Tatrzańskie rekordy, czyli wszystko, co w górach jest "NAJ" - smutne i wesołe [GALERIA]
Największa bezczelność
To zadzwonić ze szlaku do ratowników, wmówić im, że doszło do wypadku, by ci przylecieli po człowieka śmigłowcem. Tylko dlatego, że nie chce się komuś wracać.
Taki przypadek wydarzył się latem 2018 roku. Wówczas to 29-letnia turystka z Warszawy zadzwoniła do TOPR, poinformowała, że jest kontuzjowana i czeka na pomoc w schronisku na Hali Ornak. Przeprowadzony przez ratownika dyżurnego wywiad telefoniczny wykazał, że turystka poprzedniego dnia zmęczyła się wycieczką.
Turystka powiedziała lekarzowi TOPR, że bolą ją kolana. Ratownicy polecili jej, by odpoczęła. Że na razie nikt po nią nie przyjedzie, bo akurat siły były zaangażowane w inne, poważniejsze zdarzenia w górach. Turystka jednak próbowała wymusić interwencję. Dyżurnemu ratownikowi powiedziała: "Będzie pan miał przesrane, jak nie przyjedzie samochód".