Małgorzata Oberlan

Spadł z 11. piętra i przeżył! Oluś, mały wojownik wyszedł już ze szpitala

Oluś w szpitalu w Toruniu wraca do zdrowia. Fot. Facebook Oluś w szpitalu w Toruniu wraca do zdrowia.
Małgorzata Oberlan

Cud - tak o przypadku czteroletniego Olka, który wypadł z 11. piętra wieżowca w Toruniu, mówią ludzie na co dzień do bólu racjonalni: policjanci, prokuratorzy, lekarze...

- Jestem lekarzem z kilkudziesięcioletnim stażem pracy. Dla mnie to jest cud - mówi wprost doktor Leopold Gibas, koordynujący oddział ortopedii w szpitalu dziecięcym w Toruniu.

Ortopeda nie jest żadnym wyjątkiem. Słowo „cud” towarzyszy historii czteroletniego Olka od samego początku. Przez przypadki odmieniali je od początku policjanci, medycy, prokuratorzy. Bo chłopiec nie tylko przeżył upadek z wysokości 11. piętra, ale i odniósł zdecydowanie mniej obrażeń, niż należało się spodziewać po tak ciężkim zdarzeniu. Nie ucierpiały: czaszka, mózg, kręgosłup, rdzeń kręgowy, większość narządów wewnętrznych. Upadek skutkował złamaniami kości nóg i miednicy.

Dziecko spada inaczej

Do wypadku doszło 19 września br. na największym blokowisku w Toruniu. Chłopczyk wypadł z okna mieszkania położonego na 11. piętrze wieżowca na osiedlu Na Skarpie.

Ustalony na razie przez policję i Prokuraturę Rejonową Toruń Wschód przebieg wypadków był następujący. Czterolatek znajdował się pod opieką matki (ojciec był w pracy). Pani Ewa postanowiła jednak wyjść dosłownie na chwilę: wyrzucić śmieci i przełożyć fotelik w samochodzie, zaparkowanym przed budynkiem.

- I te kilka minut do nieszczęścia wystarczyło - podkreśla prokurator rejonowy Marcin Licznerski. - Chłopiec sam przysunął sobie taborecik pod okno i sam je sobie otworzył.

Ciąg dalszy był już dramatyczny. Malec wskrabał się na parapet i wypadł. Szczęśliwie upadek zamortyzowały krzaki, a Olek wylądował na trawniku, a nie na betonie. To z pewnością uratowało mu życie. Ale nie tylko to...

Oficerowie kryminalni znający się na rzeczy objaśniają, że małe dziecko czy zwierzę spadają z wysokości zupełnie inaczej niż na przykład dorośli ludzie. Lecą swobodnie. Nie naprężają mięśni. Inaczej upadają. Poza tym ich masa jest o wiele mniejsza niż dojrzałej osoby, a zatem siła, z którą uderzają o podłoże, jest zdecydowanie mniejsza.

To wszystko Olusiowi ocaliło życie. Co jednak ocaliło mu zdrowie? Medycy w szpitalu dziecięcym w Toruniu (znajduje się przy tej samej ulicy Konstytucji 3 Maja, co opisywany wieżowiec) mieli pełne prawo spodziewać się najgorszego. Tymczasem stało się inaczej.

Walcz, maluszku!

W nocy z 19 na 20 września chłopiec przeszedł wielogodzinną operację, głównie polegającą na scalaniu kości. Po niej wprowadzony został w stan śpiączki farmakologicznej.

- W śpiączkę wprowadzono małego pacjenta głównie z uwagi na ochronę mózgu - podkreśla dr Hanna Streich, pediatra i anestezjolog. - Przykrym momentem dla lekarzy były pierwsze, nieudane próby wybudzenia pacjenta. Ostatecznie jednak wybudzenie się udało. Nasz szpital przeżył po nim najazd ekip prawie wszystkich ogólnopolskich telewizji...

Rzeczywiście tak było. Błyski fleszy i światła kamer towarzyszyły wybudzeniu Olka. Zanim do tego doszło, setki, jeśli nie tysiące internautów z całego kraju słały dziecku i rodzicom wyrazy wsparcia i nadziei.

„Walcz, maluszku!” - te słowa w komentarzach powtarzały się najczęściej. I Olek walczył. Wybudził się, złapał kontakt z otoczeniem i krok po kroku zaczął wracać do zdrowia. Oczywiście, trwały i trwają jeszcze intensywne starania lekarzy, by w tym powrocie do zdrowia chłopcu pomóc. Były kolejne zabiegi, w tym bardzo ważny sprzed kilku dni - usunięcia stabilizatora z kości miednicznej. Udany!

- Chłopiec jest u nas rehabilitowany i z wielkim pośpiechem nie zamierzamy go wypisywać do domu - podkreśla dr Leopold Gibas, ortopeda.

Wiele dobrego i okrutny hejt

- Olek powoli dochodzi do zdrowia i robi postępy, ale co krok pojawiają się niespodzianki. Czasem przykre, jak np. stan zapalny dróg oddechowych. Jako rodzice mamy świadomość tego, że po wyjściu ze szpitala będzie wymagał dalszego leczenia, rehabilitacji, pracy fizjoterapeutów. Dlatego z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy wsparli zbiórkę na portalu Zrzutka.pl, a także organizatorom i darczyńcom akcji OSP w Unisławiu - mówiła nam pani Ewa, mama czterolatka, w połowie października.

Zbiórkę na Zrzutce.pl wsparło ponad 800 osób z kraju i z zagranicy. Udało się uzbierać ponad 53 tys. zł. W jeden z październikowych weekendów natomiast piękną akcję pomocową zorganizowali strażacy ochotnicy z OSP w Unisławiu. Dlaczego akurat oni? Bo pani Ewa pochodzi właśnie z gminy Unisław. Całe rzesze ludzi bezinteresownie zaangażowały się w zebranie pieniędzy na rehabilitację dziecka. Na pikniku licytowano najrozmaitsze przedmioty, można było też kupić jedzenie przygotowane przez koła gospodyń wiejskich w Unisławiu i Błocie oraz przez Magdalenę Strzępek z siostrami. Pomogli ochotnicy z innych miejscowości (Kokocko, Czarże, Toporzysko, Lipienek i Dąbrowa Chełmińska). Zbierano też pieniądze do puszek. Efekt? Piękny! Ponad 12 tys. zł organizatorzy przekazali rodzicom.

Rodzice Olusia przygotowują się powoli do powrotu do domu, czyli do mieszkania w wieżowcu na osiedlu Na Skarpie w Toruniu. Co ich tutaj czeka?

- To, co nas niepokoi, to, po pierwsze, natarczywe zainteresowanie obcych ludzi naszym mieszkaniem, oknem, drzwiami. Zaraz po wypadku rozgrywały się tutaj naprawdę nieprzyjemne sceny. Niestety, zaczyna mnie dotykać także internetowy hejt. Okrutne informacje otrzymywałam m.in. za pośrednictwem mediów społecznościowych. Mogę tylko apelować o rozwagę i spokój. Olkowi i nam jest on teraz bardzo potrzebny - podkreślała pani Ewa.

Hejterzy nie przebierali w słowach, atakując matkę dziecka np. przez Facebooka. „Zdechnij!” - pisali. Albo zarzucali kobiecie, że nie ma jej w szpitalu przy dziecku, bo „sobie chodzi na zakupy”. Tymczasem sam personel medyczny przekazywał, że matka praktycznie nie odstępuje syna na krok.

Były i gorsze komunikaty słane do pani Ewy, o których nawet nie warto pisać. W takiej sytuacji rodzicom Olka trudno było spokojnie myśleć o przyszłości. Ujawnienie jednak poczynań hejterów na łamach prasy znów obudziło falę wsparcia.

„Ludzi dobrej woli jest więcej”, „Kochani rodzice, nie przejmujcie się jednostkami” - pisały dziesiątki serdecznych osób. Mimo wszystko jednak opcja komentowania pod zbiórką na leczenie Olka na portalu Zrzutka.pl została wyłączona.

Prokuratura ze spokojem

Rodzice 4-latka nie mieli dotąd żadnych problemów z policją. Rodzina cieszy się bardzo dobrą opinią wśród sąsiadów.

- Prokurator, który pojechał na miejsce zdarzenia, również to potwierdza. Opieka nad dzieckiem dotąd sprawowana była bez zarzutu - podkreśla prokurator rejonowy Marcin Licznerski. - W chwili wypadku ojciec dziecka był w pracy. Matka, jak wiadomo, na krótko wyszła z domu wyrzucić śmieci i przełożyć fotelik w samochodzie.

Okoliczności i przyczyny wypadku bada Prokuratura Rejonowa Toruń Wschód. Przesłuchała trzech naocznych świadków upadku dziecka oraz wystąpiła do szpitala o dokumentację medyczną. Matka Olusia przesłuchana zostanie na końcu śledztwa.

Postępowanie toczy się w kierunku narażenia bezpieczeństwa życia i zdrowia dziecka. Według słów prokuratora rejonowego, zgromadzony dotąd materiał wskazuje jednak na to, że nie doszło do przestępstwa, tylko do nieszczęśliwego wypadku. O stawianiu matce zarzutów karnych śledczy nie mówią.

Można kibicować Olkowi

„Oluś - mały wojownik” - tak nazywa się blog, który rodzice założyli na Facebooku. Tutaj donoszą o postępach syna, leczeniu, rehabilitacji. Tutaj też rzesza znajomych i obcych ludzi wciąż chłopcu kibicuje.

25.10.2019 chłopiec opuścił szpital. Wrócił do domu.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.