<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/luczak_przemyslaw.jpg" >Muszę mocno uderzyć się we własną pierś. Komentując przebieg piątkowej debaty na temat przyjęcia ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, wyraziłem naiwną wiarę w siłę naszej młodej demokracji i zdolność posłów do osiągania kompromisu. Tymczasem ich piątkowe popisy oratorskie z sejmowej trybuny były dopiero przygrywką do tego, co miało nastąpić w kolejnych dniach. Padło tyle wrogich słów, wypowiedziano tyle bredni dotyczących własnych i cudzych intencji, że we wtorek nie pozostało już ani kawałka miejsca, w które poselskie szwadrony obrońców Narodu mogłyby się wycofać. Zwłaszcza że w to wszystko wmieszał się jeszcze prezydent, strasząc nie tylko powtórką z września 1939 roku, lecz również splecionym w czułym uścisku gejowskim małżeństwem, pochodzącym - jakby było mało - z Ameryki.
<!** reklama>Nic więc dziwnego, że teraz ustawa ratyfikacyjna przestała już być problemem politycznym, z którym trzeba i można jak najszybciej i jak najporządniej się uporać. Stała się za to sprawą ambicji urażonych wodzów. Oni albo my - mamy do czynienia z najgorszym wariantem sporu z wszystkich możliwych. Złotouste armie muszą stać za nimi murem. Gdybyśmy żyli w innych czasach, pewnie musieliby do siebie przynajmniej postrzelać. Dzisiaj wystarczy sprawnie mleć jęzorami i pokazywać w telewizji filmiki o wilkach, gajowych, Gargamelach czy innych ptaszyskach. Pytanie, kiedy i czy w ogóle Naród przestanie te głupoty kupować?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?