Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Chomski: - W półfinale kibicowałem Get Wellowi

Redakcja
Stanisław Chomski
Stanisław Chomski Jacek Smarz
Rozmowa z trenerem Stali Gorzów, Stanisławem Chomskim

Komu kibicował Pan w półfinale Get Well - Falubaz?

Get Wellowi.

Dlaczego? Bo wydawał się Panu słabszy?

Nie, absolutnie. Nie podobało mi się to zacietrzewienie ze strony zielonogórzan. Czasami przyda się trochę pokory. Podnoszono na nie wiadomo jaki poziom Jasona Doyle'a, z trenera Marka Cieślaka robiono cudotwórcę... A trzeba zejść na ziemię. Cieślak jest bardzo dobrym trenerem, Doyle bardzo dobrym zawodnikiem, ale to jest sport. Toruń pokazał im miejsce w szyku. Każdy chce wygrać. My też. Przed sezonem faworytami były Toruń, Zielona Góra i Leszno. Tymczasem zostaliśmy w grze już tylko we dwójkę, Toruń i my. Choć już mówiono, że złapaliśmy zadyszkę. Ale trudno utrzymać szczyt formy przez cały sezon. Wracając jednak do pytania - bardziej by pewnie w finale smakowało ewentualne zwycięstwo z lokalnym rywalem, czyli Falubazem. Ale jeśli takiego by nie było, to łatwiej będzie przełknąć gorycz porażki z Toruniem. Czy zaś łatwiej byłoby nam jeździć z jedną czy drugą drużyną, to trudno powiedzieć. Wyniki z rundy zasadniczej to już tylko historia. Get Well miał praktycznie identyczny wynik w Zielonej Górze po 12. biegu, jak w rundzie zasadniczej. Ale teraz nie przegrał trzech ostatnich wyścigów po 1:5. Nic dwa razy się nie zdarza... Toruń jest kompletną drużyną. Ma trzech wybitnych liderów, pozostali zawodnicy też są dobrzy. My mamy skład bardziej wyrównany, różnice między liderami a drugą linią nie są duże. Podobnie jak torunianie mamy dobrego juniora. Zadecydują niuanse, dyspozycja dnia.

Nie uważa Pan, że o mistrzostwie mogą decydować punkty zdobyte przez takich zawodników, jak Zagar, Pawlicki, Jensen lub Miedziński, Gomólski i Przedpełski?

Tak. Choć trzeba przyznać, że ekipa z Torunia jest bardziej poukładana. Kibice mogą z góry zaplanować punkty zdobyte przez Hancocka, Holdera czy Vaculika. U mnie tak nie ma. Punkty wywalczone przez moją drugą linię mogą być bardzo ważne. Jeśli nie ma dużych dysproporcji między moimi zawodnikami, to wygrywamy mecze. A jeśli dysproporcje są duże, to jest tragedia. Jeśli chodzi o Get Well, to od razu mówiłem, że w Zielonej Górze, jeśli mecz będzie dobrze ułożony taktycznie, a tak się stało, to jest on w stanie utrzymać przewagę. Kropkę nad „i” postawiły dwa udane ostatnie biegi Adriana Miedzińskiego. Nie zawiódł też Paweł Przedpełski i można powiedzieć, że druga linia skutecznie dołożyła „swoje” do awansu. Zarówno my, jak i Toruń, mamy takich zawodników w drugiej linii, że potrafią być przydatni. Chociaż - powtórzę, zadecyduje pewnie dyspozycja dnia i wszystkie te nasze dywagacje i tak wezmą w łeb.

Czy to dobrze dla Was, że tak łatwo pokonaliście w półfinale Betard Spartę, czy może lepiej byłoby tak walczyć, jak Get Well?

Obiektywnie trzeba przyznać, że byliśmy lepszą drużyną. Widziałem ten tak zwany luz gospodarzy przed meczem w Poznaniu. Widziałem, jak potem przyjechali skupieni do Gorzowa, bo chcieli pokazać, że porażka u siebie była wypadkiem przy pracy. Ale to nie był wypadek przy pracy. Po prostu w pierwszym meczu wszystko nam „zagrało”. Pierwsze wyścigi były w miarę wyrównane, ale w drugiej serii poszedł nokaut i było po meczu. Przed play off wydawało się, że będzie nam trudniej w rywalizacji z Wrocławiem. Okazało się, że poszło łatwo. A czy to dobrze, czy źle, trudno powiedzieć.

Półfinał Toruń - Zielona Góra pokazał, że lepiej chyba jednak pierwszy mecz pojechać u siebie, wygrać, a potem bronić zaliczki. Rewanż u siebie to wątpliwy handicap...

Typowy play off powinien polegać na tym, że trzeba wygrać kilka spotkań, jak w koszykówce czy siatkówce. Wtedy można mówić o handicapie, bo lepszy zespół z rundy zasadniczej ma więcej meczów u siebie. A w żużlu rewanż to tylko ukłon w stronę kibiców, którzy mogą się delektować u siebie sukcesem, o ile takowy będzie. Jeśli przegra się różnicą 10 punktów, jak choćby Zielona Góra przegrała w Toruniu, to potem ciężko jest taką stratę obronić. Wszyscy widzieli, jak było. Ktoś mógł pomyśleć, że po trzech wyścigach sprawa jest załatwiona, ale nic z tego, nie takie straty się odrabiało.

W rundzie zasadniczej Stal przegrała u w Toruniu 40:50. U siebie wygrała jednak 62:28...

To jest historia. Na pewno nie chciałbym przegrać w Toruniu różnicą dziesięciu punktów lub więcej. Trudno mówić o liczbie punktów, jaką musielibyśmy zdobyć w Toruniu, bo wszystko można stracić i wszystko odrobić, więc trzeba się nastawić na to, że jedziemy po wygraną. A jeśli się nie uda, to trzeba walczyć o to, by strata była jak najmniejsza. Odrabiać jest bowiem bardzo trudno. Jest ostra walka, duża presja, im bliżej końca zawodów, jeśli pogoń jest nieskuteczna, są coraz większe nerwy i może być pozamiatane. Taki urok sportu. Uważam, że dojście Stali do finału i tak już jest sukcesem, patrząc na poprzedni sezon.

Niektórzy twierdzili, że w końcówce rundy zasadniczej Stal złapała zadyszkę, że drużyna jest skłócona... Pan słuchał tego i śmiał się?

Z dużym zażenowaniem obejrzałem materiał w telewizyjnym magazynie żużlowym. Jeśli się coś pokazuje, to powinno się pokazywać obiektywnie, z dwóch stron. Jeśli się posiłkuje materiałami sprzed roku, które straciły już aktualność, jeśli wyrywa się z kontekstu wypowiedzi, to coś jest nie tak. Dlaczego nie pokazano tego, jak współpracowali ze sobą w Poznaniu na torze ci, którzy rzekomo kłócą się w parkingu? Ktoś chce nam jakąś łatkę przypiąć. Ale niech tak będzie, niech myślą, że się kłócimy... Nie mam z tym żadnych problemów. Na pewno mam trudny zespół do prowadzenia, bo nie mam wyraźnych liderów, którzy mają decydujący głos, a reszta zna swoje miejsce w szeregu i nie będzie protestował w trakcie zawodów. U mnie każdy z piątki seniorów ma chęć bycia liderem, ale sobie z tym radzimy. Były nieraz gorące rozmowy, ale nic złego się nie działo. Zawsze po meczu rozmawiamy szczerze, kto ma jakie zastrzeżenia do kogo i dogadujemy się, ale kamer wówczas z nami nie ma.

Jako trener nie zdobył Pan jeszcze tytułu mistrza Polski. Czuje Pan, że nadszedł wreszcie ten moment?

Może się uda w tym roku? Jest szansa. Największą miałem w 1992 roku ze Stalą, kiedy na skutek defektu motocykla Marka Hućki straciliśmy punkty w Tarnowie oraz w 1998 roku w Pile, gdzie też na drodze do złota stanęły defekty. Jakoś tak mam, że zawsze przychodzę do klubów, w których są kłopoty, trzeba wszystko tworzyć od początku. Tak też było w 1999 roku, gdy „musiałem” wracać do mojego Gorzowa, a mistrzostwo zdobyła poukładana przeze mnie Piła. Wielu wtedy przypisywało mi to złoto, ale ja gram uczciwie, fair. To, że był jakiś mój wkład, to inna sprawa. Ale wtedy mnie już w Pile nie było, a ja nie lubię się podpisywać pod czymś, czego nie zrobiłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska