Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruch otworzył mi umysł

Redakcja
Podobno na początku swojej kariery tańczył Pan na scenie przebrany za Czerwonego Kapturka?

Rozmowa z aktorem PIOTREM GŁOWACKIM, laureatem Flisaka Festiwalu Filmowego „Tofifest” dla najlepszego twórcy z regionu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 175056" sub="Flisak ‚Tofifestu” jest do tej pory pierwszą nagrodą, którą Piotr Głowacki zdecydował się odebrać osobiście / Fot. Jacek Smarz">Podobno na początku swojej kariery tańczył Pan na scenie przebrany za Czerwonego Kapturka?

To prawda. W zespole tanecznym Baby Jagi. Trafiłem do niego mając 10 lat. To było w okresie popularności Piccolo Coro dell’Antoniano czy Gawędy. Obejrzałem rocznicowy koncert toruńskiego zespołu w auli UMK i od razu zafascynowałem się ich pracą. W tym samym okresie przeprowadziłem się akurat do Torunia.

Skąd?

<!** reklama>Urodziłem się w Toruniu, ale przez pierwszy okres życia mieszkałem na Kujawach w Redczu Wielkim. Cudowne dzieciństwo wśród pól „gdzie ziemia jak stół płaska, a dom jak okruszek chleba”.

Co dały Panu Baby Jagi?

Jola Michalak nauczyła mnie, że ruch otwiera umysł. I to niezależnie od tego, co się później robi. To działa na całą psychikę, na wyobraźnię... Jeżeli przyjrzymy się ludziom na ulicy, to dostrzeżemy, że mimo tej pozornej otwartości są fizycznie zamknięci, skrępowani... Taniec powoduje, że wychodząc na scenę i wszystko, co robisz, robisz swoim ciałem. Dzięki temu traci się to skrępowanie.

W Spiętym Teatrze Spinaczy miał Pan więc ułatwione zadanie już na starcie...

Uczęszczałem na te zajęcia równolegle. Kiedy przeprowadziłem się do Torunia, miałem uczucie, że oto otworzyły się przede mną nowe przestrzenie. Spięty Teatr Spinaczy, Baby Jagi, zacząłem grać w tenisa, a nawet chodzić na sztuki walki. To ostatnie szybko zresztą porzuciłem. W Szkole Podstawowej nr 24 uczęszczałem na prawie każde kółko zainteresowań. Historyczne, matematyczne, geograficzne... Sam zapewniłem sobie wtedy to, co teraz wszyscy rodzice fundują swoim dzieciom.

Na początku wylądował Pan jednak nie na studiach aktorskich, ale na UMK.

Cztery lata próbowałem dostać się do Akademii Teatralnej w Warszawie. Nie chcieli mnie.

Dlaczego?

Wiedziałem, że mam wadę zgryzu. Byłem rok młodszy. I miałem straszne ciśnienie, aby się tam dostać. Moje pierwsze egzaminy były na rok Jana Englerta. Dostałem się dopiero cztery lata później, kiedy szkołę kończył rocznik, z którym zdawałem pierwszy raz. Co ciekawe, za każdym razem podczas egzaminu mówiłem te same teksty.

A jak było na prawie na UMK?

Kiedy zdawałem na studia, można było wybierać tylko dwa kierunki. Podstawowy i zapasowy. Prawo było tym drugim. Chodziłem zresztą w X Liceum Ogólnokształcącym do klasy o profilu prawniczo-językowym. Na prawie znalazłem grupę osób, które podobnie jak ja trafiły tam z przypadku. Poeta, malarz, fotograf... i ja. Kręciliśmy filmy, organizowaliśmy imprezy. Byliśmy taką bohemą tego pierwszego roku. Taki przynajmniej budowaliśmy swój wizerunek.

A egzaminy?

Na pierwszym roku zaliczyłem wszystkie. Oprócz zajęć z logiki. W tym samym czasie po kolejnych niezdanych egzaminach do szkoły teatralnej dowiedziałem się o Studium Teatralnym przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pojechałem w tajemnicy przed wszystkimi. I dostałem się. Ale na krótko, bo mnie wkrótce wyrzucili. Wróciłem znów do Torunia na prawo. Znów ciekawe towarzystwo. No i później po tych wszystkich latach wreszcie dostałem się do upragnionej szkoły aktorskiej w Warszawie.

Zagrał Pan już m.in. u Agnieszki Holland, Wojciecha Smarzowskiego, Jana Komasy, Jerzego Hoffmana... Można pozazdrościć już samej współpracy z takimi reżyserami. Wciąż czeka Pan jednak na tę upragnioną główną rolę.

Już się do tego przyzwyczaiłem. Jest pewna grupa aktorów, których życie na pierwszym planie zaczyna się dopiero po trzydziestce. Robert Więckiewicz, Andrzej Chyra... Drugie życie zaczął też Bogusław Linda. Nie chodzi mi o to, że chcę się do nich porównywać. Po prostu różnie się układają aktorskie drogi. Janusz Gajos też dostał się do szkoły aktorskiej dopiero po czterech latach. Ja zawsze starałem się iść za tym, co mnie interesuje. Bardzo długo byłem na „nie”. Obecnie robię już trzecią rzecz z Patrykiem Vegą, ale odmówiłem mu na przykład udziału w serialu „Pitbull”

Nie żałuje Pan? To był przecież przebój.

Nie. Kiedy dostałem tę propozycję, twardo stawiałem na teatr. Wiedziałem, że wejście w telewizję spowoduje, że nie będzie mnie już dla teatralnej sceny. Z drugiej strony z wyciętych scen z filmów, w których zagrałem, mógłbym zmontować sobie własny krótki metraż.


Warto wiedzieć

Piotr Głowacki ma 31 lat. Mieszka w Warszawie.

Zagrał m.in. w „Odzie do radości”, „Domu złym”, „Sali samobójców”, czy serialu „Instynkt”.

W tym roku zobaczymy go na dużym ekranie w „80 milionach”, „Bitwie warszawskiej 1920” i „Ukrytych”. Pracuje nad własnym filmem dokumentalnym „Co jest”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska