Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teolog Jarosław Makowski po „Zabawie w chowanego”: Kto nie staje po stronie ofiar, nie może mówić, że jest katolikiem

Dominik Kania
Jarosław Makowski - teolog, filozof, publicysta
Jarosław Makowski - teolog, filozof, publicysta Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Film dokumentalny "Zabawa w chowanego" odkrył kolejne tajemnice nadużyć seksualnych w Kościele oraz zaniechań, jakich dopuścili się polscy biskupi i krajowe organy ścigania. Zdaniem teologa Jarosława Makowskiego, Kościół w Polsce znalazł się w ostatniej fazie procesu, który przeszedł już Kościół amerykański czy irlandzki. W naszej rozmowie publicysta analizuje, co musi się stać, by państwo uporało się ze skandalem pedofilskim w Kościele, jaką rolę winni przyjąć przy tym zadaniu władza świecka, Watykan, a także polscy obywatele - nie tylko katolicy.

Dominik Kania: Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, wspomniał Pan, że temat pedofilii w Kościele jest Panu szczególnie bliski. Dlaczego?

Jarosław Makowski: Kościół amerykański przeżył wstrząs, gdy The Boston Globe opisał skalę gwałtów na dzieciach, jakich dopuścił się ks. John Geoghan. Mniej więcej w tym samym czasie przez kilka miesięcy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych. I widziałem, jak Kościół tracił autorytet. Jak ofiary księży pedofilów pokonywały traumy, by opowiedzieć swoje historie. I jak księża bili się w piersi, przepraszając za milczenie i tuszowanie pedofilskich skandali. Ciekawy był jednak sam proces reakcji Kościoła. Pierwszy odruch – zaprzeczanie. Drugi etap – niedowierzanie. Trzeci moment – bicie się w pierś, kiedy już nie było wyjścia i czwarty – wprowadzenie polityki zera tolerancji dla pedofilów w sutannach.

Ile trwał ten proces?

Kościół amerykański dużo szybciej niż my w Polsce musiał pogodzić się z tym, że nie uniknie odpowiedzialności. Pomógł system prawny, który sprawiał, że ofiary dochodziły swoich odszkodowań przed sądami, diecezje ogłaszały bankructwo. Co więcej, opinia amerykańska, głównie za sprawą mediów, dużo szybciej przeszła od fazy: „Nie, to niemożliwe. Jak ksiądz może krzywdzić dzieci?” do fazy: „Tak, jesteśmy przerażeni skalą procederu, w którym brali udział nie tylko księża, ale także prawnicy i politycy”. Tę swoistą triadę Kościół-polityka-prawnicy, która pozwalała przez długie lata utrzymać skalę pedofilii w Kościele w tajemnicy, doskonale pokazuje film „Spotlight”.

W jakiej fazie jest polski Kościół?

Dzięki Bogu - w końcowej. Tylko, że przebycie tej drogi do punktu, gdzie Kościół bierze za swoje zaniechania odpowiedzialność, zabrała 20 lat. Nie da się udawać, że pedofilia to problem Kościołów zachodnich. Nie, także polskiego. I jeżeli prymas Wojciech Polak – jasne, że późno, ale jednak zaraz po wyemitowaniu filmu „Zabawa w chowanego” - mówi, że zgłasza przypadek arcybiskupa Edwarda Janiaka do Watykanu, to pokazuje, że głowy w piasek już nie można chować. Prawdy nie da się już zamieść pod dywan.

Mało tego: nie przekonuje już nawet biskup, który sypie głowę popiołem, który bije się w piersi i mówi, że będzie stosował politykę zera tolerancji wobec księży pedofilów. Dziś Polacy, tak wierzący, jak i niewierzący, chcą czynów. I nie tylko wobec seksualnych przestępców w sutannach, ale także wobec hierarchów, którzy - jak bp Janiak - owych przestępców kryli. Nie stosowali się do procedur, które wprowadził Watykan, by o każdym przypadku nadużyć informować Stolicę Apostolską. I wreszcie: ludzie mają dość instytucji, która jest nieczuła na krzyk i ból ofiar.

I tu pojawia się rola głowy Kościoła...

Mam cichą nadzieję, że to zgłoszenie przypadku złamania procedur przez biskupa Janiaka sprawi, że Watykan się obudzi. Do tej pory papież Franciszek nie przykładał zbytniej wagi do tego, co dzieje się w polskim Kościele. Trochę w poczuciu, że to Kościół Jana Pawła II, więc lepiej tu zbytnich porządków nie wprowadzać, żeby nie być posądzonym – a i tak zresztą jest – o korygowania pontyfikatu JPII czy przynajmniej części jego nauczania. Ba, nasi biskupi to, jak sami o sobie mówią, duchowi synowie papieża Wojtyły. Ale teraz Franciszek już nie ma wyjścia. Każda zwłoka w przemeblowaniu polskiego episkopatu i pociągnięciu do odpowiedzialności winnych, idzie także na konto Franciszkowych zaniechań.

Dlaczego dopiero teraz episkopat kieruje sprawę do Watykanu? Nie wiedział? Film Sekielskich otworzył mu oczy, czy postawił pod ścianą?

Dopóki nie masz przyłożonego karabinu do głowy, to karmisz się nadzieją, że może jednak nikt go nie przyłoży. Do tej pory ta zasada się biskupom sprawdzała: „Brać na przeczekanie”. Naszym hierarchom udawało się zrzucić winę za swoje zaniechania na innych - pamiętamy słynną wypowiedź arcybiskupa Józefa Michalika, że „dzieci tak same lgną do księży”. Że jak duchowni ulegają jakimś namiętnościom, to przecież to winna współczesnej, rozseksualizowanej kultury. Biskupów bronili prawicowi publicyści, dziennikarze, a często także rodziny ofiar. Potem, kiedy już było jasne, że pedofilia w Kościele to nie spisek lewaków. Biskupi sypali głowy popiołem, modlili się za ofiary, wykazywali żal. Zapewniali, że zajmą się ofiarami. Dziś, na szczęście, to też za mało. Ludzie nie chcą pięknych słów, ale czynów. Krótko: chcą rozliczenia Kościoła.

Tym bardziej, że sprawa będzie mieć swój ciąg, gdyż bracia Sekielscy zapowiedzieli trzecią część swojej trylogii, czyli próbę odpowiedzi na pytanie o ewentualne zaniechania Jana Pawła II w kwestii pedofilskich skandali. W Polsce na śmietniku historii wylądowało przekonanie, które wciąż pozwalało kapłanom na nietykalność, a mianowicie, że ksiądz z natury musi być dobry, że ktoś taki nie mógłby skrzywdzić dzieci. Chwila, kiedy ofiary - dzięki Bogu za ich odwagę - pokonały lęk i mówią głośną o swoich dramatach, jest chwilą, kiedy nie można już zaprzeczać.

Każdy, kto ma pełną wiedzę o dramacie nadużyć seksualnych i nie staje po stronie ofiary, ale sprawcy, nie może o sobie mówić, że jest katolikiem.

To, że dziś i polska opinia publiczna domaga się rozliczenia biskupów za ukrywanie pedofilii zawdzięczamy odwadze ofiar, które odważyły się, by opowiedzieć nam swój dramat.

A w jakiej fazie znajduje się państwo polskie? Władza, instytucje, osoby świeckie? Też w ostatniej?

Polskie państwo jest obojętne. Bardziej instytucjom ścigającym przestępców seksualnych zależy na dobrych stosunkach z biskupami i Kościołem niż wymierzeniu sprawiedliwości. To zupełnie inaczej niż - przykładowo - katolickiej Irlandii, gdzie to właśnie państwo powołało niezależne komisje, by zbadać rozmiar pedofilii w Kościele i pokazać, że także państwo, oddając niemal całą edukację w ręce Kościoła, zawiodło.

W Polsce też jest komisja...

Po pierwszym filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” politycy ze wszystkich stron grzmiali, że pedofilię - także wśród księży - trzeba wypalić gorącym żelazem. Na papierze rząd powołał komisję złożoną z ekspertów. Miała ona zająć się wyjaśnianiem sprawy do spodu. I co? Nic! Komisja nie powstała. Prace nie ruszyły. Mamy grę pozorów. Prokuratura Krajowa, jak czytamy w mediach wydała za to wytyczne, zobowiązujące prokuratorów do informowania jej o każdym wniosku o wydanie akt procesów kościelnych. To, przy obecnym sojuszu tronu i ołtarza znaczy, że biskupi mogą spać spokojnie. Nic z archiwów nie ujrzy światła dziennego. Tymczasem powinno być dokładnie odwrotnie: jeśli Kościół chce przekonać ludzi, że zmienia swoją strategię wobec przestępców seksualnych we własnych szeregach, to winna temu procesowi towarzyszyć transparentność. Tylko tak opinia publiczna w Polsce może dać wiarę, że biskupi nie zamiatają brudów pod dywan. I tylko tak postępując biskupi będą mieli pewność, że ktoś kiedyś nie wyciągnie tych dokumentów, by użyć ich przeciwko nim.

Zastanawia pana cisza lub brak reakcji części polityków na premierę „Zabawy w chowanego”?

Akty strzeliste, wyrażające moralne oburzenie, miały miejsce właśnie po pierwszej części. Teraz już nie są i nie mogą być tak efektywne, więc jest ich zdecydowanie mniej. Zresztą: zdecydowanie wolę, jak politycy mniej gardłują, a więcej działają. W Polsce jest dokładnie odwrotnie: im głośniejsze pohukiwania, że będzie zero tolerancji dla pedofilów, że nie będzie dla seksualnych przestępców litości, tym bardziej można mieć pewność, że nic się nie wydarzy. I przykład z powołaniem tzw. Komisji ds. pedofilii jest tego najlepszym świadectwem.

Dlatego nie licząc na państwo, liczę na zmianę społeczną - na zmianę wśród samych katolików, którzy będą wymuszać na hierarchach powiedzenie prawdy i rozliczenie się z zaniechań. To przymuszenie biskupów do rachunku sumienia, żeby była jasność, leży w dobrze pojętym interesie katolicyzmu w Polsce. Bo dziś najkrótsza droga do dechrystianizacji nie prowadzi, jak chcą hierarchowie, przez nowoczesność czy liberalizm, ale przez ich zaniechania, faryzeizm i hipokryzję. Tak, to biskupi są odpowiedzialni za kryzys Kościoła w Polsce. Nikt inny.

„Zabawa w chowanego” zaskakuje, oburza, czy odkrywa?

Film nie jest porażający, a to dlatego, że podobne postawy biskupów i Kościoła wobec ofiar księży pedofilów miały miejsce na całym świecie. Opisywałem ten proces dziesiątki razy. Zdumiewa, że rodzimi biskupi nie wyciągnęli żadnych wniosków. Żadnych. "Zabawa w chowanego" pokazuje raz kolejny, jak dobrze trzyma się w Kościele myślenie wedle zasady: „Kościół jest jak matka, a matki się nie krytykuje”. To ta zasada doprowadzi do całkowitej utraty wiarygodności rodzimego Kościoła.

I ostatnia sprawa: ofiary nie mogą liczyć na empatię Kościoła. Nie mogą liczyć na sprawiedliwość państwa. Mogą liczyć na media i ludzi dobrej woli, których chrześcijaństwo zobowiązuje do przyzwoitości.

Czy ta produkcja coś zmieni? Wprowadzi coś do naszego życia? Rzuci nowe światło na niektóre działania?

Jest jedna nowość. Za sprawą ofiar dobrze pokazany jest proces, jak seksualny drapieżca mami ofiary, jak oplata je swoimi sznurami: od zdobycia zaufania u rodziny, by stać się jej przyjacielem, poprzez prezenty, a na czułości i przemocy kończąc. To szatańska sztuka uświadamiająca tych wszystkich, którzy wciąż jeszcze mówią: „No przecież ci chłopcy mogli powiedzieć „nie””. Otóż nie, nie mogli! Film pokazuje bezradność dziecka. Jego samotność. Poczucie winny, że coś zrobił nie tak. Okrucieństwo w czystej postaci.

Film ma też walor edukacyjny: jeśli teraz dziecko powie, że podejrzanie zachowuje się katecheta czy ksiądz, rodzice - mam nadzieję - nie zrzucą tego na karb bujnej wyobraźni, ale zareagują.

Wierzy Pan w reformację polskiego Kościoła?

Nie. Nie wierzę w tę reformę od góry, ze strony episkopatu i biskupów. Tam panuje myślenie korporacyjne i przekonanie, że dobro instytucji jest ważniejsze niż dobro osoby. To przekonanie jest wprasowane w dużą część DNA biskupów i decydentów kościelnych. Wierzę natomiast w ruch oddolny, który się w Polsce dokonuje wśród katolików świeckich i wśród tych ludzi, którzy jeszcze kilka lat temu bronili dobrego imienia Kościoła do upadłego, a dziś mówią, że potrzebuje on głębokich reform. Obudzenie tego olbrzyma w postaci polskiego laika i świeckich katolików może wymusić reformy. Ale nie stanie się to ani jutro, ani za tydzień. To długi proces polegający na wyzwoleniu i samostanowieniu. By jednak go rozpocząć, Kościół musi pozbyć się „czarnych owiec”, drapieżników seksualnych w sutannach, którzy swoje przyjemności przedkładali nad dobro dzieci i wierność instytucji, której zdecydowali się służyć. Innej, łatwiejszej drogi, nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska