„Sterowiec niemiecki „Hindenburg”, który kończył swą pierwszą tegoroczną podróż do Ameryki, uległ wczoraj wieczorem katastrofie przez eksplozję - informowało 82 lata temu „Słowo Pomorskie”. - Katastrofa nastąpiła podczas lądowania na lotnisku Lakehurst. Sterowiec runął na ziemię z niedużej wysokości i spłonął doszczętnie. Według dotychczasowych danych śmierć poniosło 32 ludzi. Ogółem na pokładzie olbrzyma powietrznego znajdowało się 36 pasażerów i 60 ludzi załogi. Wyratowanych zostało 44 ludzi załogi i 26 pasażerów. Liczba członków załogi była w tej podróży specjalnie powiększona, gdyż na sterowcu odbywało się szkolenie pilotów.
Straszliwa katastrofa wydarzyła się w chwili lądowania. Sterowiec krążył już nad lotniskiem przez godzinę, opuszczając się coraz niżej i przygotowując do lądowania, które miało nastąpić za pięć minut. Z tylnego zbiornika statku wypuszczono balast wody, kilka lin wyrzucono też już ku ziemi, gdy nagle, tuż przy sterze ukazał się silny płomień, który w kilka sekund objął cały olbrzymi statek”.
W rzeczywistości zginęło 13 pasażerów i 22 członków załogi. Kilka osób ratowało się skacząc przez okna. Pozostałych z płonących zgliszcz wyciągali m.in. amerykańscy żołnierze, którzy czekali na lotnisku, aby w razie czego pomóc przy cumowaniu latającego olbrzyma.
Zobacz także:
Katastrofa wstrząsnęła światem. Na ulicach Nowego Jorku zaczęły gromadzić się tłumy. Największe amerykańskie gazety wydały specjalne dodatki, które rozeszły się w milionowych nakładach. Podobnie było w Niemczech.
Już w kolejnym wydaniu „Słowa Pomorskiego” pojawił się artykuł zatytułowany „Hindenburg” - latająca bomba wodoru”, oraz drugi tekst, poświęcony karierze zeppelinów i ich katastrofom.
Tych było sporo. Do 6 maja 1937 roku najtragiczniejszym wypadkiem była katastrofa, do której doszło pod Berlinem w październiku 1913 roku. Jej ofiary spoczywają na berlińskim cmentarzu garnizonowym przy lotnisku Tempelhof.
„Na placu lotniczym Johannisthal pod Berlinem odbywał w piątek przed południem swój lot próbny pancernik napowietrzny L-2 systemu Zeppelina - pisała „Gazeta Toruńska” w niedzielę, 19 października 1913 roku. - Na pokładzie, oprócz załogi wojskowej i przedstawiciela fabryki balonów Zeppelina, która sprzedała balon zarządowi armii, znajdowała się komisya lotnicza, która miała zbadać szybkość lotu”.
Zobacz także:
Pancernik napowietrzny miał 158 metrów długości i ponad 16 metrów średnicy, szybował w powietrzu dzięki 27 tysiącom metrów sześciennych wodoru, które umieszczone były w 18 komorach. Sterowiec napędzany był czterema silnikami Maybacha. Maszyny pochodziły z początku XX wieku, statek powietrzny mógł więc dzięki nim rozpędzić się maksymalnie do 75 kilometrów na godzinę. Jego zasięg wynosił 2100 kilometrów, a maksymalny pułap: 2900 metrów. Pasażerowie podróżowali w trzech aluminiowych gondolach podwieszonych pod balonem i połączonych poprowadzonym wewnątrz przejściem. Był to 18. sterowiec zbudowany w zakładach Zeppelina i drugi, który został zakupiony dla Cesarskiej Marynarki Wojennej. Dlatego właśnie miał on oznaczenia LZ-18 i L-2, a na pomniku ofiar katastrofy znajduje się kotwica.
Przebieg katastrofy „Gazeta Toruńska” opisała kilka dni później.
„W piątek o godz. pół do 11 przed południem, krótko po wzniesieniu się w powietrze, gdy znajdował się na wysokości 300 metrów, rozległ się ogłuszający wybuch. Powłoka balonu w jednej chwili stanęła w płomieniach i pękła. Okręt napowietrzny zaczął spadać, w pierwszych sekundach powoli, później coraz raźniej, aż wreszcie z całą mocą uderzył o ziemię”.
Dalej dziennik podaje wstrząsające szczegóły. 27 osób miało zginąć na miejscu, trzy zostały w krytycznym stanie odwiedzione do szpitala. Jeden z poparzonych oficerów miał prosić, by śpieszący z pomocą go dobili.
Zobacz również:
„Pomiędzy zabitymi znajdują się kierownik balonu kapitan Freyer, kapitanowie Benisch, Trenk, Grund, wyższy inżynier Haussmann i inni. (...) Wojskowa żegluga napowietrzna traci w ofiarach katastrofy, kapitanie Freyerze i Trenku jedynych dwóch wyszkolonych kierowników balonów sterowych...”.
Cóż te wydarzenia, odległe w czasie i przestrzeni, mają wspólnego z Toruniem? Odpowiedź znajduje się na nagrobku oraz w gazetach sprzed 106 lat.
„Jak pisma niemieckie podają, kapitan porucznik Freyer, który poniósł śmierć podczas ostatniej katastrofy balonowej w Johannistalu, był rodem z Torunia - informowała „Gazeta Toruńska. - Urodził on się w 1882 roku, był zatem w nalepszem kwiecie wieku”.
Urodził się w Toruniu, a gdzie mieszkał? O tym już gazety nie wspominają. W księdze adresowej z 1884 roku jest jednak tylko jeden człowiek o tym nazwisku - Freyer G., porucznik. Pan G. Freyer pojawia się również w późniejszych księgach, zameldowany przy Szerokiej 6. Być może był ojcem lotnika. Są to tylko przypuszczenia, jednak innych Freyerów w księgach nie ma, a skoro ojciec był oficerem, to i syn mógł pójść w jego ślady.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?