Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Torunianin zginął w latającej bombie wodorowej [RETRO]

Szymon Spandowski
Zdjęcie płonącego „Hindenburga” stało się jedną z najsłynniejszych fotografii XX wieku. Do dziś jest symbolem katastrofy
Zdjęcie płonącego „Hindenburga” stało się jedną z najsłynniejszych fotografii XX wieku. Do dziś jest symbolem katastrofy Domena publiczna / Wikipedia
6 maja 1937 roku skończyła się era sterowców. Latający olbrzym, który od wiosny 1936 roku latał między starym i nowym kontynentem zamienił się w kulę ognia. Katastrofa „Hindenburga” sprzed 82 lat przyćmiła podobną tragedię z 1913 roku, w której pojawił się wątek toruński.

„Sterowiec niemiecki „Hindenburg”, który kończył swą pierwszą tegoroczną podróż do Ameryki, uległ wczoraj wieczorem katastrofie przez eksplozję - informowało 82 lata temu „Słowo Pomorskie”. - Katastrofa nastąpiła podczas lądowania na lotnisku Lakehurst. Sterowiec runął na ziemię z niedużej wysokości i spłonął doszczętnie. Według dotychczasowych danych śmierć poniosło 32 ludzi. Ogółem na pokładzie olbrzyma powietrznego znajdowało się 36 pasażerów i 60 ludzi załogi. Wyratowanych zostało 44 ludzi załogi i 26 pasażerów. Liczba członków załogi była w tej podróży specjalnie powiększona, gdyż na sterowcu odbywało się szkolenie pilotów.

Straszliwa katastrofa wydarzyła się w chwili lądowania. Sterowiec krążył już nad lotniskiem przez godzinę, opuszczając się coraz niżej i przygotowując do lądowania, które miało nastąpić za pięć minut. Z tylnego zbiornika statku wypuszczono balast wody, kilka lin wyrzucono też już ku ziemi, gdy nagle, tuż przy sterze ukazał się silny płomień, który w kilka sekund objął cały olbrzymi statek”.

W rzeczywistości zginęło 13 pasażerów i 22 członków załogi. Kilka osób ratowało się skacząc przez okna. Pozostałych z płonących zgliszcz wyciągali m.in. amerykańscy żołnierze, którzy czekali na lotnisku, aby w razie czego pomóc przy cumowaniu latającego olbrzyma.

Zobacz także:

2 czerwca 1998 roku 51-letniego Władysława W. dzieliło od drzwi swojego mieszkania tylko jedno piętro, kiedy na jego drodze stanął zabójca. Strzelił do niego trzy razy i uciekł. Nadal nie wiadomo, kto pociągnął za spust.Trzy lata przed śmiercią Włodzimierz W. zaczął się spotykać z Krystyną G., kelnerką z jednej z restauracji w centrum Torunia. Lokal ten w latach 80. i 90 ubiegłego wieku był bardzo znany w Toruniu. Między innymi z odbywających się tu regularnie modnych wówczas dancingów, zabytkowego wnętrza i w miarę dobrego jedzenia.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYCH STRONACH >>>>>Polecamy: Najtrudniejsze słowa z gwary toruńskiej. Sprawdź czy je znasz!Obejrzyj koniecznie: Tak rodziło się Rubinkowo! Archiwalne zdjęcia

Trzy strzały na Rubinkowie. Kto zabił właściciela kantoru?

Katastrofa wstrząsnęła światem. Na ulicach Nowego Jorku zaczęły gromadzić się tłumy. Największe amerykańskie gazety wydały specjalne dodatki, które rozeszły się w milionowych nakładach. Podobnie było w Niemczech.

Już w kolejnym wydaniu „Słowa Pomorskiego” pojawił się artykuł zatytułowany „Hindenburg” - latająca bomba wodoru”, oraz drugi tekst, poświęcony karierze zeppelinów i ich katastrofom.

Tych było sporo. Do 6 maja 1937 roku najtragiczniejszym wypadkiem była katastrofa, do której doszło pod Berlinem w październiku 1913 roku. Jej ofiary spoczywają na berlińskim cmentarzu garnizonowym przy lotnisku Tempelhof.

„Na placu lotniczym Johannisthal pod Berlinem odbywał w piątek przed południem swój lot próbny pancernik napowietrzny L-2 systemu Zeppelina - pisała „Gazeta Toruńska” w niedzielę, 19 października 1913 roku. - Na pokładzie, oprócz załogi wojskowej i przedstawiciela fabryki balonów Zeppelina, która sprzedała balon zarządowi armii, znajdowała się komisya lotnicza, która miała zbadać szybkość lotu”.

Zobacz także:

Załoga Muzeum Historyczno-Wojskowego kręci w Toruniu sceny do krótkiego filmu poświęconego powstaniu w Gettcie Warszawskim. Za oprawę artystyczną oraz scenariusz i reżyserię odpowiadają uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego.Czy Toruń może występować na ekranie w roli Warszawy? Może. Jerzy Passendorfer kręcił przecież na naszym moście jedną ze scen "Zamachu". Na most zmierzał również Rudy w "Czterech pancernych". Zobacz także:Wyrok na nożownika w ToruniuLicytacje komornicze w ToruniuNowosciTorun

W Toruniu jak w Gettcie Warszawskim? Młodzi ludzie kręcą fil...

Pancernik napowietrzny miał 158 metrów długości i ponad 16 metrów średnicy, szybował w powietrzu dzięki 27 tysiącom metrów sześciennych wodoru, które umieszczone były w 18 komorach. Sterowiec napędzany był czterema silnikami Maybacha. Maszyny pochodziły z początku XX wieku, statek powietrzny mógł więc dzięki nim rozpędzić się maksymalnie do 75 kilometrów na godzinę. Jego zasięg wynosił 2100 kilometrów, a maksymalny pułap: 2900 metrów. Pasażerowie podróżowali w trzech aluminiowych gondolach podwieszonych pod balonem i połączonych poprowadzonym wewnątrz przejściem. Był to 18. sterowiec zbudowany w zakładach Zeppelina i drugi, który został zakupiony dla Cesarskiej Marynarki Wojennej. Dlatego właśnie miał on oznaczenia LZ-18 i L-2, a na pomniku ofiar katastrofy znajduje się kotwica.

Przebieg katastrofy „Gazeta Toruńska” opisała kilka dni później.

„W piątek o godz. pół do 11 przed południem, krótko po wzniesieniu się w powietrze, gdy znajdował się na wysokości 300 metrów, rozległ się ogłuszający wybuch. Powłoka balonu w jednej chwili stanęła w płomieniach i pękła. Okręt napowietrzny zaczął spadać, w pierwszych sekundach powoli, później coraz raźniej, aż wreszcie z całą mocą uderzył o ziemię”.

Dalej dziennik podaje wstrząsające szczegóły. 27 osób miało zginąć na miejscu, trzy zostały w krytycznym stanie odwiedzione do szpitala. Jeden z poparzonych oficerów miał prosić, by śpieszący z pomocą go dobili.

Zobacz również:

„Pomiędzy zabitymi znajdują się kierownik balonu kapitan Freyer, kapitanowie Benisch, Trenk, Grund, wyższy inżynier Haussmann i inni. (...) Wojskowa żegluga napowietrzna traci w ofiarach katastrofy, kapitanie Freyerze i Trenku jedynych dwóch wyszkolonych kierowników balonów sterowych...”.

Cóż te wydarzenia, odległe w czasie i przestrzeni, mają wspólnego z Toruniem? Odpowiedź znajduje się na nagrobku oraz w gazetach sprzed 106 lat.

„Jak pisma niemieckie podają, kapitan porucznik Freyer, który poniósł śmierć podczas ostatniej katastrofy balonowej w Johannistalu, był rodem z Torunia - informowała „Gazeta Toruńska. - Urodził on się w 1882 roku, był zatem w nalepszem kwiecie wieku”.

Urodził się w Toruniu, a gdzie mieszkał? O tym już gazety nie wspominają. W księdze adresowej z 1884 roku jest jednak tylko jeden człowiek o tym nazwisku - Freyer G., porucznik. Pan G. Freyer pojawia się również w późniejszych księgach, zameldowany przy Szerokiej 6. Być może był ojcem lotnika. Są to tylko przypuszczenia, jednak innych Freyerów w księgach nie ma, a skoro ojciec był oficerem, to i syn mógł pójść w jego ślady.

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska