Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprowadzanie pracowników ze Wschodu to dobry biznes

Małgorzata Oberlan
Dyrektor Iwo Markowski (przy biurku), konsultant Milena Guszczina i  pracownik Edward Wajda (z Białorusi) w centrali GP People w Toruniu. Roboty w bród...
Dyrektor Iwo Markowski (przy biurku), konsultant Milena Guszczina i pracownik Edward Wajda (z Białorusi) w centrali GP People w Toruniu. Roboty w bród... Jacek Smarz
Klienci agencji takich jak GP People potrzebują niewykwalifikowanych pracowników do prostych prac. Jednak w Polsce nie każdy jest chętny by pracować. Dlatego dobrym biznesem jest sprowadzenie przybyszy z Ukrainy, Białorusi czy Mołdawii.

Dzwonią, piszą, przyjeżdżają. Coraz częściej nie kryją, że są pod ścianą. Mają zlecenia, maszyny pod parą, tylko... ludzi brak. „Pracowników ze Wschodu zatrudnię pilnie. Najlepiej od zaraz” - alarmują.

Mowa o klientach takich agencji, jak GP People. Potrzebują pracowników niewykwalifikowanych do prostych, powtarzalnych prac - na przykład w przetwórstwie czy przy produkcyjnej taśmie. Ale i ludzi z określonymi kwalifikacjami: ślusarzy, spawaczy, elektryków, murarzy, szwaczek, tapicerów, kierowców ciężarówek... No, łatwiej byłoby chyba wskazać, kogo pracodawcy teraz nie potrzebują.

Zobacz także: Na końcu świata, czyli tam, gdzie cała wioska zrzuca się na studenta

Od werbunku do mieszkania

- Rekrutację na Wschodzie prowadzimy kilkutorowo. Współpracujemy z ukraińskimi agencjami (te, w przeciwieństwie do polskich, pobierają opłaty od pracowników - przyp. red.), działamy przez media społecznościowe i korzystamy z polecania nas przez zadowolonych klientów - mówi Milena Guszczina, konsultant ds. współpracy z zagranicą GP People.

Rozmawiamy w toruńskim biurze, gdzie agencja ma centralę. Swoje oddziały GP People ma jeszcze w Bydgoszczy, Gdańsku, Poznaniu i Opolu. Na rynku pośrednictwa pracy działa od 2002 roku i zawsze idzie z prądem. Tak było pięć lat temu, gdy agencja wkroczyła na rynek niemiecki. Tak jest i teraz, gdy stawia na pośrednictwo między polskim pracodawcą a pracownikami ze Wschodu. Klientami GP People są zarówno firmy z Kujawsko-Pomorskiego, jak i z Wielkopolski, Mazowsza czy południa kraju.

Pośrednik nie tylko rekrutuje, ale i czuwa nad pracownikiem. Załatwia formalności związane z zatrudnieniem i pobytem, a często też - pomaga potwierdzić kwalifikacje w Urzędzie Dozoru Technicznego.

- Nasi konsultanci opiekują się przybyszami ze Wschodu od momentu pierwszego kontaktu, przez podróż do Polski, pierwsze dni w pracy i miejscu zamieszkania, po finał kontraktu. Choć ukraiński i polski to języki słowiańskie, bariera językowa jest widoczna. Gdyby nie ona, Ukraińcy z wyższym wykształceniem nie zaczynaliby pracy w Polsce od zajęć najprostszych - podkreśla Milena Guszczina.

Czytaj dalej na kolejnej stronie>>>>>

Oczywiście, dla przybyszy z Ukrainy, Białorusi i Mołdawii kluczową sprawą jest zakwaterowanie u nas. Załatwia je albo pracodawca, albo agencja. Do „dogadania” zawsze są też takie sprawy, jak wyżywienie (są firmy, które tu oferują pomoc) oraz czas pracy. Nie jest tajemnicą, że decydujący się na emigrację zarobkową Ukraińcy sami proszą o nadgodziny.

Za jakie pieniądze się opłaca?

- Kilkanaście lat temu ten scenariusz uznałbym za kosmiczny. Nic nie zapowiadało wówczas, że Polska stanie się dla naszych braci ze Wschodu prawdziwym Zachodem - mówi dyrektor operacyjny Iwo Markowski. - Trudno tutaj też mówić o zabieraniu pracy Polakom przez Ukraińców. Sąsiedzi ze Wschodu wchodzą w istniejące potężne luki na rynku pracy. Identycznie, jak czynili i czynią to Polacy w krajach zachodniej Europy czy na Wyspach.

Oczekiwania finansowe przybyszy ze Wschodu, podejmujących u nas pracę fizyczną, oscylują wokół minimalnej polskiej pensji (od stycznia to 2000 zł brutto). - Na Ukrainie sprowadzani przez nas pracownicy przeciętnie zarobić mogą równowartość 500 zł. Tymczasem koszty życia, szczególnie wyżywienia, są bardzo zbliżone do polskich. Tańsze bywa tylko utrzymanie mieszkania. Nic dziwnego zatem, że polska płaca - nawet ta minimalna - jest dla pracowników ze Wschodu atrakcyjna - mówi Milena Guszczina.

Zobacz także: Od wajchy do joysticka. 36 ton na barkach motorniczego

Jeszcze gorący, bo opublikowany w grudniu br. raport z badania „Obywatele Ukrainy pracujący w Polsce” Narodowego Banku Polskiego, rzuca więcej światła na finansowy aspekt pracy emigrantów. Wynika z niego, że ukraiński migrant był w Polsce już 9 razy, pracując średnio po 5 miesięcy. To, oczywiście, wynika z prawnych ram stworzonych przez Polskę (tzw. szybka ścieżka zatrudniania na pół roku, tylko na podstawie deklaracji pracodawców, składanych w PUP).

Pieniądze zawożą do domu sami

Ponad 66 proc. Ukraińców, jak podaje raport, przekazuje zarobione w Polsce pieniądze do domu. Co ciekawe, większość migrantów (60 proc.) robi to osobiście - zawożąc urobek do rodziny. Często zdarza się też, że przekazuje pieniądze przez zaprzyjaźnioną osobę. Rzadko korzysta z usług Western Union czy Money Gram. I wcale nie tylko dlatego, że są dość kosztowne. Po prostu, największe zaufanie ma do siebie samego i przyjaciół.

- Średnia wartość pojedynczego transferu to około 1 800 zł i dokonywany jest on z częstotliwością co 2-3 miesiące. Przekazywane pieniądze najczęściej przeznaczane są na bieżące wydatki oraz na polepszenie sytuacji mieszkaniowej na Ukrainie - podaje NBP w raporcie.

Oszacowano, że w 2015 r. Ukraińcy pracujący w Polsce przez krótki okres zarobili w sumie 8 miliardów złotych, z czego 5 miliardów przekazali na Ukrainę.

Zobacz także: Amp Futbol Polska - tu liczą się silne ręce

Raport z badania wyraźnie mówi o nowej fali ukraińskiej emigracji. O ile do roku 2014 wśród emigrantów prym wiodły kobiety i chętni do pracy w rolnictwie czy na budowach mężczyźni w średnim wieku, o tyle teraz to często mężczyźni młodzi, lepiej wykształceni, także z wielkich miast.

Ach, ta biurokracja!

Co pośrednikom pracy, takim jak GP People, ułatwiłoby działalność? - Mniej zmian w przepisach, jaśniejsze procedury i mniejsze kolejki w urzędach - nie kryje dyrektor Iwo Markowski. - „Szybka ścieżka” zatrudniania Ukraińców przestała taką być, bo urzędnicy w PUP-ach byli po prostu przytłoczeni nawałem zgłoszeń od pracodawców.

Nie jest też tajemnicą, o czym szeroko pisaliśmy na łamach, że kryzys przeżył Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy. - Aby załatwić w nim formalności, podobnie zresztą jak wiele innych osób, pojechałem tam już w nocy. Spałem w aucie i czekałem do rana w kolejce - wspomina Edward Wajda, Białorusin z GP People.

Przeciążony był Oddział Legalizacji Pobytu i Pracy Cudzoziemców UW. Kolejki rozładowano, otwierając dla obcokrajowców w połowie listopada delegatury w Toruniu i Włocławku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska