Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skrzydlate bohaterki - rozmowa z Jolantą Przybylak, toruńską spadochroniarką, szybowniczką i pilotką

Miasta Kobiet
Dużo się mówi o polskich pilotach, a o wspaniałych lotniczkach - grobowa cisza. Ale ja, zakręcona od śmigła, postanowiłam zrobić wszystko, żeby te kobiety nie zostały zapomniane - mówi Jolanta Przybylak, toruńską spadochroniarką, szybowniczką i pilotką, rozmawia Jan Oleksy.

Czuję się u Pani jak w muzeum - kawał historii toruńskiego i polskiego lotnictwa z kobietami w roli głównej...
Wielki lotnik pan Ryszard Witkowski, gdy mnie odwiedził w wieku 90 lat, nazwał to miejsce: „Babskie lotnicze przytulisko na pięterku”. Bardzo mi się to określenie spodobało. To małe przytulisko jest moim królestwem.

Dlaczego „babskie”?
Dużo się mówi o polskich pilotach, a o wspaniałych lotniczkach - grobowa cisza. Wiadomo, baby do garów! Ale ja, zakręcona od śmigła, postanowiłam zrobić wszystko, żeby te wspaniałe kobiety nie zostały zapomniane. Zaczęłam kontynuować dzieło pilotki, inicjatorki Zlotów Polskich Lotniczek - Ireny Kostki. Tak rośnie cenne archiwum pełne dokumentów, dyplomów, zdjęć, książek lotów...

Poświęciła się Pani ratowaniu życiorysów lotniczek?
Wiele pięknych kart zapisały pionierki lotnictwa polskiego, od początku XX wieku. Potrafiły sprostać wymaganiom rygorów lotniczych, były wykształcone na równi z mężczyznami. Stawiały czoła wyzwaniom epoki, z godną podziwu ambicją pokonywały strach w walce z żywiołami przyrody, z piętrzącymi się przeszkodami natury materialnej i sprzętowej. Nie wahały się marzyć o lataniu, zrywając ograniczenia, które im do tej pory wyznaczało społeczeństwo.

Trudne to były początki?
Przełomem był lot pionierek w I Rajdzie Kobiet Dookoła Polski na trasie 3 tys. km w 1931 roku. To pilotki Wanda Olszewska i Maria Wardasówna oraz Danuta Sikorzanka i Maria Lierówna na samolocie PZL-5 pokonały bariery ograniczeń. Warto wspomnieć także prekursorkę toruńskich lotniczek Jadwigę Maćkowską, współzałożycielkę Koła Szybowcowego i Aeroklubu Pomorskiego, czy Annę Leską-Daab, która w 1939 roku szkoliła się w naszym aeroklubie, a w czasie wojny była pilotem i dowódcą eskadry kobiecej w Air Transport Auxiliary - pomocniczej służby RAF w Wielkiej Brytanii. To one łamały stereotypy myślowe, że kobiety nie mogą latać.

Tak przynajmniej twierdzili mężczyźni. Pani jest najlepszym przykładem na to, że kobiety mogą latać i - co więcej - odnosić sukcesy w tej dziedzinie. Co Panią ciągnęło do lotnictwa?
Już jako dziecko chodziłam z dziadkiem, Stanisławem Kołodziejczakiem, na toruńskie lotnisko. Przed wojną był on baloniarzem, służył w słynnym I Toruńskim Batalionie Balonowym. Szacunek do lotnictwa wyniosłam z domu, więc do Aeroklubu Pomorskiego nie trafiłam przypadkiem. Można powiedzieć, że poszłam w ślady dziadka i po przeszkoleniu spadochronowym w kwietniu 1966 roku wykonałam swój pierwszy w życiu skok.

Wszystko zaczęło się od spadochroniarstwa?
Byłam za młoda, żeby latać na szybowcach, więc spadochroniarstwo stało się dla mnie naturalnym, pierwszym lotniczym etapem. Miałam 15 lat z groszami, gdy zapisałam się na kurs teoretyczny. Zaliczyłam na piąteczkę. W 1969 roku zostałam pierwszą toruńską spadochroniarką, która zdobyła Złotą Odznakę Spadochronową. Na koncie mam 109 skoków, ten ostatni oddałam 26 kwietnia 1970 roku na pokazach lotniczych w Toruniu. Skończyło się kontuzją. Wylądowałam prawidłowo, ale silny podmuch wiatru niespodziewanie wypełnił czaszę i pociągnął mnie po ziemi. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi kontuzji, dopiero lekarz stwierdził, że nie będę już skakać, jeździć na rowerze i na nartach. Dzięki mojemu szefowi wyszkolenia inst. pil. Stanisławowi Akermanowi trafiłam do Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej w Warszawie. Tam w najlepszej klinice w Polsce „sierota spadochronowa” doszła do siebie.

I zaczął się kolejny etap podniebnych przygód?
Po kontuzji już nie skakałam, ale po dwuletniej rehabilitacji mogłam kontynuować szkolenie szybowcowe, które rozpoczęłam na obozie LPW I stopnia w 1968 roku pod okiem wielkiego lotnika inst. pil. Franciszka Rutkowskiego. Latałam, doskonaliłam umiejętności i zdobyłam Srebrną Odznakę Szybowcową. Mam drugą klasę pilota szybowcowego z licencją.

I zaczęła Pani szybować?
Mając 18 lat zaczęłam latać na szybowcach, ale gdy na nasze lotnisko przyleciała na śmigłowcu znana pilotka wojskowa ppłk pil. Zofia Andrychowska - piękna kobieta w mundurze, dowódca pułku w Inowrocławiu - to zamarzyło mi się pójście do wojska, do lotnictwa.

Trochę szalona decyzja.
Szalona dziewczyna zgłosiła się do WKU i usiłowała dostać się do znanej szkoły lotniczej w Dęblinie. Ku zdumieniu egzaminatorów, pozytywnie przeszłam trudne, specjalistyczne i lekarskie testy. Niestety, do „szkoły orląt” w 1968 roku kobiet nie przyjmowano! Musiałam pogodzić się z tą decyzją, choć nie przyszło mi to łatwo.

Co takiego jest w lataniu?
Coś człowieka ciągnie... żeby zawisnąć między niebem a ziemią. Szczególnie jak przyjdzie wiosna, to odzywa się zew przestworzy. Czujesz, że przeszywa ciebie na wylot wiatr, przenika do głębi. Jesteś ptakiem - jesteś wolny. A w szybowcu, oczywiście po wyczepieniu, jest absolutna cisza. To prawdziwa awiacja, jesteś zjednany z powietrzem, wszystko od ciebie zależy. Patrzę nieraz na zdjęcia, na których jestem z moimi zapomnianymi, wspaniałymi koleżankami lotniczkami, one odleciały już do „niebieskiego aeroklubu”... I czuję się szczęśliwa.

A były gorsze chwile?
Szczególnie dramatyczny był ostatni lot na szybowcu, trasa Toruń-Lisie Kąty-Toruń, w ramach ćwiczeń do zdobycia Złotej Odznaki Szybowcowej. Za Lisimi Kątami, mając 1200 m wysokości, zaczęłam się dziwnie czuć i trząść. Ocknęłam się na 700 metrach. Modliłam się, aby bezpiecznie wylądować. Prosiłam przez radio o lądowanie z prostej. Dokładnie nie wiem, jak wysiadłam z tego szybowca, pomógł mi mój wspaniały inst. pil. Edek Janowski. Okazało się później, że były to pierwsze sygnały niskich poziomów cukru. Nie przeszłam lotniczych badań. „Niezdolna do lotów i skoków”. I do dziś żyję z tym wyrokiem.

To był koniec latania?
Samodzielnego tak, ale niech pan nie myśli, że już nie latam. Ostatnio 42 minuty spędziłam w powietrzu, oczywiście z instruktorem. Było to w pięknej górskiej szkole szybowcowej w Międzybrodziu Żywieckim na corocznym spotkaniu Miłośników Żaru i Zlotach Polskich Pilotek zwanych Aerosabatami. Te chwile dają siłę do dalszego działania, pomimo ułomności zdrowotnych i „jesieni życia”. Szkoda, że nie spełniło się moje marzenie - zdobycie uprawnień instruktora lotniczego.

Natomiast zdobyła Pani licencję pilota.
Jestem pilotem samolotowym III klasy. Moim marzeniem było samodzielne latanie na CSS-13, popularnym „kukuryźniku”. Dzięki inst. pil. Edwardowi Sosnowskiemu poznałam sztukę latania na tym samolocie. Gdy pierwszy raz samodzielnie poleciałam na nim..., to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu! Z tego samolotu wykonałam swój pierwszy skok spadochronowy i na nim odbyłam również ostatni przed kasacją lot nad Toruniem. We wrześniu 1974 roku ,,Papaja” - jak też potocznie nazywano CSS-a - porąbano na kawałki, bo skończył mu się resurs. Tak wtedy było. Ze szczątków mojego ukochanego samolotu udało mi się uratować wolant, czyli drążek sterowy, i wysokościomierz - moje największe pamiątki.

To niezwykle cenne eksponaty w „babskim” muzeum. Przyznaję, że o pilotach wiemy dużo, Żwirko i Wigura, Dywizjon 303, ale o pilotkach niewiele...
Bardzo szanuję wszystkie lotniczki, bo one musiały pokonać wiele ograniczeń i ciągle udowadniać, że potrafią więcej niż mężczyźni. Chcę uratować od zapomnienia ich historię. Nie myślę o sobie, choć mój dorobek jest duży - mam srebrną i złotą odznakę - ale o pionierkach, które wielkie sukcesy osiągały w trudnych czasach. Aktualnie opracowuję historię powojennych lotniczek, mam już przygotowanych 65 biogramów.

Taka misja?
To mnie ruszyło! Dziewczyny musiały nieraz cały dzień czekać, żeby na końcu polecieć pięć minut - bo babą jesteś! Ale nie mam tego za złe, to była świetna szkoła życia. Po pierwsze - uczyła pokory, a po drugie - odpowiedzialności i cierpliwości. Składając drugiej osobie spadochron, bierzesz na siebie całą odpowiedzialność za jej życie. Wystarczy spojrzeć sobie w oczy.

A to rodzi prawdziwą przyjaźń?
Ta prawdziwa lotnicza trwa i trwa. Od dawna zastanawiały się wielkie lotniczki - siostry Pelagia Majewska i Irena Kostka - podczas wspólnego przelotu, co będą robić, jak nie będą mogły latać? - Będziemy się spotykać i wspominać!

Tak powstały zloty nazwane przekornie Aerosabatami?
Organizując Zloty Polskich Lotniczek im. Ireny Kostki, zwane Aerosabatami, chcemy utrwalać pamięć o kobietach - lotniczkach, które umiłowały przestrzeń, latanie, szybowanie. A dzięki zlotom jesteśmy o 10 lat młodsze! W tym roku odbył się już XX zlot w Gdańsku, a teraz myślimy o następnym, który zorganizowany będzie w Lisich Kątach przez Aeroklub Nadwiślański, z pilotką seniorką Lusią Kaczorek na czele, w ramach 100-lecia polskiego lotnictwa i odzyskania niepodległości. Moim marzeniem jest dokończenie biografii współczesnych lotniczek i zorganizowanie wystawy ,,Polskie lotniczki w stuleciu” z wymarzonym albumem. Liczymy na pomoc władz i sponsorów.

Zadośćuczynienie za zapomnienie?
A także pewne zobowiązanie, złożone znanej pilotce Jadwidze Piłsudskiej-Jaraczewskiej, córce marszałka, i ppłk pil. Halinie Kamińskiej-Dudek, która w liście do nas pisała te słowa: „Kobiety, które umiłowały przestrzeń i szybowanie, to nie czarownice, tylko skrzydlate bohaterki, chronicie nas i nasze dokonania od zapomnienia. Przypominacie, że kobiety na równi z mężczyznami stawiały i stawiają czoła wyzwaniom epok, że sprostałyśmy niełatwym wymaganiom, wzlatując w przestworza...”.

*Jolanta Kołodziejczak-Przybylak

ur. w Toruniu w 1949 r., skoczek spadochronowy z licencją I klasy - 109 skoków; pilot szybowcowy II klasy z licencją, pilot samolotowy III klasy. Posiada Złotą Odznakę Spadochronową nr 447, Srebrną Odznakę Szybowcową nr 3967.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Skrzydlate bohaterki - rozmowa z Jolantą Przybylak, toruńską spadochroniarką, szybowniczką i pilotką - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska