Ratują się kosztem uczniów

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/wojciechowska_narloch_justyna.jpg" >Nadeszły czasy, gdy w miarę stabilne dotąd placówki oświatowe są zmuszone do walki o przetrwanie. To gwarantują natomiast tylko nowi uczniowie. Bez nich nie ma ani szkoły, ani pracy dla nauczycieli. Stąd najróżniejsze pomysły na przyciągnięcie kandydatów. Najprostszym z nich jest oczywiście obniżenie wymagań, co kusi wielu absolwentów gimnazjów. Nawet ci słabi mogą wreszcie poczuć się dobrze, bo z dużym prawdopodobieństwem zostaną przyjęci do ogólniaka.

<!** reklama>Trzeba sobie jednak uświadomić, co kryje się za określeniem „słaby uczeń”, którego suma punktów ze świadectwa i egzaminu gimnazjalnego wynosi 40, 50 czy 60 punktów. Mówiąc wprost: to młody człowiek, który edukację w gimnazjum ukończył z co najmniej jedną dwóją z najważniejszych przedmiotów. To także ktoś, kto beznadziejnie napisał gimnazjalne testy. I pewnie byłby z niego szczęśliwy mechanik czy stolarz, ale raczej nie licealista mający w perspektywie państwową maturę.

To poważny błąd, że do liceów przyjmowane są osoby, które niejako z założenia nie są w stanie udźwignąć ciężaru edukacji w tego rodzaju placówce. Mają na tyle duże luki wiedzy, że już przebrnięcie przez pierwszą klasę może okazać się trudne bądź wręcz niemożliwe. Dla wielu takich uczniów nauka w liceum to pasmo klęsk, ogromnych stresów, drastycznego spadku poczucia własnej wartości, a w efekcie - stracony rok w szkole, do której w ogóle nie powinni trafić.

Nie wolno ratować nauczycielskich etatów kosztem uczniów. A to właśnie odbywa się w szkołach nie tylko w Toruniu, ale również w całej Polsce.