Zobacz wideo: Akcyza na alkohol i papierosy w górę
- Zostałam zwolniona z pracy przy barze już wiosną 2020 roku. Było mi ciężko, bo w tym pubie przepracowałam kilka dobrych lat. Ale znalazłam pracę w sklepie i już do "gastro" wracać nie zamierzam. Po pierwsze, pracuje mi się teraz lżej. Po drugie, jeśli znów będzie jakiś lockdown, to pracownicy gastronomii pierwsi będą mieli kłopoty - mówi pani Marta, kiedyś barmanka w lokalu na starówce.
Takich osób tylko w Toruniu są dziesiątki. A w skali kraju? Z danych Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej wynika, że tylko w ubiegłym roku pracę straciło 200 tys. pracowników gastronomii. Najczęściej znaleźli zatrudnienie w innych branżach. Wielu z nich, przynajmniej na razie, nie chce wracać, bo boi się powrotu obostrzeń, które uniemożliwią zarabianie w restauracjach, barach etc.
Przedsiębiorcy nie kryją: trudno o ręce do pracy. W Toruniu widać wysyp ofert i rywalizację o pracowników. Kultowy bar "Małgośka", prowadzony przez spółdzielnię "Społem", kucharzowi oferuje nawet 5-6 tys. zł brutto i gwarantuje stabilne zatrudnienie na lata. Popularny "Widelec" osobie "na zmywaku" proponuje 3,8 tys. zł brutto, posiłki pracownicze i benefity. Inni kuszą "możliwością nadgodzin, zgraną ekipą, elastycznym grafikiem".
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
- Bieżące wypadki i utrudnienia w Kujawsko-Pomorskiem
- Gdzie dobrze zjeść w Toruniu i okolicach?
- Toruń Retro!
- Sport w Toruniu
- Szczególnie ciężko o doświadczonych kandydatów. Takich, którzy kuchnię znają od środka, a nie z telewizyjnego programu "Master Chef" - nie kryje Dorota Szadkowska, prezes PSS "Społem", Gastronomiczno-Turystycznej Spółdzielni Spożywców w Toruniu (prowadzi dwa kultowe bary na starówce: "Małgośkę" i "Pod Arkadami").
Kultowa "Małgośka" szuka kucharza i pomocy kuchennej. A inne toruńskie lokale?
Nawet do 6 tys. zł brutto kucharzowi i do 4,5 tys. zł brutto pomocy kuchennej oferuje bar "Małgośka" przy ulicy Szczytnej w Toruniu. Do tego: gwarancję stabilnego zatrudnienia na długie lata (jeśli kandydat się sprawdzi i będzie miał chęć na taka współpracę), zawsze terminowe wypłaty i pracę w zgranym zespole.
- Jesteśmy spółdzielnią, więc u nas to pracownik jest na specjalnych prawach. Nie musimy, jak niektóre inne lokale, zatrudniać na umowach zleceniach. Oferujemy etat i stabilność. Szukamy pracowników, bo odeszły od nas na emeryturę cztery panie. Trzy z nich przepracowały dla spółdzielni całe swoje życie zawodowe: od 35 do 40 lat. Zaczynały jako uczennice - podkreśla Dorota Szadkowska, prezes "Społem".
Poszukujących pracowników lokali gastronomicznych w Toruniu jest jednak mnóstwo. Znana z burgerów restauracja "Widelec" potrzebuje pomocy kuchennej (3,8 tys. zł brutto) i pracownika rannej zmiany (do 3,6 tys. zł brutto). Obecny od 30 lat na rynku "Pub Max" szuka doświadczonej barmanki (do 4 tys. zł brutto). Kucharzy potrzebują m.in. restauracje "Olimp", "Gęsia Szyja", "Loft", "Luizjana", "Nova 22", "La Nonna Siciliana" czy nowa na rynku "Musztarda".
Pracę dla kelnerek i kelnerów oferują kolejne lokale, np. "Monka", "Piekuś", "Pub Mentzen", "Noisy Bar", "Baza" czy "Bangkok". Równie wiele ofert pracy jest dla barmanów, baristów, a także pizzermanów. Z jakim odzewem te ogłoszenia się spotykają?
- Od dwóch dni miałem tylko jedno telefoniczne zgłoszenie. Kandydat szukał pracy tylko na weekendy, podczas gdy u nas potrzebny jest pizzermen przez cały tydzień. Razem z nadgodzinami spokojnie zarobi 5,5 tys. zł na rękę. I to na normalnej umowie o pracę, a nie na zleceniu. No, ale jak widać, ciężko kogoś znaleźć - słyszymy w jednej z toruńskich restauracji z pizzą (lokal prosi o anonimowość).
Nietrudno też zauważyć, że wiele toruńskich restauracji ogłasza chęć zatrudnienia kucharza regularnie od kilku miesięcy. Oferowane stawki na tym stanowisku w Toruniu? Najczęściej 5-6 tys. zł, choć zdarzają się i wyższe, i niższe. To ponawianie anonsów świadczy tylko o tym, że braki kadrowe w "gastro" to długotrwały problem. Ba, według ekspertów odbudowanie branży po pandemii potrwać może nawet kilka lat!
Problem jest w całym kraju. Gastronomia odbierana jest jako branża niestabilna
Naprzemienne obostrzenia, otwieranie lokali i ponowne zawieszenia działalności spowodowały, że praca w gastronomii przestała zapewniać spokój i stabilność. Z danych Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej wynika, że tylko w ubiegłym roku pracę straciło 200 tys. osób zatrudnionych w tej branży. Jedni dostawali wypowiedzenia, inni odchodzili sami. Wielu się przebranżowiło.
Wysyp ofert pracy od wielu miesięcy widoczny jest w całym kraju: zarówno dużych miastach wojewódzkich, jak i mniejszych miejscowościach. Odbudować kadrowe zasoby gastronomii będzie jednak trudno. Wciąż postrzegana jest jako niestabilna i jedna z tych, którym jako pierwszej grozi ewentualny kolejny lockdown czy jakieś obostrzenia.
Problem dotyczy zresztą nie tylko gastronomii, ale i hotelarstwa, czyli całego tzw. sektora HoReCa. - Obserwowany brak chętnych do objęcia etatów w tym sektorze to pokłosie pandemii, która w dużym stopniu wpłynęła na nastawienie i oczekiwania Polaków wobec pracy. Liczą się nie tylko finanse, ale też ważne aspekty pozapłacowe. Co więcej, pracownicy, jak nigdy wcześniej, pragną bezpieczeństwa oraz stabilizacji i szukają ich w branżach, które mogą im to zagwarantować - mówił niedawno Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres. (dla: Interia.pl).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?