Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie były pierwsze kroki w chmurach

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Wtedy to był cud techniki. 320 kilometrów z Berlina do Torunia pozwalał pokonać w... trzy godziny

<!** Image 3 align=none alt="Image 225746" sub="Wnętrze toruńskiej hali balonowej przed 1920 rokiem. To stąd podczas manewrów wystartował balon, który wylądował za granicą">

Manewry, które odbywały się w Toruniu latem 1913 roku, prowadzone były na wielką skalę. Dzięki zastosowaniu lotnictwa swoim zasięgiem objęły sporą część Niemiec, a także... ówczesne terytorium rosyjskie.

Tematem numer jeden w Toruniu jest dziś most, my jednak nie popłyniemy z prądem. Dzieje miejskich przepraw wałkowaliśmy już w tym miejscu wiele razy. Zatem zamiast moczyć się w rzece, schowamy głowę w chmurach. W obłokach bujaliśmy już tydzień temu, wspominając pierwszy samolot, jaki w maju 1913 roku wylądował na zbudowanym właśnie toruńskim lotnisku. Latawce, bądź też statki do żeglugi napowietrznej, jak o balonach i aeroplanach pisała sto lat temu prasa, pojawiły się w Toruniu w związku z ćwiczeniami wojskowymi. Przyznać trzeba, że te prowadzone były na bardzo szeroką skalę, czasami szerszą, niż pruscy dowódcy zakładali.<!** reklama>

Wieczorem 17 czerwca 1913 roku sprzed toruńskiej hali na Bielanach wystartował np. balon „Gronau” z trzyosobową załogą. Wzbił się w powietrze i przepadł bez śladu. Odnalazł się po trzech dniach, po rosyjskiej stornie granicy. „Po załatwieniu zwykłych w tym przypadku formalności, władza rosyjska balon wydała i aeronautom wojskowym zezwolono wrócić do Prus” - pisała wtedy „Gazeta Toruńska”. Ciekawe, co to były za „zwykłe w tym przypadku formalności”? Uczestnicy naszej wakacyjnej wycieczki dawnym granicznym szlakiem po Lubiczu z pewnością dobrze pamiętają, że sto lat temu zabłąkane niemieckie balony rosyjscy pogranicznicy witali ołowiem. Mediacje obu stron toczyły się później długo i na bardzo wysokim szczeblu.

Zostawmy jednak balony, odnotowując tylko, że pod koniec lipca spore poruszenie wywołała w Toruniu wizyta sterowca. Zeppelin „Z-1” przyleciał z Królewca, zatoczył nad miastem koło i bez lądowania powrócił do swojej bazy.

Przesiadamy się na samoloty, które wtedy zaczynały dopiero rozwijać skrzydła. Głównym bohaterem raczkującej toruńskiej awiacji był oficer ze 161. pułku piechoty, Detten. Już nam znany, bo to on właśnie, jako pierwszy, wylądował w maju 1913 roku na toruńskim lotnisku, uszkadzając przy tym samolot. Lotnik, zapewne jeden z tych dwóch, którzy zostali przysłani nad Wisłę, by szkolić miejscowych zdobywców przestworzy, w czasie manewrów musiał wykonać bardzo ważne zadanie. „Podczas odbywających się obecnie ćwiczeń otrzymali lotnicy wojskowi nakaz udania się w ważnej sprawie drogą napowietrzną z Torunia do Mecu - informowała „Gazeta Toruńska” w niedzielę 22 czerwca. - Nadporucznik Detten z porucznikiem Pickertem jako obserwatorem wzbili się wczoraj po południu w powietrze o godz. 5 minut 45 na jednopłaszczyznowcu. W niespełna godzinę wylądowali szczęśliwie w Poznaniu, a o godz. 8 minut 45 przybyli do Berlina. Dla zapadającego zmroku w dalszą drogę udali się dopiero nad ranem”.

Lot przez całe Niemcy (Metz leżał wtedy w granicach cesarstwa) prasa śledziła z uwagą. Podróż trwała dość długo i zakończyła się... na drzewie.

„Podróż wraz z pasażerem nadporucznik Detten odbył szczęśliwie aż do Hildesheimu (w Dolnej Saksonii - red.). Tutaj za miastem latawiec zahaczył się o drzewo, przewrócił się i spadł. Na szczęście lotnikom nic się nie stało, lecz aeroplan zupełnemu uległ zdruzgotaniu” - donosił toruński dziennik.

Z jaką prędkością poruszały się wtedy „statki do żeglugi napowietrznej”? Imponującą!

„We wtorek o godz. 4 min. 20 wyruszył z Berlina na samolocie lotnik Ladewik z pasażerem, synem ministra wojny Falkenhagena do Torunia, gdzie wylądował o godz. 7 minut 32. Przestrzeń, wynoszącą między Berlinem a Toruniem 320 kilometrów, odbył on w przeciągu trzech godzin i 12 minut”. Informacja napisana jest nieco dziwnym językiem, jednak została podana na łamach prasy w czwartek 7 sierpnia 1913 roku, a więc bardzo dawno temu.

Samolotem 320 kilometrów w trzy godziny?! Dziś szybciej podróżuje się autostradą. No tak, aby tak pędzić, trzeba jednak jeszcze mieć autostradę, a takowego połączenia z Berlinem Toruń jeszcze nie posiada.

Zdjęć pierwszych samolotów w Toruniu nie zachowało się zbyt wiele. Na aukcjach internetowych kupić można m.in. fotografie wykonane podczas kursów działającej na bielańskim lotnisku szkoły obserwatorów lotniczych, jednak przeważnie widać na nich aeroplany na tle bliżej nieokreślonego krajobrazu. Chyba najciekawsze widoki z tamtych czasów udało się zdobyć profesor Magdalenie Niedzielskiej. Na zdjęciach, jak wiadomo, poza samolotami widać również słonie. Historię ich wizyty na toruńskim lotnisku już opisywaliśmy, opierając się na relacjach prasy niemieckiej. Co na ten temat pisali natomiast Polacy? „Gazeta Toruńska” z ogromnym zapałem zapowiadała przyjazd cyrku Hagenbecka - jednego z największych w ówczesnej Europie. Słonie i reszta menażerii podróżowały po Niemczech specjalnymi pociągami.

Cyrk, który przybył do Torunia w sierpniu 1917 roku, jak mówi ogłoszenie, rozłożył się na placu przy Bramie Lubickiej. Brama znajdowała się na wysokości dzisiejszego ronda Pokoju Toruńskiego, zatem kraina egzotycznych wrażeń powstała zapewne w miejscu gdzie dziś stoją bloki osiedla przy ulicy Sobieskiego lub też gdzieś w rejonie dzisiejszego sklepu Tesco. Zainteresowanie spektaklami było tak wielkie, że przed początkiem i na koniec każdego z nich podstawiano „wozy nadzwyczajne kolei elektrycznej”. Z całą pewnością chodziło tu o tramwaje, choć do najbliższego ich przystanku, przy ulicy Fryderykowskiej, później nazwaną Warszawską, trzeba było kawałek przejść.

Polska prasa pisała o ciekawym programie, tłumach pod namiotem oraz o wypadkach. W jednym z nich ucierpiało indiańskie dziecko (cyrki wtedy kusiły w dużej mierze egzotyką) uderzone przez tygrysa w twarz, drugim była ucieczka dwóch arabskich chłopców, którzy narzekając na złe traktowanie zbiegli i chcieli dostać się do Berlina, by tam szukać pomocy w tureckiej ambasadzie. Dotarli tylko pod Bydgoszcz, gdzie zostali zatrzymani. O występie słoni na lotnisku nie ma w „Gazecie Toruńskiej” ani słowa, ale też na takie rzeczy brakowało miejsca. Na łamach dominowały wtedy doniesienia wojenne, te związane z sytuacją na dalekich frontach i te dotyczące problemów w zdobywaniu żywności w mieście. Latem 1917 roku brakowało chleba, marmolady, w gazecie pojawił się także komunikat o tym, że może zabraknąć... cytryn. Kto by pomyślał, że kilkadziesiąt lat później owoce te w ogóle staną się rarytasem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska