tym razem dostajemy też nieźle ganiającą kamerę i żwawy montaż, ale teatralność przebija. Szczególnie, że parę mocno symbolicznych chwytów jest tu trochę za prosto wymyślonych.

Tak więc przenosimy się do Chicago drugiej połowy lat 20-tych. “Matka bluesa”, Ma Rainey, razem z zespołem nagrywa kilka utworów. Jest wielką gwiazdą wśród Afroamerykanów, jej biały menadżer wie, że płyta może być komercyjnym hitem. Tymczasem w zespole się gotuje – część muzyków godzi się z rolą akompaniatorów, ale jeden, trębacz młody i utalentowany, aż kipi ambicjami. Poza talentem ma jednak i wielką traumę, która gotuje mu głowę... Kiedy wszyscy lądują w studiu zaczynają się pogwarki o życiu, miłości, rasowym piekle, muzyce. I robi się gorąco.

Bo zaczynają się psychiczne zapasy – każdy chce tu każdego na swój sposób wykorzystać. Ma wie, że dla białych jest tylko śpiewającą dla kolorowych Murzynką, ale przynoszącą złote góry. I potrafi to odwrócenie ról wygrać. Ambitny młodzian czuje, że Ma może być jego życiową trampoliną. Ogólnie więc zaczyna zgrzytać – jak to między ludźmi, którzy interesy mają sprzeczne i w takiej bitwie zająć chcą jak najlepsze miejsca. A to już znamy doskonale – bo dotyczy i nas, Polaków-szaraków.

Takie filmy to zwykle aktorskie fajerwerki, tak jest i tym razem. Magnetyczna jest Ma, czyli Viola Davis, choć kontekst ciągnie nas w stronę pana Bosemana – słynnej “Czarnej pantery” Marvela. Zagrał wielką rolę, udało mu się pokazać całą szarość postaci, w której dobro przetykane jest złem, której kibicujemy, ale która nas drażni jednocześnie. I tym bardziej szkoda, że to jego rola ostatnia.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska