Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szklany skarb z Podgórza trafił do sieci

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Większość uwiecznionych na szklanych negatywach postaci nadal pozostaje, niestety, bezimienna
Większość uwiecznionych na szklanych negatywach postaci nadal pozostaje, niestety, bezimienna Fot.: Archiwum
Ponad 70 negatywów odnalezionych pod sufitem przedwojennego zakładu fotograficznego przy ulicy Parkowej na Podgórzu, od wczoraj można podziwiać w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej.

Papier jest podobno bardzo cierpliwy, szkło natomiast z pewnością bywa odporne. Z takiego wiekowego na przykład, na którym niemal sto lat temu fotografowie uwieczniali swoje negatywy, bardzo trudno wydobyć jakiekolwiek informacje. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, dzięki „Szklanemu skarbowi z Podgórza”, czyli kolekcji przedwojennych klisz odnalezionych przez Adama Karpę podczas remontu jego rodzinnego domu przy ulicy Parkowej.
[break]

Pochodzące zapewne z końca lat 20. ubiegłego wieku negatywy zostały uratowane przez specjalistów z Biblioteki Głównej UMK i właśnie, wraz z wynikami żmudnego dochodzenia dotyczącego proweniencji szkiełek, trafiły do zbiorów Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej. Klisze udało się ocalić, nam jednak na długo odebrały one spokój ducha. Na 77 obrazkach zachowały się podobizny cywilne oraz wojskowe. Kto je jednak uwiecznił, a przede wszystkim, kim są sfotografowani ludzie?!

Jako autor, na horyzoncie pojawił się Hermann Spychalski, jeden z właścicieli atelier przy Parkowej, przedwojenny fotograf toruński – postać niezwykle intrygująca i zagadkowa, której poświęcimy tu jeszcze nieco miejsca. A sfotografowane osoby? Pod tym względem szklane klisze okazały się szczególnie oporne, mimo wielu zabiegów, nie chciały nic na ten temat powiedzieć. Przedmioty milczą na ogół jak zaklęte, jednak część zdjęć publikowaliśmy na łamach „Nowości”, prosząc Państwa o pomoc w identyfikacji. Starym zwyczajem, bo robimy tak już przecież od dawna. Tym razem, chyba po raz pierwszy, nie było jednak żadnego odzewu. No trudno, fotografie są bardzo stare, pochodzą sprzed jakichś 90 lat, sportretowane osoby z pewnością już zatem nie żyją, a ich rodziny późniejsze kataklizmy zmusiły do opuszczenia miasta.

Znajoma twarz w internecie

Cóż, „szukajcie, a znajdziecie”, zasłonę tajemnicy udało się mimo wszystko nieco uchylić, dzięki cudownemu przypadkowi. Miłośnicy miejskiej przeszłości na pewno przypominają sobie jedne z prezentowanych przez nas podgórskich zdjęć, widać na nim panią sfotografowaną w plenerze, dość odważnie, jak na tamte lata odzianą, czy też rozdzianą raczej. W grudniu, na jednej z aukcji internetowych pojawił się niewielki pakiecik przedwojennych zdjęć z Podgórza, wśród nich było jedno, które kazało przetrzeć oczy ze zdumienia. Ta sama kobieta, w tym samym stroju i otoczeniu. Negatyw z Parkowej musiał zostać wykonany podczas tej samej sesji, a i ten, z jakiego zostało odbite zdjęcie, również zapewne się tam znajdował, jednak do naszych czasów nie dotrwał. Wystawiona na sprzedaż fotografia, ewidentnie wydarta z jakiegoś rodzinnego albumu, posiadała dopisek: przekreśloną datę 1929 i drugą – 1926, poza tym kilka słów – „Moje miłe sąsiadki” oraz pieczątkę fotografa na odwrocie – Kowalczyk i Ska.
Jak ustaliła Anna Zglińska, autorka bardzo ciekawego tekstu dołączonego do umieszczonej w K-PBC „szklanej” kolekcji, pan Kowalczyk miał na imię Władysław. Główna siedziba jego firmy, prowadzonej zapewne wraz z krewnym Józefem Kowalczykiem, znajdowała się wtedy przy ul. Przedzamcze 14.

Bubuś i jego familia

Wracając zaś do związanych z naszym skarbem zdjęć, wydartych z czyjegoś albumu. Osoba, która je wystawiła na sprzedaż, zapewne nie zdawała sobie sprawy z ich wagi. Swoją drogą, jak w ogóle można sprzedawać rozparcelowaną w ten sposób historię czyjejś rodziny? Przecież może ona nabrać sensu tylko wtedy, gdy album jest w całości. Wtedy dopiero zyskuje on na znaczeniu. Nam na szczęście udało się pochodzące z niego fotografie zebrać. Nadal nie wiemy, jak nazywała się tajemnicza pani w negliżu, z całą pewnością musiała być jednak krewną lub znajomą Janiny Morcinkowskiej z Gniezna, która jednak po 1920 roku osiedliła się na Podgórzu. Wyszła za mąż za żołnierza. Mamy go na zdjęciach, nie wiemy jednak, jak się nazywał, nie mamy zatem również pojęcia, jak Janina Morcinkowska nazywała się po mężu. Mieli dwoje dzieci, drugie z nich było chore i zapewne w dość młodym wieku umarło, pierwszym natomiast był chłopiec nazywany „Bubusiem”. Młodzian przed wojną zdążył pójść do gimnazjum, podpisując jedną z fotografii skarżył się zresztą, że czapkę ze szkoły podczas okupacji zabrali mu hitlerowcy uznając ją za zbyt patriotyczną. Nieco później Niemcy wywieźli go zresztą na roboty do Weimaru, skąd wrócił po 1945 roku i znalazł zatrudnienie na kolei. Jego matka, jeszcze podczas wojny, opuściła Podgórz i wróciła do rodzinnej Wielkopolski. Na tym opowieść odtworzona dzięki fotograficznym puzzlom, się kończy. Może ktoś z Państwa jednak przypomina sobie, z młodości, bądź rodzinnych wspomnień Janinę, z domu Morcinkowską, która była przed wojną żoną żołnierza poległego zapewne w 1939 roku? Wątpliwości co do losów wojaka, raczej nie pozostawia złudzeń żałobny strój, w jakim pani Janina prezentuje się na jednej z wykonanych podczas okupacji fotografii.

Tajemniczy pan H.

Równie tajemniczy pozostaje nadal Hermann Spychalski, z całą pewnością najbardziej wzięty fotograf przedwojennego Torunia i przez pewien czas właściciel atelier na Podgórzu. Wiele wskazuje na to, że był niemieckim szpiegiem. Jak udało nam się ustalić, pochodził z Nowego Tomyśla, gdzie już w 1910 roku miał swój zakład. Jakiś jego urodzony jeszcze w latach 60. XIX wieku krewny, startował tam w pierwszych w odrodzonej Polsce wyborach samorządowych. W 1939 roku niejaki Stanisław Spychalski hojnie natomiast wspierał Fundusz Obrony Narodowej.

Marszałek i wieszcz

Hermann, ograniczający w czasach II RP swoje imię do pierwszej litery, trafił do Torunia przed 1920 rokiem. To on fotografował wkraczające do miasta wojska generała Hallera, migawką swojego aparatu wywijał zresztą przy okazji wizyt w ówczesnej stolicy Pomorza wszelkich możliwych notabli, od marszałka Piłsudskiego poczynając, przez odwiedzających poligon zagranicznych oficerów, na prochach Słowackiego, zmierzających ku Krakowowi, na pokładzie statku „Mickiewicz” kończąc. Jedynie wyliczankę, bo hucznie witany rzeczny karawan pojawił się na redzie toruńskiego portu w 1927 roku, Spychalski natomiast pozostawał bardzo aktywny znacznie dłużej. Do 1939 roku stuprocentowy Polak, pod władzą faszystów całkowicie zmienił narodową orientację. Jako Niemiec robił dalej to co przedtem, fotografował odwiedzających miasto notabli, czy raczej – ich samochody, o czym pisze w swoim tekście Anna Zglińska. Zmienił też adres, jego główny zakład z przedwojennego rogu Szerokiej i Strumykowej, przeniósł się na ul. Różaną 1. Ostatnie swoje zdjęcia nad Wisłą wykonał w 1943 roku. Później wrócił do Nowego Tomyśla, gdzie zapewne niebawem zmarł. Tak nam się przynajmniej wydaje, bo ślad po leciwym już wtedy fotografie tam się ostatecznie urywa. Nadal jednak mamy nadzieję, że szklany skarb oraz tajemniczy mistrz szkiełka i oka, dadzą jeszcze o sobie znać. Szczególnie teraz, gdy wszystkie zdjęcia z Parkowej zobaczyć można zaglądając na stronę: http://kpbc.umk.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska