Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przybliżają dobry obraz Polski

Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z MARIĄ NOWOTARSKA i AGATĄ PILITOWSKĄ, matką i córką, aktorkami z Toronto, propagującymi między innymi znane Polki żyjące na emigracji

Rozmowa z MARIĄ NOWOTARSKA i AGATĄ PILITOWSKĄ, matką i córką, aktorkami z Toronto, propagującymi między innymi znane Polki żyjące na emigracji <!** Image 2 align=none alt="Image 199208" sub="Maria Nowotarska i Agata Pilitowska / fot. Małgorzata Chojnicka">

Jak znalazłyście się w Kanadzie?

Maria Nowotarska: Agata wyjechała po stanie wojennym. Szukała też zdrowia dla dzieci po katastrofie w Czarnobylu. Po paru latach nie wytrzymałam i dojechałam do niej wraz z moim mężem. Zostawiłam Teatr im. J. Słowackiego, w którym pracowałam przez 33 lata. Decyzja była i łatwa, i trudna zarazem. Trudna, bo z teatrem nie jest łatwo się rozstać. Łatwo, bo wiedziałam, dlaczego tam jadę i do kogo.

Agata Pilitowska: W Toronto znalazłam się praktycznie bez grosza, z trójką małych dzieci. Córka miała osiem miesięcy, a synowie trzy i cztery lata. Słabo znałam język i byłam na krawędzi rozwodu. Sama się jeszcze dziwię, jak to przeżyłam. Grałam w teatrze kanadyjskim, zrobiłam kurs sprzedawcy domów. Mieszkałam w strasznych, niebezpiecznych miejscach. Później dołączyli do mnie rodzice. Nadal brakowało pieniędzy, ale życie stało się łatwiejsze. Pracowałam jako sekretarka, a w weekendy uczyłam w szkole. Związałam się też na 15 lat z telewizją kanadyjską. Teraz jestem na etapie, że wszystkie moje dzieci mają pokończone studia.

Bez teatru jednak nie dało się żyć.

MN: Zorientowałam się, że środowisko, w którym się znaleźliśmy łaknie polskiej kultury. Byłyśmy „jaskółką”, niosącą ważniejsze tematy, bardziej ambitne. Polonia jest bardzo zróżnicowana i najpierw zainteresowała się nami Polonia starsza. Emigracja powojenna to ludzie wykształceni, wychowani na tradycjach patriotycznych. Dlatego też byli głodni kontaktu z dobrą literaturą. Zaangażowałam się w działalność Polsko – Kanadyjskiego Towarzystwa Muzycznego i stworzyłam przy tej organizacji Salon Poezji i Muzyki. Teraz nosi nazwę Salon Poezji, Muzyki i Teatru. Grupa ludzi przychodzących na przedstawienia ciągle się poszerzała, a my zaczęliśmy szukać nowych pomysłów artystycznych. Ciągnęło mnie w kierunku teatru. Następne przedstawienia, których powstało około stu, to już były inscenizacje poezji. Widowiska teatralne, które przypominały poprzez poezję, prozę, muzykę i obraz ważne miejsca i miasta na mapie Polski, a także niezwykłych twórców A. Mickiewicza, St. Wyspiańskiego, C.K. Norwida, J. Tuwima, ks. J. Tischnera. Przygotowaliśmy m.in. „Rozśpiewaną Warszawę”, „Uśmiechy Lwowa”, „Zaczarowany świąteczny Kraków”. Można je nazwać lekcjami ojczyzny. Staliśmy się takim ważnym przyczółkiem Polski.

Jak rozpoczął się cykl przedstawień o wielkich Polkach na emigracji?

MN: W gazecie nowojorskiej ukazał się artykuł o mojej działalności kulturalnej, przedstawiającym mój życiorys. Opowiedziałam wtedy, że jednym z moich większych przeżyć aktorskich była praca przy spektaklu „Za kulisami” Norwida w reżyserii Kazimierza Brauna. To niesamowite, bo on go przeczytał i odnalazł mnie poprzez prasę. Kazimierz Braun, dramaturg i reżyser, długoletni dyrektor teatrów w Lublinie i we Wrocławiu, znał mnie, bo dwukrotnie pracowaliśmy razem w Krakowie. Do Kanady przywiózł mi ze Stanów monodram o Helenie Modrzejewskiej. Zrobiłam to przedstawienie i odniosło ono sukces. Wystawialiśmy je w Kanadzie i w USA, a dyrektor Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie zaprosił mnie z nim na stulecie teatru. Ten powrót na ukochaną, legendarną polską scenę był dla mnie wielkim szczęściem.<!** reklama>

W końcu obie Panie zaczęłyście pracować z Kazimierzem Braunem.

MN: Kazimierz Braun, kiedy dowiedział się, że ze mną mieszka moja córka, również aktorka, postanowił ten fakt wykorzystać. Uważa, że nasza współpraca jest wielkim darem dla niego. On reżyseruje w amerykańskich teatrach, ale to przeżycie, które ma z nami, oparte na polskim myśleniu i dobrej tradycji teatralnej jest dla niego tak ważne, jak podmuch świeżego powietrza. I tak to trwa już wiele lat.

AP: Sztuką, którą specjalnie dla nas napisał był „American Dreams”. To nie było przybliżenie wielkich Polek emigrantek, bo ten cykl narodził się później. Wiele osób przebywających na emigracji identyfikowało się z tymi bohaterkami, bo treści traktowały właśnie o tym, jak to się przyjeżdża do obcego kraju, pracuje w nie swoim zawodzie, przechodzi przez różne wzloty i upadki, upokorzenia. A jednocześnie wychodzi się z tego z podniesionym czołem. W tej sztuce znalazły się wspomnienia ról, które kiedyś grałyśmy. Nie zabrakło anegdot teatralnych, które mama opowiadała. Była pierwszą sztuką prawdziwie dramatyczną, którą wystawiłyśmy w Kanadzie. Na naszej premierze był nawet Daniel Olbrychski. Od tego momentu publiczność zaczęła przychodzić na nasze przedstawienia już nie jak na wieczory poezji, połączone z muzyką, ale jak do teatru.

Skąd pomysł, aby się zająć kontrowersyjną Tamarą Łempicką?

AP: Sztuka ta powstała z mojej podpowiedzi. Oglądałam kiedyś program w kanadyjskiej telewizji o Tamarze Łempickiej. Dowiedziałam się, że obrazy, które wiszą u Madonny i Jacka Nicholsona są właśnie jej autorstwa. W Polsce nie mówiło się o Tamarze Łempickiej, a to przecież wybitna polska malarka tworząca na emigracji. Mama gra tu starą zakonnicę, matkę przełożoną, która podczas pozowania do portretu prowadzi dyskurs z malarką. Tamara była niesamowicie ekstrawagancką i zwariowaną kobietą, a przede wszystkim genialną malarką. Ten jej ostatni epizod z życia, kiedy po śmierci kazała się spalić, a prochy wrzucić do wulkanu, najlepiej chyba oddaje jej osobowość. Chciałam zagrać bez mamy i prosiłam Kazimierza, aby rozwinął wątek romansu Tamary z włoskim poetą, przyjacielem Mussoliniego - Gabrielem D’Annuzio. Już sobie wyobrażałam, że zagram z Jerzym Stuhrem w roli D’Annuzio, a tu Kazimierz przynosi mi skrypt i widzę, że znów zagram z mamą. Z tą sztuką zjeździłyśmy kawał świata.

MN: Kazimierz Braun przeglądając wiele albumów z malarstwem Tamary, natrafił na portret starej zakonnicy ze łzą i to stało się pomysłem dramaturgicznym. Jeśli zakonnica jej pozowała, to musiały przecież rozmawiać. Tak narodziła się ta sztuka.

Ukazujecie znane Polki od strony bardziej ludzkiej, osobistej. Świetnym przykładem jest Maria Skłodowska–Curie.

AP: W sztuce „Promieniowanie” Braun zawarł wątek romansowy Marii z Paulem Langevinem. Widzimy ją nie jako naukowca, ale jako człowieka, kobietę. To przedstawienie wystawiałyśmy w ubiegłym roku, tu też grałyśmy matkę i córkę.

Jak sztuki o wybitnych Polkach odbierane są przez obcą publiczność?

AP: Wszędzie gdziekolwiek jedziemy nie liczymy tylko na polskojęzyczną publiczność. Gramy z tłumaczeniami, które się ukazują nad sceną. Nasze sztuki są bowiem przetłumaczone na dziewięć języków. Tak było w Atenach, Sao Paulo, Lyonie, Tuluzie czy Paryżu. W ten sposób promujemy te wielkie Polki, ale nie tylko. Jest w tych sztukach sporo „zaplecza”, czyli odnośników do historii. Bez tej wiedzy nie można zrozumieć tamtych czasów. Ludzie, którzy obejrzeli przedstawienie, czasami nawet i Polacy, mówią, że nie znali takiego wątku w życiorysie danej osoby. Są to sztuki dramatyczne, ale po trosze też edukacyjne. Zawsze przemycamy coś, co może rozszerzyć świadomość widzów.

MN: Zachwycają się jeszcze polskim językiem. Mamy takie echa z Portugalii i Francji, że pracownicy techniczni w teatrze byli zauroczeni brzmieniem naszej mowy. A młodzi ludzie, którzy przyszli na spektakl, zupełnie nie związani z Polską, chcieli się zapisać na kurs języka polskiego. To bardzo miłe.

A jak było ze spektaklem o Poli Negri?

MN: Myśl o spektaklu zrodziła się po przeczytaniu pamiętników Poli Negri. Razem z Agatą doszłyśmy do wniosku, żeby nie eksponować zbyt mocno postaci jej matki, a skupić się na samej Poli.

AP: Właśnie z tej sztuki ludzie dowiadują się więcej o Poli niż z tych wszystkich broszurek. Poznają motywy jej ucieczki z Niemiec, rozumieją dlaczego dwukrotnie znalazła się w Ameryce, dowiadują się o romansie Charliem Chaplinem i Rudolfem Valentino. To moja ulubiona postać. Niedawno występowałam w tej roli w ambasadzie francuskiej w Waszyngtonie. W ten sposób przybliżamy innym dobry obraz Polski, żeby przestali patrzeć na nasz kraj jak na wieś w środku Europy.

Ostatnio zabrałyście się za Hankę Ordonównę, gwiazdę przedwojennych kabaretów.

AP: Pokazujemy nie tylko Ordonkę, ale też ówczesny świat kabaretów. Śpiewam jej piosenki w nowych aranżacjach, bo chciałam odświeżyć ten repertuar, aby stał się atrakcyjny dla młodzieży. Wtedy śpiewało się zupełnie inaczej, bardzo wysoko, a ja lubię inny styl. Wykonywała sporo błahych, lekkich piosenek, nie były to jakieś arcydzieła. Ten repertuar uległ metamorfozie podczas jej tułaczki przez Daleki Wschód. Wtedy śpiewała ludziom na pocieszenie. Zresztą wtedy stała się dojrzałą kobietą, opiekującą się wojennymi sierotami, jakże daleką od przedwojennej gwiazdy.

MN: Jesteśmy wdzięczne Kazimierzowi za te wielkie role, które zmuszają do poszerzania warsztatu naszego zawodowego życia. To wielki dar, bo robić teatr na emigracji jest bardzo ciężko. Praca zaczyna się prozaicznie od poszukiwania sponsorów. Warto podkreślić, że przez całe lata Senat RP był sponsorem naszych podróży do wielu krajów świata.

Plany na najbliższą przyszłość?

MN: Pod względem zawodowym nie wiem już, którą przeżywam młodość - ciągle stawiając czoła, borykając się z nowymi tematami. Teraz pracuję nad scenariuszem „Ballady tatrzańskiej”. Mam poczucie, że przecież ciągle nie możemy robić dwuosobowych przedstawień. Chcę zaangażować pewną grupę młodych aktorów. Nie będzie to tylko „góralszczyzna”, ale przede wszystkim rozkwit kultury na początku XX wieku. Folklor znajdzie się w tle.

AP: Mamy to szczęście, że od kilku lat gramy same główne role. Moje koleżanki w Polsce są zadowolone, jak podczas przedstawienia mają trzy wejścia na scenę. Role nas wzbogacają, a my cieszymy się, że się podobają publiczności.

  • MARIA NOWOTARSKA:

    Po ukończeniu studiów w krakowskiej Wyższej Szkole Teatralnej została aktorką Teatru im J. Słowackiego w Krakowie. Jej dorobek artystyczny obejmuje szereg znaczących ról w repertuarze dramatycznym i komediowym. Wystąpiła też w polskich filmach, m. in. w „Nad Niemnem”, „Między ustami a brzegiem pucharu”, „Kolorach kochania”. Do Kanady wyjechała w 1990 r. Jest twórcą, dyrektorem artystycznym, scenarzystą, reżyserem i aktorką teatru pod nazwą Salon Poezji, Muzyki i Teatru Polsko - Kanadyjskiego Towarzystwa Muzycznego. Jest laureatką nagród Fundacji A. Mickiewicza, Fundacji Turzańskich, a w 1995 r. otrzymała za swoją działalność artystyczną tytuł „Kobiety Roku”. W 2000 r. odznaczona została Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi, a w r. 2004 wyróżniona tytułem „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.

  • AGATA PILITOWSKA:

    Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie. Grała gościnnie w Teatrze Starym i Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Od 1986 roku mieszka na stałe w Toronto w Kanadzie. Wystąpiła w wielu kanadyjskich produkcjach teatralnych. Od roku 1992 związana jest z Salonem Poezji, Muzyki i Teatru, w którym zagrała w ponad 100 produkcjach teatralnych. Pracowała dla kanadyjskiej wielokulturowej stacji telewizyjnej OMNI TV, będąc prezenterem i dziennikarzem cotygodniowego programu „Z Ukosa”. Została wyróżniona w 2004 r. Odznaką „Zasłużony Kulturze Polskiej”, w grudniu 2006 roku Medalem Gloria Artis. W 2011 roku w Wiedniu otrzymała prestiżową statuetkę „Złota Sowa” za wybitne osiągnięcia w dziedzinie teatru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska