Nauczyciele traktujący szkołę jako przystanek w drodze do prawdziwej kariery i brak motywacji do nauki - to główne przyczyny popularności korepetycji.
Marek, 40-letni ekonomista z Torunia i ojciec dwóch synów, ma bardzo krytyczny stosunek do publicznych szkół. Na przykładzie swoich dzieci (dziś jeden z chłopców kończy właśnie gimnazjum, a drugi jest
w pierwszej klasie ogólniaka) ocenia, jak fatalnie uczy się u nas języków obcych.
<!** reklama>
- Może mieliśmy pecha, ale to raczej mało prawdopodobne. Nauczyciele angielskiego zmieniali się niemal co roku. Panie albo zachodziły w ciążę, albo odchodziły ze szkoły do lepiej płatnej pracy. Ciągle więc zmieniały się podręczniki, wymagania, a każdy nowy nauczyciel zamiast iść do przodu, cofał się, przerabiając z uczniami wciąż ten sam materiał - wspomina Czytelnik. - Efekt był taki, że dzieci po kilku latach nauki wciąż operowały tylko najprostszymi czasami. Nie było wyjścia. Zdecydowaliśmy się na dodatkową edukację
w prywatnej szkole językowej.
Problem ten nie dotyczy tylko nauki języka angielskiego czy niemieckiego. Podobnie jest z przedmiotami ścisłymi - na przykład z chemią czy fizyką - dla których w programach nauczania przewidziano w niewielką liczbę godzin lekcyjnych w tygodniu.
- Wystarczy, że nauczyciel chemii poważnie zachoruje i nie ma go w szkole miesiąc, a już dzieciakom przepada niemal połowa semestru z tego przedmiotu - mówi Agnieszka Witkowska, matka licealistki z Torunia. - Kiedy nauczyciel wróci, to gna z materiałem jak szalony, odpytuje, robi klasówki, bo przecież w dzienniku jakieś oceny muszą być. Z tego powodu na tłumaczenie trudnych tematów w szkole nie ma czasu. A kto na tym traci? Nikt inny tylko nasze dzieci. Taki scenariusz zdarzył się w przypadku mojej córki. Niestety, musieliśmy szukać korepetytora.
Zupełnie odrębną kwestią jest to, że wielu młodych bardzo szybko traci zapał do nauki. Pierwsze niepowodzenia wystarczą, żeby odpuścili sobie kłopotliwy przedmiot.
W sytuacjach podbramkowych zniechęceni uczniowie mogą liczyć tylko na rodziców, którzy wysupłają ostatni gorsz, by wspomóc dziecko zagrożone jedynką na semestr czy brakiem promocji.