Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef buduje, majster bieduje

Redakcja
Zwierzenia robotnika - niewolnika z polskiej budowy: - „Nie ma dźwigni? I co z tego? Wnoś pan, panie kolego, te cegły z laczka na piąte piętro i nie po jednej, bo czas nas goni, tylko po pięć!” - wrzeszczy szef. Stawka? Chwiejna jak rusztowanie.

<!** Image 5 align=none alt="Image 225860" >- Zapier... i jeszcze raz zapier..., najlepiej do 67. roku życia, i o nic nie pytać - odpowiada na pytanie o swoje zawodowe doświadczenia i branżowe spostrzeżenia pan Marcin, 34-letni budowlaniec samouk, jak mówi o sobie: niewolnik egipski, mrówka robotnica, który od 5 lat tuła się - przeważnie pracując na czarno, jeśli trzeba, przynosząc ze sobą wielką torbą pełną narzędzi - po budowach bloków, kamienic i domków jednorodzinnych. Jak twierdzi, jest mistrzem wykończeniówki, od ręki kładzie podłogi, kafelki, ociepla budynki, wstawia okna, ale i murarki się nie boi. Jednym słowem, złota rączka, taka, co to wszyscy jej szukają, przynajmniej do czasu, gdy trzeba wyciągać portfel i płacić.

Z firmą źle, bez firmy gorzej

- Wybrałem ciężki los wolnego strzelca, bo większość szefów, których miałem, raczej nie interesowała się losem pracowników. Ze stawką 10 zł za godzinę (to i tak nieźle, bo koledzy mieli nawet 8 zł), ale od tego trzeba odjąć podatek, z sobotami w pracy, a czasem i niedzielami nawet można by było jakoś przetrwać, gdyby tylko szef płacił na czas. Niestety, to co z daleka wygląda jak porządna budowa, często okazuje się być prowizorką, a ten, kto właśnie podjeżdża na plac wypasionym samochodem, to oczywiście szef - denerwuje się pan Marcin i rzuca kilka, najbardziej, jego zdaniem, rażących przykładów „nielegalu”, do których musiał przyłożyć rękę. - Niedaleko Bydgoszczy powstawał blok - wspomina. - Na placu kręciło się pełno ludzi, bo to przecież poważna inwestycja. Szybko wychodzi jednak na jaw, że papiery ma tylko pięć osób, czyli, że jeden budynek, w świetle prawa, buduje - i to niemalże na czas - pięć osób?! Pozostali - mrówki pozbierane z okolicy. Tyrają i g... z tego mają. Tygodniami nie mogą zapłacić rachunków, narażają los swoich rodzin, bo szef im wciąż zalega z wypłatami; rzekomo sam nie ma. Guzik prawda. Facet naprawdę oferował psie pieniądze. Za miesiąc ciężkiej pracy po ok. 10 godzin dziennie, łącznie z sobotami, dostałem 800 zł. A umówieni byliśmy na 8 zł za godzinę. Nie mam papierów, więc mogę sobie tylko popłakać w kąciku. Pewnego dnia po robocie pojechałem wściekły do urzędu pracy. Zarejestrowałem się uczciwie i czekałem na legalne propozycje ffpracy. Pośrednik, owszem, dał mi numer do inwestora, który pilnie potrzebował ludzi do roboty. Dzwonię, a w słuchawce... głos mojego szefa, z którym właśnie się rozstałem. Próbowałem zainteresować pośrednika tym, że właśnie wysyła kolejną osobę do niewolniczej pracy, a ten na to: „Urząd nie prowadzi kontroli, ma za to obowiązek zamieścić ogłoszenie o wolnym miejscu pracy”.

Uwaga, inspektor!

Kolejna „wolnostrzelecka” fucha pana Marcina - remont klimatyzacji w sklepie wielkopowierzchniowym. Wysoko jak cholera, a do dyspozycji tzw. rusztowanie warszawskie. - Nie jest zbyt wysokie, ale i tak musieliśmy, wbrew przepisom, podwyższyć je dwukrotnie. Niezakotwiczone, niezabezpieczone, kolebało się na wszystkie strony, bo przecież targaliśmy na nie bardzo ciężkie przedmioty. W dodatku kierownicy kazali się nam uwijać, bo po południu miał wpaść na inspekcję inspektor nadzoru budowlanego. Szef poganiał nas niemalże jak batem, żebyśmy zdążyli się zwinąć przed inspektorem. Pomyślałem, że tak mogli się czuć niewolnicy w starożytnym Egipcie. Niby jesteśmy potrzebni, ale na warunkach urągających naszej godności. Odmów, a zdechniesz z głodu. I tłumaczy się nam, że cała branża ma problemy. A co mnie to obchodzi?

Rusztowanie pojawia się także w kolejnej opowieści pana Marcina, który pewnego dnia, dzięki sprawnie działającej poczcie pantoflowej, znalazł się w oficynie remontowanej właśnie kamienicy. Zlecono mu ocieplenie dwupiętrowej przybudówki w podwórzu. „Rusztowanie zrób sobie sam” - rzucił na odchodne zleceniodawca. Sklecony naprędce ze zdobycznych materiałów szkielet nie wytrzymał, a pan Marcin złota rączka wylądował na ziemi ze złamaną ręką. BHP to zresztą osobna historia („Kask? Tylko gdy pracuje się od ulicy, na widoku albo gdy zażąda tego główny inwestor”. „Nie ma dźwigni? I co z tego? Wnoś pan, panie kolego, te cegły z laczka na piąte piętro i nie po jednej, bo czas nas goni, tylko po pięć!”). - I tak musiałem dokończyć to zlecenie - mówi pan Marcin. - Okazało się, że z ręką w gipsie też uda się montować styropian, ale jak będę wyglądał za dziesięć, piętnaście lat, skoro na pracę legalną, z normalną pensją i ubezpieczeniem zdrowotnym, a co dopiero mówić o emerytalnym, na razie nie mam widoków? Zresztą, to nie tylko mój los, ale też tysięcy mężczyzn postawionych pod ścianą. Inna sprawa, że gdyby ruszyć szarą strefę, Polska by zbankrutowała...

<!** reklama>

Zbigniew Janowski, przewodniczący zarządu krajowego Związku Zawodowego „Budowlani”, nazywa budownictwo kolosem na glinianych nogach. Związek wyliczył, że w tej chwili ponad sto dużych firm budowlanych (dużych, czyli zatrudniających od kilkudziesięciu do kilkuset pracowników) stoi na granicy bankructwa.

Za tanio się sprzedają...

- A co z firmami mniejszymi, kilku-, kilkunastoosobowymi? O nich się nawet nie pisze, nie mówi. Upadają po cichutku albo i nie upadają, lecz balansują na granicy głodowych stawek, remontując mieszkania, działkowe altany, stawiając jakieś kurniki i ścianki działowe. Drobni przedsiębiorcy budowlani to nierzadko postacie tragiczne. To ofiary przepisów o zamówieniach publicznych. Nasze rozmowy, na razie mało efektywne, z Urzędem Zamówień Publicznych idą w tym kierunku, żeby nie tolerować tej tradycji czy też przyzwyczajenia, że najniższa cena zawsze wygrywa. Doprowadziliśmy tym postępowaniem do patologii, do oszczędzania na bezpieczeństwie pracy, na wynagrodzeniach dla pracowników, więc tzw. inwestorzy muszą zatrudniać na szaro czy na czarno - mówi Zbigniew Janowski, podkreślając, że przepis wprawdzie nie nakazuje wybierać najtańszego oferenta, ale komisja i tak dokona takiego właśnie wyboru. Dlaczego? Bo, zdaniem Janowskiego, ludzie boją się posądzenia o kumoterstwo, o łapówkarstwo, chcą spać spokojnie, bez obaw, że z zarzutami narażenia firmy na straty wpadnie do ich mieszkań o 6 nad ranem uzbrojona grupa zamaskowanych funkcjonariuszy. - Jest na to rada - podpowiada Janowski. - Dążmy do tego, żeby oferenci opisywali dokładnie, z czego wynika ich najniższa cena. Koszty obniżają się np. wtedy, gdy firma budowlana stacjonuje niedaleko terenu inwestycji - niższe są wówczas koszty dojazdu, utrzymania, transportu niż w sytuacji, gdy pracownicy są delegowani do pracy np. z Berlina. Janowski dodaje, że dopóki kalkulacji nie podzieli się na fragmenty: tyle na płace, tyle na materiał, tyle na zabezpieczenie socjalne, dopóty nie będzie uczciwego zarządzania inwestycjami. - Jeśli inwestor przygotowuje kosztorys, a, jak mniemam, zleca to fachowcowi, i ten kosztorys rażąco różni się od rzeczywistych potrzeb (w przypadku spornego fragmentu autostrady budowanej na Euro 2012 ta różnica wynosiła aż 60 proc.), to ktoś powinien za to odpowiedzieć - albo kosztorysant, albo ten, kto proponuje absurdalne stawki za budowę dróg i autostrad. Miałem okazję rozmawiać także na ten temat z minister Elżbietą Bieńkowską. Liczymy na to, że w nowym unijnym rozdaniu, w nowych transzach polskie zakłady się umocnią i choć o krok zbliżą się do rynków zagranicznych, np. do niemieckiego czy hiszpańskiego.

Duży nie płaci małemu

<!** Image 3 align=none alt="Image 225860" sub="„Szef poganiał nas niemalże jak batem, żebyśmy zdążyli się zwinąć przed inspektorem. Pomyślałem, że tak mogli się czuć niewolnicy w starożytnym Egipcie. Niby jesteśmy potrzebni, ale na warunkach urągających naszej godności (...)”.">Proceder wykańczania niewielkich firm przypomina działanie finansowych piramid, w których, jak wiadomo, śmietankę spija góra. - Dwa lata temu monitorowaliśmy pracę pewnej dużej firmy budującej drogi, która co prawda stawiała wtedy bloki, ale z konieczności zajęła się także drogami - mówi Zbigniew Jankowski. - Co się okazało? To nie duże firmy wstrzymywały wynagrodzenia, lecz duże firmy nakręcały spiralę zadłużenia, zatrudniając podwykonawców, a ci podwykonawcy zatrudniali kolejnych podwykonawców i tak dalej, i tak dalej. Na jednej budowie odkryliśmy aż dwadzieścia dwa szczeble tej drabiny! I nie było tak, że na jednym poziomie pracowali elektryk i hydraulik, drabinka schodziła coraz niżej. Ten ostatni zleceniobiorca nie mógł dostać pieniędzy, nie było na to szans. Jeśli w dużej inwestycji wygrywa najniższa stawka przetargowa, to, naszym zdaniem, inwestor założył, że będzie zatrudniał ludzi na czarno lub na półczarno. To jest jawne przestępcze działanie, z cichym przyzwoleniem państwa na funkcjonowanie szarej strefy.

Co z drugą stroną medalu? - Owszem, istnieje. Firmy nie płacą, ale nie tylko z powodu kryzysu - twierdzi szef związkowców. - Część przedsiębiorców płynie na fali kryzysu, wykorzystuje fakt, że obecnie zwyczajem staje się odwlekanie wypłacania wynagrodzeń, i też nie płci. W sądzie powiedzą, że chwilowo nie mają środków, ale jak tylko je zdobędą, zapłacą. Sąd umarza sprawę z uwagi na niską szkodliwość społeczną czynu. Na spotkaniu z prokuratorem generalnym (w ramach Rady Ochrony Pracy) pozwoliłem sobie na pewną sarkastyczną uwagę, że skoro państwo polskie ma tak poważne kłopoty, to nie płaćmy przez rok prokuratorom, a prokuratorzy niech umorzą procesy w swojej własnej sprawie z uwagi na niską szkodliwość społeczną czynu.

Partacz, złodziej, nierób?

Z nieuczciwymi płatnikami spotkał się Marian Józef Jaworski, szef kilkuosobowej firmy budowlanej. - Dzialność założyłem w 1995 roku. Bazowałem wówczas na swojej wiedzy i oszczędnościach. Wtedy trudno było rozkręcić firmę, ale dziś, choć jest łatwiej - formalnie - trudniej wbić się na rynek, zwłaszcza jeśli się chce dobrze robić. Kto dziś pyta o jakość? Ludzi interesuje głównie cena. I później zdarzają się sytuacje, że firma, która wczoraj coś spartaczyła, następnego dnia znika, jest nieuchwytna, bo po jednej robocie karta telefoniczna ląduje w koszu. Takie wyjątki rzucają cień na całe środowisko i podtrzymują krzywdzące stereotypy, że budowlaniec to partacz, złodziej, nierób, pijak. Wiele się w naszej branży zmieniło, ale nie oszukujmy się, w budowlance wciąż jest wielu ludzi z przypadku. A to trudny, niewdzięczny rynek i nieustanna walka o byt, o klientów - czasem roszczeniowych, spierających się o każdy detal, zmieniających zdanie, stawkę, grożących, że nie zapłacą. Nerwy też kosztują. A miesięczne utrzymanie firmy to, bagatela, 12-15 tys. zł. Od dziesięciu lat mam trzech, tych samych, zatrudnionych legalnie pracowników. Sprawdzona ekipa.

Pan Jaworski zapewnia, że ludziom płaci na czas, że czuje się odpowiedzialny za pracowników i ich rodziny. - No i szanuję klientów. Szkoda, że w drugą stronę to tak idealnie nie działa. Oczywiście, że mi nie płacili. Bywali winni nawet 10-15 tysięcy złotych. Nie płacili miesiącami albo wcale, a żyć trzeba. Dwa razy zdecydowałem się oddać sprawę do sądu. Usłyszałem, że pozwany zleceniodawca jest bankrutem, że będzie mi płacił po 100 złotych miesięcznie. No dobrze, niech tak będzie, ale buntowałem się na widok tego klienta bankruta siedzacego za kółkiem świetnego auta. Lista nieuczciwych zleceniodawców krąży między mną a kolegami (podobnie jak klienci ostrzegają się przed szemranymi fachowcami), by w ten sposób wyeliminować oszustów. Z czasem człowiek zapomina jednak o tych niezapłaconych zobowiązaniach, o żalu, bo najważniejszy jest spokój wewnętrzny. A roboty nie zamierzam zmieniać. Lubię patrzeć, jak z niczego powstaje coś, gdy ludzi cieszy moja dobra praca i mówią: „Dziękuję, panie Marianie...”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska