Późnym popołudniem Rafał Stolarski wybrał się na ryby nad rzekę Tążynę. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy okazało się, że w korycie nie ma wody.
<!** Image 2 align=right alt="Image 34276" sub=" Zgodnie z dokumentacją pod modernizowanym mostem w Pieczeni powinny zostać ułożone trzy rury, które by zagwarantowały drożność rzeki.">Rafał Stolarski natychmiast zawiadomił komendanta Powiatowej Społecznej Straży Rybackiej w Aleksandrowie Kujawskim.
– Okazało się, że 24 września remontujący w Pieczeni most drogowy usypali tamę z piasku, która spowodowała, że rzeka została spiętrzona – mówi Mirosław Woźniak. – Na miejscu, na długości kilkunastu kilometrów w zagłębieniach, gdzie było jeszcze trochę wody, zostały śnięte ryby. Raki chodziły po wyschniętym korycie rzeki. O katastrofie ekologicznej poinformowałem policję w Aleksandrowie Kujawskim.
Zostały na łące
Gdyby rzeka została natychmiast udrożniona, udałoby się wiele ryb uratować. Niestety, zawiadomiona straż pożarna nie podjęła żadnych działań, a policja początkowo twierdziła, że wszystko jest zgodne dokumentacją. A wystarczył silny strumień wody z węża strażackiego, aby rozmyć tamę i rzekę udrożnić. Nastąpiło to dopiero w godzinach wieczornych, zbyt późno, aby uratować to, co w rzece żyje. Następnego dnia doszło do kolejnej katastrofy. Budowniczowie zburzyli tamę koparką.
– W tej sytuacji woda zaczęła gwałtownie spływać z rozlewiska, na którym znajdowały się ryby i raki, które nie zdążyły wrócić do koryta rzeki. Zostały na łące – mówi komendant Woźniak.
Strat nie da się ocenić
Budowa była prowadzona wbrew dokumentacji technicznej. Przewidywała ona zamiast spiętrzenia wody, wstawienie w koryto rzeki trzech rur, które zapewniłyby drożność rzeki. Tego jednak nie zrobiono. Udało nam się skontaktować z kierownikiem budowy, współwłaścicielem Firmy Drogowo-Mostowej „AKPIS” we Włocławku Krzysztofem Szymańskim, który powiedział, że zgodę na zagrodzenie rzeki otrzymał od jej zarządcy – Kujawsko-Pomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych we Włocławku.
<!** reklama left>Okręg Płocko-Włocławski Polskiego Związku Wędkarskiego we Włocławku ocenia wstępnie straty na 150.000 zł.
– Faktycznych strat nie da się nigdy ocenić – mówi Mariusz Trojanowski, prezes koła wędkarskiego w Aleksandrowie Kujawskim, wiceprezes Okręgu Płocko-Włocławskiego PZW. – Przez ostatnie lata włożyliśmy ogromne środki na zarybianie rzeki. Będącego pod ochroną prawną raka szlachetnego i minogi nigdy się nie odbuduje, bo nie ma narybku.
Katastrofę ekologiczną spowodowała bezmyślność bezpośrednich wykonawców, a także brak nadzoru nad tą inwestycją. Sprawą zajął się prokurator.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?