Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biznesmen ze Stalowej Woli omyłkowo przelał pieniądze na konto upadłej firmy

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Przez cztery lata narosła sterta dokumentów w sprawie odzyskania przez biznesmena pieniędzy.
Przez cztery lata narosła sterta dokumentów w sprawie odzyskania przez biznesmena pieniędzy. Zdzisław Surowaniec
Biznesmen ze Stalowej Woli dostał strzał w plecy - pieniądze, które omyłkowo przelał na konto upadłej firmy, bank potraktował jak swoją należność i nie chce oddać

Jak mało trzeba, aby dobrze prosperująca firma przez małe potknięcie znalazła się na skraju bankructwa, przekonał się biznesmen ze Stalowej Woli. Przy przekazywaniu pieniędzy przez internet, pomylił się i zamiast na swoje konto, przelał pieniądze na konto zbankrutowanej firmy. W ten sposób wpadł w bezduszną urzędniczą i bankową, pazerną machinę. Ta machina bezlitośnie go sponiewierała i pozbawiła środków do życia.

Mężczyzna jest dobrze znany w biznesowym świecie w Stalowej Woli, ale prosi o anonimowość. Firmę ma od 1993 roku, zatrudnia pięć osób. Handluje wyrobami przemysłowymi, a wiek spółki świadczy, że sobie dobrze radzi i jest solidną marką. Jednak przekonał się na własnej skórze jak kapryśny potrafi być los. Ale może nie los, tylko jak ludzie, których powinnością powinno być sprzyjanie przedsiębiorcom, potrafią go zrujnować w majestacie prawa i wdeptać w ziemię.

NA PRYWATNE KONTO

Była końcówka roku 2009. - Miałem w perspektywie spłatę długu z prywatnego konta. Postanowiłem więc przenieść środki z rachunku firmy na konto osobiste ROR, uznając, że na prywatnym koncie pieniądze będą mniej skłonne do ruszenia. Obawiałem się, że robiąc każdego dnia ruchy na rachunku firmowym, mógłbym zapomnieć o spłacie należności i nie zrealizować zobowiązania czyli spłatę długu kartą płatniczą - tłumaczy. Chodziło o przelanie 32 tysięcy 800 złotych.

Na stronie internetowej banku BPH, gdzie miał rachunek biznesowy i prywatny, wyszukał w adresatach swoje konto osobiste, wpisał sumę przelewu, napisał "zasilenie". Zanim zrobił następny krok, musiało dojść do pomyłki. Nie zdając sobie z tego sprawy, myszką przesunął kursor, który na chybił trafił wybrał konto dawnego kontrahenta, z którym biznesmen miał tylko jedną jedyną transakcję w 2005 roku. Przeszedł do następnej strony, gdzie podawane jest hasło zatwierdzające przelew. Wpisał hasło, nacisną enter i transakcja została zrealizowana.

- Mam taki zwyczaj, że po wykonaniu przelewu, zaraz sprawdzam, czy został zrealizowany. Nie zobaczyłem na swoim koncie zasilenia, więc sprawdziłem co się stało z pieniędzmi. I wtedy zorientowałem się, że przelew przesłałem komu innemu. Ale był już wieczór i placówka BPH była zamknięta, nie mogłem więc interweniować - wyznaje.

SZYBKO DO BANKU

Na drugi dzień, 29 grudnia 2009 roku, biznesmen pobiegł do banku, ale tam specjaliści od bankowości stwierdzili, że nic nie mogą zrobić, bo pieniądze poszły na konto adresata i od jego woli zależy ich zwrot. - Przyznaję, że wcześniej miałem już dwa przypadki pomyłkowego przesłania pieniędzy przez internet, ale były to nieduże sumy i udawało się je szybko odzyskać - wspomina mężczyzna.

Spółka, na której rachunek omyłkowo przesłał pieniądze, miała konto w banku Raiffeisen.

- Pobiegłem do oddziału banku w Stalowej Woli. To była końcówka roku i był marazm w ruchach biznesowych. Pracownik banku poradził, abym zdobył oświadczenie od klienta, który stwierdzi, że te pieniądze mu się nie należały, że nie łączyły nas żadne transakcje handlowe w ostatnim czasie, że nic temu adresatowi nie jestem winien - opowiada.

Wyszukał adres firmy, której niechcący zrobił prezent. Miała siedzibę w Rzeszowie. Kiedy tam pojechał, okazało się, że firma zmieniła siedzibę. - Pojechałem do nowej siedziby, a tam się dowiedziałem, że firma jest w upadłości. Czyli zaczęły się wielkie problemy. Nikogo w firmie nie było, choć była zarządzana przez syndyka. Właściciele przenieśli się do Lublina - opowiada. Wtedy biznesmen poczuł na plecach zimny pot. Zaczął się realizować czarny scenariusz.

BEZ TRANSAKCJI

Pojechał do syndyka, od niego usłyszałem, że musi zapytać wierzycieli upadłej firmy czy będzie mógł oddać pieniądze. Na pociechę syndyk dodał, że nie przewiduje trudności ze strony wierzycieli, bo handlowo nic ich nie wiązało od wielu lat. Biznesmen dotarł do osoby, która miała kontakt z właścicielami upadłej firmy, prosząc o dokument z potwierdzeniem, że żadnych transakcji handlowych ostatnio nie wieli. Dostał upragnione pismo. Było tam czarno na białym, że żadnych należności jego firma wobec tamtej firmy nie ma.

Był 4 stycznia 2010 roku. Pokazał pismo w Reiffeisenie w Stalowej Woli tej samej osobie, z którą wcześniej rozmawiał. Kiedy bankowiec wszedł na konto, stwierdził, że przelane pieniądze są przez bank zarekwirowane, gdyż tamta firma była dłużnikiem Raiffeisena.

- Pracownik banku przekonywał, że nie jest w stanie nic więcej dla mnie zrobić - wspomina biznesmen.

Tymczasem biznesmen z solidnego klienta BPH stał się czarną owcą. Nie spłacił karty w terminie, wobec tego BPH zaczął naliczać karne odsetki. Opiekun BPH wiedział o zajściu, ale nie mógł interweniować w Raiffeisenie, bo byłoby to bezskuteczne. Było jeszcze gorzej - program komputerowy w BPH wpisał biznesmena do niesolidnych klientów i nie został z tej listy wykreślony nawet wtedy, kiedy wziął kredyt w innym banku i spłacił należność.

ZIMNE PROCEDURY

Gdy w połowie roku biznesmen odnawiał kredyt w BPH, z powodu nie spłacenia karty w wymaganym czasie, bank odmówił wznowienia kredytu. Zadziałały zimne procedury bankowe. - Mojej firmie zabrakło pieniędzy na transakcje, trzeba było szybko brać kredyt w innym banku, aby załatać dziurę finansową - mówi.

Biznesmen walczył dalej. Wysłał do Oddziału Raiffeisenu w Rzeszowie pismo, w którym opisał całe zajście.

- Tamtejsi dyrektorzy przyznali, że zdarzają się ludzkie błędy, w związku z tym przychylą się do zwrotu pieniędzy i zadeklarowali pozytywne załatwienie sprawy czyli zwrot pieniędzy. Poprosili o danie im dwóch dni na załatwienie formalności - opowiada biznesmen. Po dwóch dniach dowiedział się, że prawnicy z warszawskiej centrali banku zabronili zwracać pieniędzy, twierdząc, że są one własnością banku Reiffeisen, mimo, że pomyłkowo tam trafiły. Dyrektorzy zapewnili, że nic na to nie są w stanie poradzić.

Nie było rady, trzeba było iść ze sprawą do sądu. Boznesmen wynajął adwokata, założył cywilną sprawę w lutym 2010 roku. Złożył pozew wobec Raiffeisena do sądu w Stalowej Woli. W listopadzie 2010 roku po ośmiu miesiącach zapadł wyrok korzystny dla biznesmena. Sąd nakazywał zwrot należnych pieniędzy z odsetkami. Uradowany zaangażował komornika sądowego i otrzymał od banku pieniądze. - Wszystko było OK - mówi. Jak się okazało, była to fatamorgana na pustyni.

STRZAŁ W PLECY

Kiedy Raiffeisen zwrócił pieniądze, nie wiadomo czym kierował się adwokat, który poradził biznesmenowi, aby przed uprawomocnieniem się wyroku wycofał pozew. To miał być taki dżentelmeński gest pojednania.

- Ja się na prawie nie znam, jak radził mecenas, tak zrobiłem - tłumaczy. Wtedy biznesmen dostał strzał w plecy zza węgła - prawnicy Raiffeisena założyli nową sprawę, domagając się zwrotu ich zdaniem niesłusznie wypłaconych pieniędzy.

Biznesmen jeszcze przez kilka miesięcy nie wiedział, że bank szykuje mu taką niespodziankę. O tym, z Raiffeisen założył sprawę w sądzie w Warszawie, dowiedział się na wiosnę 2011 roku, kiedy zapadł wyrok. - Wtedy zrobiłem odwołanie, rozpatrzone w końcu 2011 roku na moją niekorzyść. Sąd nakazał zwrot pieniędzy z odsetkami i znowu znalazłem się w dołku - przyznaje.

Odwołanie nie zostało uznane, wyrok się uprawomocnił w połowie 2013 roku, a do biura biznesmena zapukał komornik. I zaczął egzekwować należność dla Reiffeisena. Kwota urosła z 32 tysięcy do 50 tysięcy złotych!

BEZ DOCHODÓW

W tym czasie zmarł adwokat, biznesmen wynajął więc nowego i w lipcu tego roku założył sprawę o zwrot zasilenia sprzed czterech lat. Ale to nie wstrzymało egzekucji i komornik Raiffeisena dotarł do wierzycieli biznesmena. Prowizyjne należności za sprzedany towar trafiają od klientów do komornika i dalej do banku.

- Od tej pory nie mam dochodów, a mam przecież zobowiązania płacowe dla moich pracowników, zobowiązania ZUS-owskie, podatkowe. Nie poddaję się, prowadzę operacje handlowe, bo nie mogę zamknąć firmy. Przecież mam rodzinę i z czegoś trzeba żyć - wyznaje.

- Kiedy brakuje pieniędzy na obsługę firmy, wszystko wali się jak kostki domina. Raiffeisen zachował się jak gangster, który wykorzystał mój błąd, a jego prawnicy chcieli pokazać jacy są mocni. Instancja sądowa w Warszawie nie rozpatrywała mojej sprawy w sposób dogłębny, nawet nie byłem wzywany na rozprawy, gdzie mógłbym pokazać, że pieniądze zostały przelane przez błąd. Konsekwencje tego są ogromne, bo takie zdarzenie może położyć małą firmę. Nie starcza mi już na środki do życia - słyszę od zdruzgotanego mężczyzny.

TAJEMNICA BANKOWA

Skontaktowaliśmy się w poniedziałek z Marcinem Jedlińskim, rzecznikiem prasowym Raiffeisen w warszawskiej centrali banku. Jego telefon nie odpowiadał, napisaliśmy więc e-maila, powiadomiliśmy go jak doszło do omyłkowego przekierowania pieniędzy na zadłużoną firmę z tytułem "zasilenie" i zadaliśmy pytanie: "dlaczego Raiffeisen potraktował pieniądze wpłacone omyłkowo jako swoją należność?".

We wtorek rzecznik odebrał telefon i zapewnił, że już wysyła odpowiedź. Przyszła w czwartek, oto jej treść: "Niestety nie mogę odnieść się do przedstawionej przez Pana sprawy, ponieważ bank jest prawnie ograniczony w możliwości ujawniania informacji stanowiących tajemnicę bankową. Zwracam jednak uwagę, że bank wykonuje prawa wynikające z prawomocnego orzeczenia sądu, który wnikliwie rozpatrzył całą sprawę".
Rzecznik nie wie jeszcze, że za wnikliwe rozpatrzenie sprawy wziął się kolejny sąd.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie