Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor. Jak Stanisław Salmonowicz wsiadł do taksówki z tabliczką "wolna"

Adam Willma
Adam Willma
Uwielbiałem fotografować Profesora, bo rzadko zdarza się model z taką ekspresją twarzy. Ale jedno zdjęcie lubię szczególnie. Gdy przysłoni się kartką połowę twarzy widać ten dystans, humor i frywolność. Po przysłonięciu drugiej połowy pojawia się zupełnie inny człowiek – który prześledził dzieje zła na przestrzeni wieków i nie ma wątpliwości, że zło podniesie jeszcze głowę.
Uwielbiałem fotografować Profesora, bo rzadko zdarza się model z taką ekspresją twarzy. Ale jedno zdjęcie lubię szczególnie. Gdy przysłoni się kartką połowę twarzy widać ten dystans, humor i frywolność. Po przysłonięciu drugiej połowy pojawia się zupełnie inny człowiek – który prześledził dzieje zła na przestrzeni wieków i nie ma wątpliwości, że zło podniesie jeszcze głowę. Adam Willma (zbiór prywatny)
Odszedł profesor Stanisław Salmonowicz. To niesamowite, że tak wiele życia może pomieścić się w losie jednego człowieka.

Obraz pierwszy. Figurki z alabastru

Telefon. - Panie Adamie, miałby pan chwilę, żeby mnie odwiedzić? Zebrało mi się trochę myśli na temat sytuacji na Ukrainie, a jutro mam iść szpitala, więc pewnie w najbliższym czasie nie będzie możliwości, żeby porozmawiać.

Pilnuję, żeby być punktualnie. Kiedyś zawaliłem godzinę i dobrze zapamiętałem to spojrzenie Profesora. Nawet nie irytacja, raczej zdziwienie zmieszane z politowaniem.

Wielkie dębowe drzwi z zaniedbanej kamienicy przy ul. Konopnickiej otwierają się. Już od kilku lat toczy się ta okrutna tragifarsa przemijania – sylwetka 90-letniego starca haniebnie kłóci się z ciągle młodym, iskrzącym umysłem.

Siadamy tam, gdzie zwykle, w gabineciku zmiażdżonym nawałnicą książek. Książki do zrecenzowania, nowości wydawnicze i periodyki specjalistyczne. I kryminały. Bo kryminałów Profesor jest smakoszem. Bardzo wybrednym. Uwielbia zwłaszcza dobre kryminały amerykańskie. Najwyższe miejsce na podium zajmuje Raymond Chandler, później Harlan Coben i Dorothy Uhnak. Kryminał francuski głównie w oryginale, z sentymentu za czasem spędzonym w Paryżu. Wielu znajomych ma w biblioteczkach kryminały od Profesora.

Na biurku stara maszyna do pisania, do końca w użytku, bo Profesor nie dał się przenieść do rzeczywistości wirtualnej (w przeciwieństwie do żony – pani Maria, która zmarła rok wcześniej przepadała za nowinkami technicznym, miała nawet patent pilota szybowcowego). Na wolnych fragmentach ścian znalazły miejsce grafiki i fotografie. Dla jeden portret Profesor wygospodarował szczególnie eksponowane miejsce, tuż obok kolekcji alabastrowych figurek. Mężczyzna o pięknych, klasycznych rysach to jego wuj – Ludwik Muzyczka, legionista w 1918 roku, a w kolejnej wojnie dowódca obrony Inowrocławia i jeden z ważnych organizatorów podziemnego państwa. Po wojnie dwukrotnie skazany przez komunistyczne władze. To właśnie pamięć o pułkowniku i wspomnienie przedwojennego Wilna impregnowały Profesora na komunistyczną propagandę.

Rozmawiamy o Ukrainie (trzy tygodnie później okaże się, że to ostatni wywiad), a później jak zwykle gawędzimy o różnych sprawach. I jak zwykle profesor sypie dowcipami, a w oczach błyszczą mu te iskry.

Uwielbiałem fotografować Profesora, bo rzadko zdarza się model z taką ekspresją twarzy. Ale jedno zdjęcie lubię szczególnie. Gdy przysłoni się kartką połowę twarzy widać ten dystans, humor i frywolność. Po przysłonięciu drugiej połowy pojawia się zupełnie inny człowiek – który prześledził dzieje zła na przestrzeni wieków i nie ma wątpliwości, że zło podniesie jeszcze głowę.
- Panie Adamie, jest jeszcze kilka spraw, ale o tym porozmawiamy po moim powrocie.

Obraz drugi. Spotkanie z Dziadkiem

Wilno, lata 30. Matka zabiera małego Stasia na spacer do parku. - Piłsudski miał taką zasadę, że chodził ulicami miasta bez bez żadnej ochrony. Oczywiście ta ochrona była, tylko musiała się chować po bokach. Więc szedł za nim adiutant, niby tylko niosący teczkę, ale oczywiście uzbrojony. Marszałek nie wiedział jednak, że w okolicznych kamienicach siedzieli przy bramach jacyś panowie w cywilu. Ja szedłem z matką i na widok Piłsudskiego zacząłem krzyczeć „Dziadek! Dziadek!”, bo tak się poufale Naczelnika nazywało. Rozpoznałem go bez trudu, bo jego zdjęcie wisiało w naszym domu.

W 1938 roku Stasio, już całkiem oficjalnie, zostaje przedstawiony prezydentowi Mościckiemu za sprawą wujka Ludwika Muzyczki (wówczas starosty w Wyrzysku) i drugiego wuja - Władysława, dowódcy pułku w Bydgoszczy. Prezydent Mościcki przybył z wizytą do powiatu wyrzyskiego.

Po latach Profesor skwituje to wydarzenie oschle: - Dziś bym powiedział, że nie był to prezydent najlepszej jakości.

Obraz trzeci. Niedorozwinięty idiota

Rok 1955, za chwilę lody stalinizmu zamienią się w pękające kry, ale czuć jeszcze nadal lodowaty wiatr ze wschodu.

Stanisław Salmonowicz, błyskotliwie inteligentny absolwent prawa kończy aplikacje sędziowską. Dostaje nakaz pracy w Dąbrowie Tarnowskiej, zapyziałej mieścinie, zasiedlonej przed wojną głównie przez Żydów. Warunki pracy są tu karykaturą sądu. Nie ma nawet sali narad, więc sąd odbywa narady na korytarzu.
Salmonowicz dobrze wie, że uwikłanie się w sprawy karne będzie pułapką dla młodego sędziego, więc specjalizuje się w sprawach cywilnych. Prezes na dzień dobry sugeruje, że należy poznać się najpierw z panami z miejscowego komitetu partii. Nowy sędzia udaje, że nie słyszy.

Wiosną 1956 roku do sądu wpłynął pozew „o oddanie nieruchomości bezprawnie użytkowanej” przez miejscowe władze. Urzędniczyna z Miejskiej Rady Narodowej argumentował, że choć nieruchomość nie jest użytkowana, to w przyszłości będzie potrzebna, ale na spłacenie właściciela nie ma pieniędzy.

Ze wspomnień Profesora: „ławniczki, jak zwykle mało mądre, nie wtrącały się do sprawy po moim wyjaśnieniu, jakie są przepisy prawa. Nolens volens orzekłem wydanie nieruchomości prawowitemu właścicielowi i zapłatę kosztów procesu przez urząd. Następnego dnia rozpętała się burza: pan prezes, mizerota tchórzliwa, wrócił blady ze strachu z Komitetu i urządził mi awanturę. Spytałem go grzecznie, czy Komitet nie uznaje kodeksu cywilnego. Potraktował mnie jak niedorozwiniętego idiotę, który przypadkiem tylko został sędzią.

Zwrot prywatnej fabryczki prywatnemu właścicielowi nie mieścił się w socjalistycznej głowie. Na szczęście, zanim wieści o wyczynach młodego sędziego doszły odpowiednio wysoko, wybuchł polski Październik, a dla Salmonowicza otworzyła się droga do kariery naukowej.

Obraz czwarty. Order

Rok 1968. Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Asystent znanego profesora prawa, tajny współpracownik SB, usiłuje cynicznie wykorzystać jego żydowskie pochodzenie spisując kolejne raporty.

To epizod z filmu „Układ zamknięty”.

Historia profesora Salmonowicza wygląda nieco inaczej. Owszem, jest asystent - agent SB, który również próbuje rozgrywać antysemicki wątek (nie po raz ostatni w karierze prof. Salmonowicza) Wileńscy Salmonowicze nie mają jednak żydowskich korzeni. Ale rozgrywki asystenta przynoszą skutek – magister K. robi zawrotna karierę i uzyskuje kolejne stopnie naukowe. W 1980 roku w jego życiu następuje zwrot o 180 stopni, teraz jest działaczem podziemia. Zasłużonym, więc w 1989 roku znajduje się na świeczniku, jako kombatant.

Stanisław Salmonowicz potwierdzi swoje przypuszczenia dopiero wiele lat później, z lektury wielotomowych akt, które Służba Bezpieczeństwa przez wiele lat gromadziła przeciwko niemu.

Profesora K. spotka w osobliwych okolicznościach – obaj panowie z podczas uroczystej gali dostaną ten sam order za zasługi. K. będzie udawał, że nie zauważył prof. Salmonowicza.

Profesor Salmonowicz przeżyje swojego asystenta o dwa lata.

Obraz czwarty. Taksówka

25 września 1970. Dzień Budowlańca. Od rana na ulicach Warszawy można zobaczyć kiwających w tłumie przedstawicieli branży, którzy rozpoczęli już świętowanie. Profesor przyjeżdża z Torunia ekspresem Kujawiak, jest w świetnym humorze. Nic dziwnego, nieczęsto zdarza się uczonemu z tej strony żelaznej kurtyny wyjazd na kongres historyków w Austrii. Po drodze Salmonowicz ma jeszcze odebrać od Władysława Bartoszewskiego materiały dla Radia Wolna Europa. Odwiedza Bartoszewskich ich willi. Spisanych dyspozycji od Bartoszewskiego ma nauczyć się na pamięć, a kartkę zniszczyć przed kontrolą graniczną. Na lotnisko Profesor planuje dostać się autobusem, ale przytrafiła się akurat wolna taksówka. Taksówkarz zatrzymuje się i mówi, że dwóch panów również akurat wybiera się na lotnisko. Rzeczywiście, dosiadło się dwóch mężczyzn. Przedstawili się jako oficerowie SB.

[/polecane]

W celi, do której zaprowadzono nowego aresztanta był już Stefan Niesiołowski i niejaki Henryk Sienkiewicz. Nie trzeba było wielkiej bystrości umysłu, żeby zorientować się kim jest ten ostatni.

Kilka miesięcy później Salmonowicz został wypuszczony z aresztu. W Toruniu czekało już na niego zwolnienie z pracy. Wielu znajomych zaczęło na widok Profesora odwracać się albo przechodzić na druga stronę ulicy. Na szczęście znajomi o wileńskich korzeniach nie dali się zastraszyć.

Salmonowicz dostaje od SB "anioła stróża". Przez całe lata w jego mieszkaniu funkcjonuje podsłuch. Na podsłuchu jest również jego telefon.

Na szczęście znalazł się dla Salmonowicza etat w Polskiej Akademii Nauk. Tyle, że zacząć musi znowu od najniższego szczebla w hierarchii zarobkowej. W PAN miał jednak spokój. Pisał mnóstwo. Na różne tematy. Lista jego publikacji to ponad 1500 pozycji. We wszystkim za co się brał, stawał się autorytetem. Swobodnie podróżował pomiędzy dyscyplinami i epokami. Ten rodzaj uprawiania nauki odchodzi dziś razem z ludźmi takimi jak on.

Obraz piąty. Ulotka

Po 1989 wystartował w wyborach do Senatu. W całym okręgu pojawiły się ulotki o rzekomo żydowskim pochodzeniu Salmonowicza. Zajął trzecie miejsce.

W tamtym czasie mógł przebierać między stanowiskami, nawet ministerialnymi. Ale odpuścił sobie. - Straciłem w życiu sporo czasu i możliwości w związku z różnymi represjami komunistycznymi – mówił w wywiadzie. - I dlatego, w momencie upadku komunizmu, nigdzie specjalnie się nie pchałem. Wolałem wykorzystać ten czas na nawiązanie kontaktów, których nie mogłem nawiązać przez szereg lat, bo nie dostawałam paszportu. W momentach decydujących, choćby przy obradach Okrągłego Stołu, byłem na dłuższym pobycie za granicą, czyli sam w pewnym sensie się wyłączyłem. Miałem poczucie, ze na zawodowego polityka się nie nadaję. A może po prostu za mało się pchałem w tym kierunku.

Obraz szósty. Zegarek

Profesor miał już wychodzić ze szpitala. Zmarł w nocy, niespodziewanie.

Maciej Mazurkiewicz, ostatni doktorant Profesora, traktowany przez Salmonowiczów niemal jak wnuk: - Profesor mówił, że nie myśli żyć długo po śmierci żony. Obawiał się, że ciało pokona umysł. Miałem obawy w związku z tym pobytem Profesora w szpitalu. A kiedy feralnej nocy niespodziewanie zatrzymał się mój zegarek, byłem już pewny.

W 2017 roku były wicemarszałek Senatu Jan Wyrowiński wystąpił o tytuł honorowego obywatela Torunia dla Profesora. Ale wniosek rozmył się i nie był nawet głosowany. Radni nie pamiętają dziś dlaczego.
W czerwcu do Torunia mieli przyjechać przedstawiciele Uniwersytetu Jagiellońskiego, żeby wręczyć mu doktorat honoris causa. Za późno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesor. Jak Stanisław Salmonowicz wsiadł do taksówki z tabliczką "wolna" - Gazeta Pomorska

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska