Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruń. Tragedia na Rudaku. Trzyosobowa rodzina straciła w pożarze cały dobytek [zdjęcia]

Justyna Wojciechowska-Narloch
Justyna Wojciechowska-Narloch
Toruń: Trzyosobowa rodzina straciła w pożarze cały dobytek
Toruń: Trzyosobowa rodzina straciła w pożarze cały dobytek Grzegorz Olkowski
Po pięknym domu z drewnianych bali na działkach „Rudaczek” w Toruniu pozostały tylko ściany. A jeszcze w ostatnią niedzielę mieszkali tam Woźniakowie – Barbara, Mariusz i 6-letni Wojtek, ich syn. W jednej chwili stracili wszystko – ogień strawił cały ich dobytek. Z płonącego domu uciekli nad ranem w piżamach. Uratowali się w ostatniej chwil.

Choć od pożaru minęło już kilka dni, rodzina Woźniaków wciąż jest w szoku. Nie mogą uwierzyć, że spotkało ich takie nieszczęście. Nieustannie analizują, jak to się mogło stać, szukają odpowiedzi na dręczące ich pytania. Czekają na opinię biegłych, którzy wyjaśnią, skąd w domu pojawił się ogień. Oni sami tak to wszystko wspominają:

- Około 5 rano w poniedziałek żonę obudził dziwny zapach. Otworzyliśmy drzwi sypialni na górze i okazało się, że wszędzie jest pełno gęstego, żrącego dymu. Prawie nic nie było widać -opowiada Mariusz Woźniak. - Natychmiast zabraliśmy syna i zaczęliśmy uciekać. Zeszliśmy na dół i otworzyliśmy drzwi wejściowe. Wpadło powietrze i w tej samej chwili pojawił się ogień. Nie było mowy, by cokolwiek ratować. Gdybyśmy podjęli taką próbę, moglibyśmy zginąć.

Zobacz wideo: Czego szukaliśmy w Internecie w 2020 roku?

Zawinił piekarnik?

Woźniakowie uciekli z płonącego domu jak stali – w piżamach. Nie zdążyli zabrać ani jednej rzeczy. Dopiero gdy na miejscu pojawili się strażacy, udało się wyciągnąć kurtki i dokumenty. Przypomnijmy, że w poniedziałek, 18 stycznia nad ranem w Toruniu były minus 22 stopnie Celsjusza. Oni jednak nie pamiętają, by było im zimno. Szok i przerażenie wyparły uczucie chłodu. Pani Barbara i 6-letni Wojtek trafili do szpitala z objawami zaczadzenia. Kobietę wypuszczono po badaniach, chłopiec wrócił do rodziców we wtorek.

- Nie znamy jeszcze oficjalnej przyczyny pożaru, ale wydaje się nam, że powodem był piekarnik. Kiedy uciekając przechodziliśmy przez kuchnię, piekarnik strasznie piszczał, działo się z nim coś niepokojącego. Może doszło do jakiegoś zwarcia w piekarniku i stąd ten pożar – zastanawia się Barbara Woźniak.

Ogień strawił wszystko

Zbudowany na działkach „Rudaczek” dom z bali był nowy i ładny, z funkcjonalnym dołem i użytkowym poddaszem. W jego powstanie rodzina zainwestowała wszystkie pieniądze. Woźniakowie spędzili w nim dopiero drugie święta Bożego Narodzenia. Wszystkie instalacje w budynku były nowe, wykonywane przez fachowców z uprawnieniami. To samo ze sprzętami zasilanym prądem. Dziś ich dom nie nadaje się do zamieszkania. Całe zostały tylko zewnętrzne ściany. W środku zapach dymu jest tak odrażający, że ciężko tam przebywać. Wiele wskazuje na to, że pozostałości trzeba będzie rozebrać i zbudować dom na nowo. A to przecież ogromne koszty.

Potrzebna pomoc

Rodzina Woźniaków nie ma nic. Spłonęły lub zostały zniszczone wszystkie domowe sprzęty, ubrania, meble, książki. Z pokoju 6-letniego Wojtka też niczego nie udało się uratować.

Tak żyją bezdomni w Polsce. Oni mieszkają w dramatycznych wa...

- Nie mamy nic. Dosłownie. Potrzebujemy odzieży, łóżek, pościeli, talerzy, środków higienicznych, garnków – wyliczają Barbara i Mariusz. - Jednym słowem wszystkiego, co potrzebne człowiekowi do życia.

Wojtek potrzebuje ubrań na wzrost 134-140 cm i butów w rozmiarze 34. Pani Barbara ma 158 cm wzrostu, nosi odzież w rozmiarze M/L, spodnie w rozmiarze 40, a buty numer 39. Jej mąż Mariusz ma 176 cm wzrostu i rozmiar L. Buty dla niego powinny być w rozmiarze 42. W sprawie pomocy należy dzwonić pod jeden z podanych numerów – 665-197-628 lub 725-125-716.

Woźniakowie po pożarze zatrzymali się u bliskich pod Toruniem. Wiedzą jednak, że to tymczasowe rozwiązanie.

Przyjaciele rodziny zbierają pieniądze dla pogorzelców na stronie zrzutka.pl. Przyda się każdy grosz. Oto link do zbiórki dla Woźniaków:

https://zrzutka.pl/29m942

Inny pożar na działkach

Tu warto przypomnieć, że na początku grudnia 2020 roku na Rudaku doszło do innej rodzinnej tragedii. Ucierpiała w niej sześcioosobowa rodzina Kalinowskich. To rodzice – Agnieszka i Paweł oraz czwórka ich dzieci: synowie w wieku 21, 18 i 7 lat oraz córka – 11 lat. Tamtego popołudnia, 9 grudnia Paweł Kalinowski nie zapomni nigdy. Był w pracy pod Golubiem-Dobrzyniem. Wtedy zadzwonił telefon. Nie przeczuwał nic złego, bo dzwoniło jedno z dzieci. Kiedy odebrał połączenie, w tle usłyszał straszliwy hałas i krzyki, że się pali się przybudówka domu. Wiedział, że jest tam nie tylko piec, ale i piła spalinowa z paliwem oraz butla z gazem.

Kazał wszystkim natychmiast uciekać. Później Paweł Kalinowski ustalił, jak wyglądały wydarzenia feralnej środy. Jego żona Agnieszka około godz. 17 poszła dołożyć do pieca, bo robiło się coraz zimniej. Nie była to dla niej nowa czynność, wykonywała ją wcześniej wiele razy. I wtedy było jak zwykle. Kilkanaście minut później kobieta zauważyła płomienie i chciała ratować co się da. Została ciężko poparzona.

Krótko po tych dramatycznych wydarzeniach władze Torunia zadeklarowały, że będą szukać komunalnego mieszkania dla Kalinowskich. W związku z tym, że są pogorzelcami, otrzymać je mają w pierwszej kolejności. Rodzina dostała też prezenty na święta od prezydenta miasta.

Trwa głosowanie...

Czy doceniamy pracę służb mundurowych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska