Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skazany na karę śmierci. Mirosław S. zwabił, udusił, a potem kilkukrotnie zgwałcił

Małgorzata Oberlan
Afera w Młodym Lesie
Afera w Młodym Lesie Sławomir Kowalski / Polska Press
- Ta dziewczynka miała tylko 10 lat. Mirosław S. ją zwabił, udusił, a potem kilkukrotnie zgwałcił - wspomina emerytowany policjant. Do tej okrutnej zbrodni doszło latem 1990 roku we wsi Krzeszna na Kaszubach. Sprawca żyje, przebywa w ośrodku w Gostyninie. I zna dane osobowe 8-latki z domu dziecka w Toruniu.

O tym, że groźny przestępca, izolowany w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, otrzymał dane 8-latki z domu dziecka „Młody Las” w Toruniu, piszemy od tygodnia. Dziś ujawniamy, czego się dopuścił w 1990 roku. Na Kaszubach ludzie ten dramat pamiętają...

„Pobiegł za nią w te szuwary”

Do zbrodni doszło 12 sierpnia 1990 roku we wsi Krzeszna. To letniskowa miejscowość, położona w samym sercu Kaszub, dokładnie w gminie Stężyca, w powiecie kartuskim. W czasach PRL-u tutejsze jeziora (Krzeszna leży u zbiegu Ostrzyckiego i Potulskiego) dosłownie oblepione były wypoczynkowymi ośrodkami zakładowymi. Swoje letnie bazy miały tu m.in. zakłady rybne, mięsne, kolejowe i stocznia.

- Do jednego z takich ośrodków przyjechali też ci rodzice z 10-letnią dziewczynką - wspomina emerytowany już policjant z tej gminy, do którego udało nam się dotrzeć. - Pamiętam, że lato 1990 roku było całkiem ładne. W tamte dni bardzo dużo dzieciaków praktycznie nie wychodziło z jeziora. Rodzice spokojnie puszczali je w miejsca, gdzie była mielizna. Ta 10-latka też tam się bawiła...

Mirosław S., wówczas koło trzydziestki, podpłynął do bawiących się dzieci łódką. Był w samych kąpielówkach. Zapraszał dzieci na łódź, ale chętnych nie było. W końcu zgodziła się ta jedna dziewczynka. Zrobiła to mimo protestów młodszej, 6-letniej towarzyszki zabaw, która przypominała jej, że „miała już wracać do domu, rodzice kazali”.

Mirosław S. z dziewczynką wypłynął z Jeziora Potulskiego w kierunku Jeziora Ostrzyckiego. Akweny ta łączy „rzeczka”, jak mówili miejscowi. Przepłynęli ją spokojnie, dobili do brzegu i tutaj mężczyzna wysadził 10-latkę. Tak, jak jej obiecał - stąd miała już bliżej do kwatery.

- Mała ubrana była tylko w strój kąpielowy. Weszła już między szuwary, a on najpewniej odprowadzał ją wzrokiem. Jakiś impuls kazał mu z tej łodzi zejść i pobiec za dziewczynką. Udusił ją i zaciągnął do łodzi - relacjonuje emerytowany policjant (prosił o nieujawnianie na łamach gazety nazwiska). - Potem zgwałcił ją kilka razy, już jako nieżywą. Z tego, co pamiętam, przyznał się do zgwałcenia jej jeszcze nazajutrz.

„Mówił, że to krew po goleniu”

Rodzice 10-latki zaalarmowali miejscowy komisariat o zaginięciu córki, gdy dziecko nie wróciło na noc. Aby pomóc miejscowym policjantom w poszukiwaniach, do Krzeszny przyjechały posiłki z komendy wojewódzkiej.

- Bardzo pomogła nam wtedy ta 6-letnia dziewczynka, która widziała, jak 10-latka wsiadała z Mirosławem S. do łodzi. Potrafiła go opisać, nawet jego kąpielówki. Szukaliśmy jego i żywej lub martwej dziewczynki - wspomina emerytowany policjant.

Nasz rozmówca nie pamięta, czy Mirosław S. był w Krzesznej na wakacjach, czy też tam pracował. Z dokumentów wynika, że miejscem zbrodni był Ośrodek Wypoczynkowy Kolejowych Zakładów Usługowych w Krzesznej. - Pamiętam, że jak do niego dotarliśmy, miał u siebie zakrwawiony ręcznik. Tłumaczył, że to po goleniu okolic krocza. Faktycznie, zgolił się do ostatniego kłaczka. Ale to po to, by zatrzeć ślady. Wiedział dokładnie, co robi - relacjonuje policjant - A krew na ręczniku, jak się później okazało, była krwią tej dziewczynki...

Skazany na śmierć

Mirosław S. w obecności śledczych przyznał się do zbrodni. Do szyi ofiary przywiązał kawał metalu (prawdopodobnie był to kawałek szyny), a potem zwłoki wrzucił do jeziora. - Ale wypłynęły. Znaleźliśmy je. Pamiętam, jak przyjechał prokurator - wspomina nasz rozmówca.

W 1991 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Gdańsku skazał Mirosława S. na karę śmierci. Dlaczego jej nie wykonano? Jak S. trafił do ośrodka w Gostyninie?

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE>>>>>

- Szczurek. No, taki mikry, chudy. Najwyżej 60 kilogramów ważył. Niepozorny facet. Tak zapamiętałem tego Mirosława S. - wspomina emerytowany policjant z Kaszub. - Miał u siebie pornograficzne pisma. Każdej kobiecie wydłubał krocze. Scyzorykiem albo cyrklem - agresywnie tak. Normalne to to nie było...

W tamtych czasach, a przecież mówimy raptem o 1990 roku, praca śledczych różniła się mocno od obecnej praktyki. Badania DNA w Polsce raczkowały. Z dziećmi starano się postępować z wyczuciem, choć przesłuchiwanie w specjalnych pokojach, w obecności psychologa, było melodią przyszłości. 6-letnią dziewczynkę, która widziała, jak ofiara Mirosława S. wsiadała do jego łódki, rozpytywano inaczej.

Kara śmierci i odebranie praw

- Bardzo nam ta malutka pomogła, bo dużo pamiętała. Jak już dotarliśmy do Mirosława S., to trzeba było zrobić okazanie, czyli pokazać dziecku tego mężczyznę w towarzystwie przynajmniej dwóch podobnych. No, trochę się namęczyliśmy, żeby tych dwóch mikrych znaleźć - wspomina policjant emeryt.

Z rodzicami dziewczynki było uzgodnione, jak rzecz będzie przebiegała. Oczywiście, o żadnych strasznych podejrzeniach dziecku nie mówiono. Umowa była taka, że jeśli rozpozna „pana od łódki”, to do niego podejdzie i poda mu rękę.

- Długo się nie zastanawiała. Podeszła do Mirosława S. i chwyciła za rękę. Oczywiście, istotne były też jej zeznania. Pamiętam, że z wdzięczności podarowaliśmy jej później książkę z dedykacją - przypomina sobie mundurowy. Nie zapomni jeszcze dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że Mirosław S. miał u siebie pisemka pornograficzne. Każdej kobiecie wydłubał krocze. Agresywnie, z impetem. Scyzorykiem albo cyrklem jakimś. - No, normalne to to nie było - komentuje nasz rozmówca.

Rzecz druga to żal. Ten człowiek naprawdę go okazywał. Nie potrafił wytłumaczyć racjonalnie, co popchnęło go do okropnej zbrodni. Gdy z amoku otrzeźwiał, autentycznie żałował. Potwierdzą to potem śledczy i sąd.

Akt oskarżenia przeciwko Mirosławowi S. kierowała do sądu Prokuratura Rejonowa w Kartuzach. Proces toczył się przed ówczesnym Sądem Wojewódzkim w Gdańsku. Oskarżycielem posiłkowym był ojciec 10-letniej ofiary.

- 12 grudnia 1991 roku Mirosław S. skazany został na karę śmierci. Karą dodatkową było pozbawienia praw publicznych na zawsze - informuje sędzia Tomasz Adamski, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE>>>>>

Podkreślmy, że surowszej kary w Polsce nie było. Od tego wyroku jednak 20 marca 1992 roku rewizję wniósł obrońca oskarżonego.

- Na rozprawie rewizyjnej sytuacja przedstawiała się następująco. Obrońca poparł rewizję, prokurator wnosił o wymierzenie kary 25 lat pozbawienia wolności, a oskarżyciel posiłkowy o utrzymanie wyroku w mocy. Sam oskarżony natomiast prosił o danie mu szansy - relacjonuje sędzia Tomasz Adamski.

W wyniku rewizji Sąd Apelacyjny w Gdańsku wyrokiem z 27 maja 1992 roku zmienił wyrok i skazał Mirosława S. na karę 25 lat wiezienia. Orzekł też pozbawienie go praw publicznych na 10 lat.

Dzwoni i pisze z Gostynina

Mirosław S. trafił do ośrodka w Gostyninie tuż po tym, jak skończył odbywać karę 25 lat więzienia. W placówce umieszczono go na podstawie tzw. ustawy o bestiach.

- 23 kwietnia 2015 roku (pod koniec odbywania kary - przyp. red.), po zapoznaniu się z opiniami biegłych, Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał mężczyznę za osobę stwarzającą zagrożenie. Dlatego umieszczono go w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie - wyjaśnia sędzia Adamski.

Przeczytaj również: Polak mało czyta więc się boi

Z tego ośrodka właśnie na przełomie marca i kwietnia Mirosław S. dzwonił do domu dziecka „Młody Las” w Toruniu. Oferował przepisanie na jakieś dziecko swojej polisy ubezpieczeniowej. Pracownica podjęła temat. Telefonów było kilka. Ostatecznie, jak twierdzi dyrekcja, dane wytypowanej przez siebie 8-letniej dziewczynki przekazała przez telefon agentowi ubezpieczeniowemu.

- Agent wyraźnie wymienił już nazwę ośrodka w Gostyninie. Wtedy pracownicy powinna zapalić się czerwona lampka - przyznaje Anna Czeczko-Durlak, dyrektor „Młodego Lasu”.

W kwietniu Mirosław S. przysłał 8-latce imiennie zaadresowane życzenia urodzinowe. Według naszego informatora, dziewczynka cieszyła się z „życzeń od wujka”. Potem przestępca wysłał jeszcze 8-latce dwie paczki. W jednej była lalka. Te już na pewno do rąk wychowanki nie trafiły.

Toruński adres Mirosława S.

Sprawą poważnie zainteresował się Marek Michalak, rzecznik praw dziecka. To m.in. za jego sprawą udostępnienie danych osobowych 8-latki zaczęto w ogóle formalnie wyjaśniać. Dodajmy, że dziewczynka nie jest sierotą.

Urząd Miasta Torunia w porozumieniu z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie, który bezpośrednio nadzoruje dom dziecka, zarządził w nim kompleksową kontrolę. Anna Czeczko-Durlak zobowiązana została do przeszkolenia pracowników w zakresie udostępniania danych osobowych dzieci. Ma też opracować procedury postępowania z darczyńcami. Sprawę udostępnienia danych bada też toruńska prokuratura.

A Mirosław S.? Być może wspomina czasem Toruń. Tutaj dorastał, chodził - jak sam twierdzi - do szkoły specjalnej. Ostatni jego toruński adres pobytu to pewna ulica na lewobrzeżu. Kilka lat temu wzniesiono tutaj nowe bloki socjalne.

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska