Rzucili się na ratunek ryzykując własne życie. Zapłacili za to bardzo wysoką cenę
- To był impuls, nie było czasu się zastanawiać nad tym, czy trzeba, czy lepiej nie ryzykować – mówi Jolanta Piszczatowska, która z narażeniem życia rzuciła się ratować drugą osobę. I ona, i Piotr Majewski, który też rzucił się do ratowania życia poszkodowanego, zapłacili za swoje poświęcenie bardzo wysoką cenę.
Maj 2018, wieś Grabówiec koło Nieżywięcia. Pani Jolanta – rolniczka prowadząca wspólnie z mężem gospodarstwo nastawione na hodowlę świń - pracuje w ogrodzie. Kiedy w pewnym momencie prostuje się nad grządką z garścią sadzonek w ręce, widzi sąsiada leżącego obok ciągnika, którym przed chwilą objeżdżał swoje pole. Krzyczy do męża, że coś się stało, oboje biegną w kierunku poszkodowanego. Dołącza do nich Piotr Majewski, właściciel firmy remontowo-wykończeniowej, który akurat kładzie u nich płytki.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYCH STRONACH >>>>>
Zobacz także: Uwaga na leśne zwierzęta. Coraz więcej wypadków z ich udziałem na drogach regionu