Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serce Wilfredo Leona zabiło dla Małgosi i reprezentacji Polski

Piotr Bednarczyk
Rozmowa z Wilfredo Leonem, siatkarzem kubańskiego pochodzenia, który od 24 lipca będzie mógł grać w oficjalnych meczach reprezentacji Polski

Jak wspomina Pan swoje dzieciństwo, spędzone na Kubie?

Nie pochodzę z Hawany, tylko z Santiago de Cuba. To bardzo ładne, historyczne miasto. Mieszkałem w jego centrum. Miałem mnóstwo kolegów, z którymi spędzaliśmy czas na uprawianiu sportu. Do dziś pamiętam wszystkich przyjaciół z tamtych czasów. I nie tylko przyjaciół, nawet tych, których znałem mniej, ale mówili - grajcie dalej, dopingowali nam. Wszystkim nam podobał się sport.

Sport ma Pan w genach mama była siatkarką, tata zapaśnikiem...

... jeden wujek koszykarzem, drugi baseballistą...

No właśnie. Na sport był więc Pan skazany. Dlaczego wybór padł na siatkówkę?
Inspiracja wyszła od mamy. Jako dziecko byłem bardzo aktywny, więc zaproponowała mi, żebym zajął się siatkówką. Porozmawiała ze swoim znajomym trenerem, który pracował z... dziewczynkami. Ten zgodził się przyjąć mnie na treningi. Przez pierwsze dwa lata pracowałem głównie nad nabraniem tężyzny fizycznej, ćwiczyłem z ciężkimi piłkami. Potem, przez rok, uczyłem się wyskoków i ataków, aż w końcu trafiłem do drużyny chłopców.

Bardzo szybko trafił Pan do reprezentacji Kuby seniorów - już w wieku 14, co w Polsce byłoby niemożliwe. Grał Pan w niej do 2012 roku, „po drodze”, w sezonie 2010 zdobył wicemistrzostwo świata. Dlaczego zdecydował się Pan opuścić swój kraj?

To był dla mnie bardzo trudny moment. Byłem już wtedy w związku z Małgosią. Chciałem grać w Europie, żeby być razem z nią. Usłyszałem, że nie ma na to szans. W dodatku byłem wówczas kontuzjowany. Cały czas mówili mi - przyłóż lód i będzie dobrze. Nie było odpowiedniej opieki medycznej. Widziałem, że nie będę mógł się rozwijać w moim rodzinnym kraju. W końcu zdecydowałem się na wyjazd (Kubańczycy nie mogą zarabiać za granicą - przyp. red.).

Na pewno ta decyzja nie spotkała się z aprobatą kubańskich władz...

Przez wiele miesięcy czekałem na paszport. Nie wiedziałem, dlaczego, ale byłem cierpliwy. Potem udało się załatwić wizę i wylądowałem w Polsce.

A potem pojawiła się propozycja z Zenitu Kazań. Jak Pan wspomina pobyt w Rosji? W jednym z wywiadów mówił Pan, że było dużo picia i dużo bójek.
Kiedy jeszcze mieszkałem na Kubie, często słyszałem, że w Rosji jest zimno i ludzie piją dużo alkoholu. Byłem w Kazaniu i... to się, generalnie, potwierdziło. Ale jestem z tego pobytu bardzo zadowolony. Miejscowi nie byli agresywni wobec mnie. Dużo pili, ale ja byłem spokojny, bo nie jestem Rosjaninem.

Na to, że od 24 lipca będzie Pan mógł reprezentować w oficjalnych meczach Polskę, ogromny wpływ musiało mieć małżeństwo z torunianką Małgorzatą. Jak się poznaliście?

Przez Facebooka, przez kolegę. Dodaliśmy się do kontaktów. Na początku rozmawialiśmy o siatkówce, ale pomału wkradały się inne tematy. Rozmawialiśmy coraz częściej. Czekaliśmy, aż będzie okazja spotkać się osobiście. Finał Ligi Światowej w 2011 roku miał odbyć się w Gdańsku. Żeby do niego awansować, musieliśmy w ostatnim meczu eliminacji pokonać bardzo silną reprezentację Włoch. Obiecałem Małgosi, że zrobię wszystko, byśmy awansowali. I - faktycznie - wygraliśmy 3:0. Spotkaliśmy się więc w tym Gdańsku i... wtedy zaczął się nasz poważny związek.

Kto rządzi w domu?

Trudne pytanie. Właściwie, to zawsze staramy się przedyskutować każdą sprawę, przedstawić swoje racje i podjąć wspólnie decyzję. Nie ma osoby dominującej. Nie może być tak, żeby decyzja była lepsza dla którejś ze stron. Tak chyba powinno być w każdej rodzinie.

Co się Panu w Polsce podoba bardziej, a co mniej? Wprawdzie na co dzień mieszka Pan we Włoszech, ale bywa regularnie w naszym kraju...

Jest świetnie. Jeśli coś może mi się nie podobać, to jedynie korki i zimno. Ale skoro przeżyłem zimy w Rosji, to już i z zimnem radzę sobie coraz lepiej.

Spotkał się Pan z rasistowskimi zachowaniami Polaków?

Małe rzeczy się zdarzyły, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, ale - generalnie - nie było z tym kłopotów. Coraz więcej ludzi rozpoznaje mnie, co, z pewnością, pomaga.

Uparł się Pan, żeby rozmawiać ze mną po polsku, bo doskonali Pan język. Idzie Panu znakomicie. Na pewno, z oczywistych względów, świetnie mówi Pan po hiszpańsku. Iloma językami jeszcze Pan włada?

Rosyjskim, włoskim i angielskim. Rozumiem też portugalski, ale w tym przypadku gorzej jest z mówieniem.

Od czterech lat czeka Pan na debiut w reprezentacji Polski w oficjalnym meczu. Z zawodnikami zna się Pan jednak już ze zgrupowań kadry. Jak Pana przyjęli?

Przy okazji jednego z meczów reprezentacji przyjechałem na mecz i poszedłem do szatni. Trener powiedział - chłopaki, to jest Wilfredo Leon, który od następnego roku będzie z nami. A oni powiedzieli - my wiemy, kto ty jesteś. Trochę pożartowaliśmy. Potem trafiłem na trzydniowe zgrupowanie do Zakopanego, później do Spały i wszystko było w porządku. Niebawem znowu pojedziemy do Zakopanego.

Ma Pan już lepszych znajomych w kadrze?
Jeszcze nie, za mało było czasu. Ale na pewno będę chciał mieć. Lepiej, jak jest ktoś przy tobie, z którym możesz porozmawiać o wszystkim, zwierzyć się, zaufać... Wtedy jest łatwiej.

Trafił Pan do zespołu mistrzów świata, mocnego zespołu. Polacy jednak na igrzyskach olimpijskich zdobyli dotąd tylko jeden, złoty medal w 1976 roku. Ostatnio na igrzyskach nam nie idzie. Mówi się o tym na zgrupowaniach reprezentacji, jest mocna mobilizacja przed kwalifikacjami do Tokio’2020?

Polskie drużyny, bo mówię nie tylko o seniorach, w różnych mistrzostwach w ostatnich latach zdobyły mnóstwo medali. Brakuje tego olimpijskiego. Przeważnie było blisko, ale nie wszystko wychodziło. Od czasu mistrzostwa w 1976 roku były piąte miejsca, jedno czwarte, ale brakowało podium. Mówimy o tym na zgrupowaniach - jesteśmy mocną drużyną, mamy szansę. Ale chodzi o to, żeby nie było to tylko słowo. Musimy potwierdzić to jeszcze na boisku.

Gra Pan obecnie w Perugii, ma kontrakt jeszcze na przyszły rok. Bierze Pan pod uwagę grę w przyszłości w polskiej lidze?

Miałem propozycję gry w Polsce, ale trochę za późno, bo już zdążyłem podpisać kontrakt z Perugią. Jestem otwarty na grę w Polsce, ale nie mam jeszcze propozycji. Mam za to już oferty z Rosji i Włoch. Nie wiem, jak to się skończy, ale kiedyś chciałbym zagrać w Polsce.

POLUB NAS NA FACEBOOKU

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska