Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: "Projekt Adam" - czyli czasami siła kina tkwi w prostocie

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Materiały prasowe Netflix

Kto by nie chciał mieć jeszcze jednej szansy? Przynajmniej jednej? W końcu po latach życia mozolnego dobrze już wiemy, co w nim zepsuliśmy, kiedy zachowaliśmy się paskudnie, kiedy źle odczytaliśmy sygnały... Kiedy po prostu wybraliśmy źle - i nie chodzi tu o wielkie wybory, ale o to życie nasze malutkie i codzienne, relacje z matką, z ojcem, z dzieciakami. Tylko co z tego, że wiemy, skoro niewiele z tym możemy zrobić? Bo życie to nie gra komputerowa i powtórek nie ma?

„Projekt Adam” – cieplutka premiera Netfliksa – to przypowieść właśnie o tych relacjach i drugiej szansie, czyli jak łatwo się domyśleć o podróżach w czasie. A tak dokładnie, to przypowieść o tych relacjach, opakowana w pełne akcji kino science-fiction, sporo żarcików i tonację przypominającą - mimo komputerowych wygibasów - oldskulowe hity sprzed paru dekad. Z takimi filmami jest tak, że albo są dla nikogo, albo dla każdego. Tym razem mamy do czynienia z przypadkiem drugim. I choć to dzieło nieprzesadnie ambitne, to na pewno też nikt nie będzie smędził, że zmarnował półtorej godziny.

Tak więc na Ziemi roku 2050 nie jest zbyt sielsko. Pewien pilot ucieka prześladowcom i przez tunel czasu dostaje się do przeszłości. Co prawda chce trafić do roku 2018, ale ostatecznie ląduje trzy lata później, bo statek ma podniszczony. No i w roku 2021 spotyka samego siebie -nieszczęśliwego dwunastolatka, którego ojciec zmarł trochę ponad rok temu, co zaważyć ma na całym jego życiu. Obaj muszę dostać się do tego roku 2018, spotkać z niezmarłym jeszcze wtedy tatą i zrobić coś, żeby wszystko potoczyło się inaczej.

Zacznijmy od plusów ujemnych, jak mawiał klasyk – sceny akcji są może i smacznie zmajstrowane, ale jak dla mnie powtarzalne i nudnawe. Zamiast nich zaserwowałbym widzom bardziej rozbudowane wsiąkanie bohatera we własną młodość, bo tu mamy wyraźny deficyt. Paru momentów scenariusza można by się czepić, tak jak i paru postaci słabo narysowanych. Do tego fatalny polski dubbing – jak z filmu dla przedszkolaków… No ale generalnie to by było na tyle.

No a plusy dodatnie? Przede wszystkich film zaskakuje, co jest miłe, bo już, już spodziewamy się, że odjedzie w stronę kopii „Powrotu do przyszłości” albo „Terminatora”, a skręca w inną stronę. Twórcy fundują nam kilka rodzinnych prawd prostych jak drut, o tym co w życiu sprawia, że stajemy się tacy, a nie inni – i to fundują nam je tak, że ani my, ani nasze dziatki nie czujemy obciachu. Bo od scen zabawnych do wzruszających przejście jest zgrabne, zresztą bez tracenia czasu na zawiłości science-fiction. „Projekt Adam” jest generalnie żwawy, a dowcipasy są smaczne. Swoje robi też obsada, mamy tu choćby Marka Ruffalo, a Walker Scobell daje radę w roli młodego Adama – aż dziw bierze, że tym Amerykanom dziecięce castingi zawsze wychodzą, a nam prawie nigdy. No i Ryan Reynolds w głównej roli ma trochę do pogrania. Choć bycie przesympatycznym, zwykłym facetem, którego każda panna chciałaby za kawalera, a każdy facet za kumpla, i tak wychodzi mu najlepiej.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska