Szczurów jest we Włocławku coraz więcej. Ogłoszona przez ratusz obowiązkowa deratyzacja na pewno nie pomoże, gdyż od lat jest tylko prawem na papierze.
Pozapadane chodniki, dziury w trawnikach, podkopy - śladów aktywności gryzoni jest we Włocławku coraz więcej. - Włocławek to bardzo zaszczurzone miasto - mówi Sebastian Celmer z firmy Pest Control, zajmującej się deratyzacją. - Szczury można zobaczyć nawet w ciągu dnia, a to świadczy, że ich populacja jest ogromna.
Uchwała Rady Miasta zobowiązuje włocławian do walki ze szczurami na bieżąco. Dodatkowo dwa razy w roku prezydent ogłasza termin deratyzacji wszystkich budynków w mieście. Ich właściciele i administratorzy są zobowiązani wyłożyć trutkę bez względu na to, czy szczury były zauważane, czy nie.
Skuteczność akcji zależy, między innymi, od tego, czy w tym samym czasie wszyscy wyłożą truciznę. Jeśli tego nie zrobią, szczury mogą przenieść się tam, gdzie deratyzacji właśnie nie ma. Wspólne terminy widnieją jednak tylko na papierze. Wyspecjalizowane firmy w okresach obowiązkowej deratyzacji nie mają więcej pracy niż zazwyczaj.
<!** reklama>- We Włocławku ta akcja wypada bardzo słabo - mówi Władysław Dębczyński z firmy Rattus. - Cokolwiek robi się właściwie tylko w budynkach komunalnych i w blokach spółdzielni mieszkaniowych.
- Klienci korzystają z naszej pomocy tylko wtedy, kiedy szczury już się pojawią. Profilaktyki nie ma - mówi pracownica innej firmy.
Z drugiej strony, co tu mówić o równoczesnym likwidowaniu szczurów przez różne podmioty, kiedy często jeden nie jest w stanie poradzić sobie z nimi na własnym terenie. - Przeprowadziliśmy ostatnio deratyzację pięciu węzłów ciepłowniczych. Koszt w przypadku jednego to 500 złotych. Węzłów mamy kilkaset, do tego jeszcze kanały. Przeprowadzenie całościowej deratyzacji naraziłoby firmę na poważne kłopoty finansowe - mówi Michał Pietraszewski, prezes MPEC.
Problemem jest także zachowanie niektórych mieszkańców. - Dokarmianie kotów, ptaków oraz trzymanie żywności w piwnicach przyciąga szczury - mówi Zbigniew Lewandowski, prezes SM Południe, który o obowiązkowej deratyzacji nie słyszał. - Cały czas wykładamy trutki, a nawet przemieszczamy koty - zapewnia.
Przestrzeganie terminów deratyzacji ma sprawdzać Straż Miejska. - Robimy to przy okazji kontroli czystości i porządku - zapewnia Norbert Struciński, rzecznik SM. - Za nieprzestrzeganie tego obowiązku grozi kara od 50 do 5 tys. złotych grzywny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?