Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"The Post", czyli historia o tym kiedy czwarta władza miała władzę

Ryszard Warta
Dla amatorów archeologii XX-wiecznego dziennikarstwa „Czwarta władza” Stevena Spielberga jest nie lada gratką. To oczywiście typowa hollywoodzka historia z happy endem o tym, jakie świetne są Stany, bo jeśli nawet politycy łżą jak psy, to jest jeszcze prasa, dociekliwi dziennikarze i odważni wydawcy, którzy tej władzy potrafią patrzeć na łapska i nosa przytrzeć. Przy okazji jednak - jak trafnie napisał recenzent „The New Yorkera” - to oda do dziennikarstwa, dodajmy, w czasach tegoż dziennikarstwa największej potęgi.

„Czwarta władza” to drugi ważny film, w którym obok gwiazd w głównej roli obsadzona jest jak najbardziej prawdziwa gazeta. Na dodatek ta sama: „The Washington Post”. W 1976 r. Alan Pakula nakręcił „Wszystkich ludzi prezydenta” o tym, jak Bob Woodward i Carl Bernstein w latach 1972 -1974 ujawnili na łamach „TWP” kulisy afery Watergate, co skończyło się czymś, co nie wydarzyło się w dziejach mediów ani przedtem, ani potem - doprowadzili do rezygnacji prezydenta USA ze stanowiska.

Po 40 latach z górką Spielberg stworzył opowieść o tym, czym żyła ta gazeta rok wcześniej, w 1971, czyli tekstami, opartymi na „Pentagon papers” - tajnym raporcie na temat uwikłania w wojnę w Indochinach, dowodzącym, że kolejne administracje cynicznie okłamywały opinię publiczną. Mamy więc dwa filmy z dwóch różnych epok ze scenami rozgrywającymi się w tym samym mniej więcej czasie i w tym samym wielkim, podłużnym newsroomie z charakterystycznym podświetlanym sufitem.

Kluczowy dla fabuły dylemat jest aktualny do dziś: grany przez Toma Hanksa Been Bradlee, redaktor naczelny, naciska na publikacje tekstów, bo przecież ujawnienie prawdy to etyczny psi obowiązek dziennikarstwa. I ma rację. Wydawczyni gazety, Katharine Graham - w tej roli Maryl Streep - waha się: jest odpowiedzialna za gazetę i jej pracowników, a wie, że złamanie sądowego zakazu publikacji może być dla tytułu śmiertelnym zagrożeniem. Tu też są rację. Gazeta musi służyć czytelnikowi, który ma prawo znać całą prawdę. A nie będzie mu służyć, jeśli pójdzie na dno...

Dwie sceny lubię bardzo. W pierwszej Bradlee jeździ po ulicach Waszyngtonu, pełnych wielkich krążowników szos - kryzys naftowy przyjdzie za kilka lat - małym, zielonym fiatem 128, pierwowzorem popularnej u nas zastawy. Scena druga: redakcja zdobywa tysiące stron raportu, Bradlee ściąga sześcioro swych najlepszych dziennikarzy, ci wertują papiery, sprawdzają, dodają to, czego sami się dowiedzieli, i dopiero na tej podstawie tworzą teksty do publikacji, za które gazeta bierze odpowiedzialność. Dziś czasy sparszywiały. Niektórzy uwierzyli nawet, że nowoczesne dziennikarstwo polega na wrzucaniu do sieci, jak leci, kilometrów dokumentów, zhakowanych przez nie wiadomo kogo i na czyje zlecenie. Film kończy się tak, jak zaczynają się „Wszyscy ludzie...” - sceną włamania do biur Watergate. Powinien się kończyć sceną przejęcia w 2013 r. „The Washington Post” przez Jeffa Bezosa, właściciela sieciowego sklepu Amazon. Ale wtedy happy end szlag by trafił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska