Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spadek powołań w kościele - także w Kujawsko-Pomorskiem. Cudów na razie nie będzie

Roman Laudański
archiwum Polska Press
Rodzice słysząc, że syn rozważa możliwość wstąpienia do seminarium duchownego, zdecydowanie mu to odradzali. Pytali: naprawdę chcesz pójść w środowisko, o którym się teraz mówi takie rzeczy? – to historia z diecezji włocławskiej.

– Dwadzieścia lat temu jeden z kenijskich biskupów powiedział mi, że bardzo dziękuje za dzieło ewangelizacji, ale biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Europie, to niedługo Afryka będzie wysyłała misjonarzy do Europy – wspomina redaktor Tomasz Królak, wiceprezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Jak prorocze były to słowa, dopiero się przekonamy. W tym roku liczba kandydatów do kapłaństwa spadła w Polsce o 20 procent. Do seminarium w Bydgoszczy nie zgłosił się nikt. Seminaryjną furtę w Toruniu przekroczył jeden kandydat, ale już zrezygnował. W Bydgoszczy dwudziestu pięciu seminaryjnych wykładowców naucza sześciu alumnów. W Toruniu od drugiego do szóstego roku uczy się od czterech do siedmiu kleryków. Do włocławskiego seminarium zgłosiło się czterech kandydatów, do inauguracji wytrwało trzech. We Włocławku to najmniejsza liczba chętnych od kilku lat. Do seminarium w Gnieźnie przyjęto pięciu chętnych (w ubiegłym roku tylko jednego). Zgłoszeń było więcej, części podziękowano, część odroczono.

Mówiąc najogólniej, nie tylko obecny klimat w polskim Kościele nie służy powołaniom do seminariów i zakonów.

– Spadek powołań obserwowany był już od dłuższego czasu – mówi dr Paweł Załęcki, antropolog kultury, socjolog. Wskazuje na nieprzyjazną społecznie atmosferę wygenerowaną m.in. przez sam Kościół. – Część osób, która mogłaby rozważać wstąpienie do seminarium duchownego, nie podejmuje takich działań. Moim zdaniem jeszcze przed głośnymi aferami kościelnymi sporo chętnych wybierało seminarium niekoniecznie z powodu powołania, a jako drogę kariery zawodowej. Powołanie czasem przychodziło, a czasem nie. Takie podejście jest bardzo czułe na społeczny wymiar postrzegania Kościoła oraz duchownych. Wpływa na wahających się. Jak wybrać taką drogę kariery, kiedy tak negatywnie postrzega się duchowieństwo?

Przyczyny

O przyczyny spadku powołań zapytaliśmy ks. dr. Wojciecha Rzeszowskiego z Centrum Edukacyjno – Formacyjnego Archidiecezji Gnieźnieńskiej. To były rektor seminarium w Gnieźnie, były Przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych.

– Około dwudziestoprocentowy spadek powołań jest faktem – przyznaje ks. Rzeszowski. Wśród zewnętrznych przyczyn wskazuje na procesy demograficzne wpływające na mniejszą liczbę kandydatów. Mniej młodzieży studiuje na wszystkich uczelniach, choć oczywiście są bardziej oblegane kierunki. Drugim czynnikiem są młodzi Polacy, którzy nie widzą w kraju przestrzeni dla siebie. I emigrują.

A jeśli chodzi o czynniki wewnętrzne, to – zdaniem księdza Rzeszowskiego – należy ich upatrywać w kulturze, stylu życia i sposobie myślenia młodych ludzi. – Oni żyją dziś w innym świecie, są domownikami świata wirtualnego, cyfrowego. Nie są obywatelami kraju, tylko obywatelami świata. Znają języki, a dzięki internetowi mają dostęp do różnych kultur, religii, stylów życia. To wpływa na całokształt myślenia, zachowań, wartościowania. Na to nakłada się coraz większa liczba rodziców rozwiedzionych lub coraz bardziej zajętych pracą. W takiej sytuacji mniej uwagi poświęca się dzieciom. Cierpi na tym wychowanie religijne, duchowe. W Kościele bardzo wyraźnie widać rozwijający się wśród dzieci analfabetyzm religijny.

Ponadto ks. Rzeszowski zwraca uwagę na medialne treści, którym młodzi nasiąkają. – W większości są one wypłukane z głębszych wartości, wszystko jest w nich płynne, pozbawione wartościujących granic. - Jeśli ktoś wzrasta w takim świecie, a nie dostanie w rodzinie dobrego przekazu, to może być dobrym człowiekiem, ale bez religijnego, duchowego punktu odniesienia. W dużych miastach coraz więcej ludzi rezygnuje z katechezy. Czy one były lepsze czy gorsze – można dyskutować. Katecheci są świetni, przeciętni i słabi, tak jest wszędzie i podobnie rzecz się ma np. z nauczycielami. Jeśli trafisz na dobrą katechezę, to jest szansa na pozytywne zmiany, ale katecheza jest jednym z elementów szkoły. Jeżeli brakuje religijnego zaplecza w domu, to cudów też nie będzie.

Przez to wszystko – zdaniem ks. dr. Rzeszowskiego – młodzi coraz mniej myślą o przestrzeni religijnej, ona ich coraz mniej interesuje, coraz mniej się w nią angażują. Dlatego nie ma się co dziwić, że później nie ma zainteresowania powołaniem.

Mocne roczniki to przeszłość

Ks. dr Wojciech Rzeszowski 35 lat temu ukończył gnieźnieńskie seminarium. Wtedy pierwszy rok rozpoczynało około 40 chętnych. – To była to zupełnie inna epoka, nie można porównywać – zastrzega. – Diecezja gnieźnieńska liczyła wtedy sporo ponad milion mieszkańców, a dziś 630 tysięcy, ale w tamtych czasach, pod koniec lat 80., przychodziły mocne roczniki – wspomina.

– Seminaria, w których na kilku latach kształciło się kilkuset studentów to już zamierzchła przeszłość, do której prawdopodobnie bardzo długo nie wrócimy – mówi redaktor Tomasz Królak, wiceprezes KAI. – Od kilku lat co roku obserwujemy tąpnięcie w powołaniach i zastanawiamy się, czy jest tak wyraźne, jak w tamtym roku i dwa lata temu, czy to już ostatnie czy nie? Prawdopodobnie nie, a przyczyn jest wiele. Kluczowym środowiskiem, w którym wykluwają się powołania, jest rodzina, dziś przeżywająca wieloraki kryzys. Dlatego nie dziwi, że kryzys rodziny przekłada się na kryzys powołań. Nie tylko autorytety w Kościele – począwszy od papieża Franciszka, przez świeckich kulturoznawców, socjologów mówią, że młodym ludziom trudno dziś podejmować wiążące decyzje o długofalowych konsekwencjach. Sprawa nie dotyczy tylko kapłaństwa, ale podobnie jest z kryzysem zawierania małżeństw. Dowodzą tego statystyki GUS. Ubywa również ludzi, wyjeżdżają z kraju za pracą. Uwzględniając te wszystkie fakty, ludzie czują lęk przed podjęciem kluczowych decyzji o długofalowych skutkach. Na to wszystko nakłada się niewątpliwy kryzys Kościoła wywołany głównie skandalami pedofilskimi. Młody człowiek musi bardzo poważnie się zastanowić, czy chciałby być księdzem, kiedy stan kapłański postrzegany jest w społeczeństwie bardzo negatywnie. Niezależnie od zawinionych przewin sprawców, to rzutują oni na postrzeganie całości. Kościół pada ofiarą uogólnień, niezależnie – co podkreślam – od ewidentnych zaniechań i przewin, które ma na sumieniu. Trudno się spodziewać, że następne tąpnięcie w powołaniach będzie mniejsze. Do tego doszła pandemia, która spowodowała – nie wiadomo jak wielki, być może będzie to 20, a może nawet 30 procent – spadek wiernych w kościołach.

Przyczyn spadku powołań ks. dr Artur Niemira, kanclerz Kurii Diecezjalnej we Włocławku, także upatruje w kryzysie przekazu wiary w rodzinach. – Pierwszym środowiskiem przekazu wiary jest rodzina – przypomina ks. dr Niemira. – W wymiarze życia sakramentalnego kryzys powołań jest pochodną kryzysu rodziny. Wpływa na to również demografia, od lat rodzi się mniej dzieci, przez co mamy mniej młodzieży. Kultura, w jakiej żyje młody człowiek, jest nieprzychylna rozwojowi powołań. Mówi się teraz, że to nie tak, iż Pan Bóg nie powołuje młodych ludzi. Być może młodzi słyszą ten głos w swoim sercu, ale niekoniecznie mają odwagę, żeby odpowiedzieć pozytywnie. Być może środowisko, w którym żyją, atmosfera wokół Kościoła, nie pomagają w podejmowaniu takich wyborów. Tu widzimy problem młodzieży w Kościele. Od pewnego czasu jest ich mniej, pandemia spowodowała dalsze spadki, a do kościołów wróciła mniejsza lub większa – tego jeszcze nie wiemy – część dorosłych. Widać też problem braku uczestnictwa młodzieży w katechezie.

Te wszystkie elementy – zdaniem ks. dr. Niemiry – mają wpływ na powołania, zniechęcają do kapłaństwa. A także to, co z mediów młody człowiek może usłyszeć o Kościele, o skandalach związanych z niektórymi duchownymi

Skutki

W diecezjach będzie mniej wyświęconych kapłanów, przez co będzie mniej pracujących księży, zwiększy się również średnia ich wieku. W przyszłości może to rodzić problemy z obsadą parafii. Np. w diecezji włocławskiej systematycznie zmniejszana jest liczba wikariuszy w parafiach. Na razie nie łączy się tu parafii, co zdarza się np. w diecezji gnieźnieńskiej.

Ks. dr Artur Niemira: – Dziś za wcześnie, by wyrokować o tym, czy seminaria będą łączone czy nie. Oczywiście taka perspektywa może się kiedyś pojawić. Ten temat poruszany był także podczas ostatniej wizyty księży biskupów u papieża Franciszka. Jakieś wnioski w sprawie seminariów duchownych biskupi przywieźli z Watykanu.

Zdaniem dr. Pawła Załęckiego, Polska stanie się krajem misyjnym. – Ożywienie i rozwój Kościoła notowany jest obecnie na południowej półkuli, w biedniejszych krajach Ameryki Południowej, Środkowej i Afryki. Stamtąd zaczną przyjeżdżać duchowni do Polski.

Nie do końca wiadomo, jak to wszystko będzie przebiegać – dodaje ks. dr Rzeszowski. – Może się pogłębiać, ale nie musi. Proszę popatrzeć na seminaria. Bywa, że w jednym roku nie zgłosi się żadna osoba lub jedna, a rok później przychodzi pięciu lub siedmiu chętnych. I jak wytłumaczyć 500-procentowy wzrost?

– Oczywiście wpływ na brak powołań mają również rzeczy dość skutecznie opisywane, a nawet grillowane przez media – dodaje ks. dr Rzeszowski. – Choć pewnie mają tylko cząstkowy wpływ na kandydatów. Jeżeli ktoś jest zaangażowany w Kościół i zależy mu na Kościele, to jest w stanie sobie z tym poradzić. Oczywiście ta cała sytuacja osłabia wizerunek i godzi w Kościół.

– Jeśli chodzi o poziom duchowy kandydatów, to nie jestem pesymistą – podkreśla redaktor Królak. - Mniejsza ilość może zaowocować większą jakością. Ze względu na to, jak dziś w Polsce postrzegany jest stan kapłański, decyzja o wstąpieniu do seminarium musi być bardzo mocna. Świadczy o determinacji i głębokości przeżycia duchowego. Kiedyś do seminariów, zakonów męskich i żeńskich zgłaszali się maturzyści i maturzystki. Dziś często są to ludzie po studiach, czasem z doświadczeniem zawodowym. Musimy być przygotowani na następującą perspektywę: kiedyś to Kościół w Polsce wysyłał misjonarzy na inne kontynenty. Teraz musimy pogodzić się z myślą, że jeśli będzie się pogłębiał niedobór księży, to Polska będzie prosiła kraje dotychczas misyjne, by przysyłały do nas swoich misjonarzy. Dla Kościoła w Polsce, dla naszego społeczeństwa, spotkanie z ludźmi ukształtowanymi w innych kulturach, językach i kontynentach może stać się czymś dobrym. Mamy wspaniałe tradycje mieszkania z ludźmi innych religii, ale z powodów historycznych staliśmy się dość monoreligijnym społeczeństwem. Takie ubogacenie byłoby – być może – dla nas dobre. Pokazywałoby powszechność, uniwersalność Kościoła.

Dr Paweł Załęcki: – Nie wieszczyłbym upadku Kościoła, który przetrzymał reformację. Wtedy niektórym duchownym wydawało się, że siły zewnętrzne i wewnętrzne postawią Kościół w stan likwidacji. Przetrwał, choć podjął wiele środków zapobiegających, których dziś nie widać.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Spadek powołań w kościele - także w Kujawsko-Pomorskiem. Cudów na razie nie będzie - Gazeta Pomorska

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska