Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: “Mank” - czyli kto jest w życiu małpką, kto kataryniarzem, a kto szefem kataryniarza

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Jak mawiał pewien klasyk, życie jest jak pudełko czekoladek. Kino też. Bo tak samo jak w życiu, nigdy nie wiesz, co wyciągniesz. „Mank” to pudło czekoladek tak wielkie i fikuśne, że aż strach wybierać kolejną. No, może tylko smak niektórych zwykłym zjadaczom kinowego chleba wyda się mocno przerafinowany. Ale tak to jest z delikatesami.

Na „Manka” czekaliśmy żarliwie. Zrobił go w końcu pan David Fincher, który od czasu „Siedem” ma status półboga, ale zrobił dla Netfliksa, który kupił sobie geniusza na wyłączność. Bo kto bogatemu zabroni. Do tego „Mank” miał być opowieścią o powstawaniu scenariusza „Obywatela Kane’a”, jednego z najbardziej tajemniczych arcydzieł w historii kina. Już samo autorstwo tegoż scenariusza rozgrzewa debaty od dekad, bo Oscary dostali za niego i Orson Welles, i Herman Mankiewicz, ale ten ostatni uważał się za autora wyłącznego. No i co? No i mamy film wybitny. Choć nieoczywiste to od początku, bo w „Manka” wgryzamy się z wolna, z wątpliwościami, czy Fincher nie przesadził ze stylizacją i szczególarstwem.

Tak więc oglądamy całą historię przez pryzmat pana Mankiewicza, alkoholika, wypaleńca, ale też mądrego faceta zapiekłego w krzywdzie. Welles postanawia to wykorzystać. Zamyka Mankiewicza w domu na odludziu, zapewnia mu serwis all inclusive i daje 60 dni na scenariusz. Mankiewicz pisze, a my w retrospekcjach oglądamy życie i jego, i Hollywood, i świata magnata mediów Williama Hearsta.

Tyle, że nie jest to film o pisaniu. A o czym? To na przykład historia człowieka, który jest na najlepszej drodze do utopienia swojego intelektu w cynizmie, łapaniu kiepskich okazji i błazenadzie. Tyle że z każdym rokiem coraz mniej chce być tą małpką kataryniarza z anegdoty, której się wydaje, że wszystko kręci się wokół niej, ale przecież tylko jej się wydaje. To też film o sztuce filmowej – o jej wielkim oszustwie, wielkiej sile i wielkiej odpowiedzialności zarazem. To film o Hollywood złotego wieku, fabryce snów i najlepszym biznesie na świecie – w którym klient płaci i zostaje tylko ze wspomnieniami… Portret branży, w którym u Finchera splata się miłość i gorzkie szyderstwo, bo reżyser nie pozostawia nam złudzeń co do Hollywood i jego trzódki. To wreszcie po prostu arcydzieło o relacjach międzyludzkich, wzajemnych zależnościach i więzach. O tych wszystkich małpkach, kataryniarzach i szefach kataryniarzy.

Cóż, po prostu kino z górnej szuflady. Do tego cudnie zmajstrowane, w czerni i bieli, stylizowane na kino z epoki, ale tak sprytnie, że tę stylizację i podziwiamy, i czujemy magię kłamstwa. Kino nieco hermetyczne – bo bez znajomości nazwisk i studiów filmowych można się zagubić. Aktorzy? W takich filmach wyskakują na 10 metrów w górę. Tu też wyskoczyli - i grający główną rolę Gary Oldman, i Amanda Seyfried, czyli filmowa Marion Davies, która w „Obywatelu Kane” dostała łupnia. Ale w końcu tamten film był krucjatą i kreacją dwóch napędzanych złością facetów. Wellesa i Mankiewicza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska