Podobno po awansie do play off z GKM Grudziądz twoim następnym celem jest "Taniec z Gwiazdami"?
Rafał Dobrucki oglądał mój występ na torze po meczu z Włókniarzem i powiedział, że mam już pewny angaż w Polsacie (śmiech). Co zrobić, zawsze bardzo angażuję się w swoją pracę, przeżywam porażki i sukcesy. Z GKM jestem związany siódmy rok, ci co mnie znają, dobrze wiedzą, ile mnie to kosztuje. Po 13 wyścigu spadł mi wielki kamień z serca i odreagowałem te wszystkie stresy.
Pamiętam naszą rozmowę w maju po kontuzji Jasona Doyle'a. Było wtedy słychać zniechęcenie.
To może nie było zwątpienie, ale na pewno można było mieć trochę dość. Zbudowaliśmy fajny zespół, a nagle widmo spadku zajrzało nam w oczy. Bałem się tego, straciliśmy lidera, w tabeli było niesamowicie ciasno, a my mieliśmy dwa punkty na koncie.
Dwa elementy tego sukcesu zwracają uwagę: pierwszy - atmosfera w zespole, którą podkreślają wszyscy zawodnicy.
Gdy klub postanowił powierzyć mi pierwszą drużynę, to zbudowanie tzw. team spirit było moim najważniejszym celem. Dlatego po raz pierwszy pojechaliśmy na obóz do Hiszpanii, bez prezesów, tylko we własnym towarzystwie. Tam chłopacy się poznali, padło wiele ważnych słów. Potem przed sezonem jeszcze zorganizowałem spotkanie z mechanikami. Te rozmowy bardzo nam pomogły poukładać pewne techniczne sprawy w trakcie sezonu. To działało nawet w najtrudniejszych chwilach, bo wszyscy w teamie przestrzegają najważniejszych zasad. Bardzo ważne było określenie wzajemnych oczekiwań i wymagań, żeby każdy wiedział, jaka jest jego rola w parkingu. Dziś miło mi słuchać słów zawodników, że takiej atmosfery w zespole nigdy jeszcze nie było.
Żarty i uśmiechy to jedno, ale dyscyplina musi być. Słyszałem historię, że bez żadnych sentymentów zabrałeś jednemu z juniorów motocykl, którego nie umył po treningu.
Tak było. Jeden z chłopaków dostał przed sezonem dwie ramy od sponsora, trzecią miał od klubu. Od razu powiedziałem, że to za dużo i nie będzie o nie dbał. Gdy po kolejnym treningu zostawił motocykl bez mycia, zabrałem sprzęt i schowałem na klucz. Od tego czasu zupełnie inaczej podchodzi do tego tematu. Dziś zwłaszcza juniorzy dostają od razu za dużo, sprzęt, busy, mechanicy. Tymczasem do sukcesów droga wiedzie poprzez skromność i pokorę, tego staram się ich uczyć.
Była mowa o atmosferze, to pogadajmy o torze. Po kilku latach problemów znowu stał się wielkim atutem GKM.
Idealny może nie jest, zdarzają nam się wpadki, jak choćby w meczu ze Stalą Gorzów. Ale generalnie jest nieźle i to zasługa toromistrza Adama Lipińskiego. To on w Toruniu uczył mnie wszystkiego o torze, gdy jeździłem w Apatorze i bardzo chciałem ściągnąć go do GKM. Najważniejsze, że nawierzchnia staje się powtarzalna na treningach i meczach.
Powiedz szczerze: czego oczekiwałeś od Michaela Jepsena Jensena, gdy ściągałeś go z ławki rezerwowych w Poznaniu?
Dobrze znałem jego możliwości jeszcze ze wspólnych startów w Toruniu. To świetny startowiec i wybitny technik, jeśli chodzi o jazdę przy krawężniku, dlatego wiedziałem, że powinien sprawdzić się na naszym torze. Gdy przyjechał na pierwszy trening usiedliśmy z nim i jego żoną, powiedziałem: niczym się nie przejmuj, spokojnie pracuj, nie będzie żadnej presji. Stworzyliśmy mu szansę, a on ją wykorzystał. Powiem ci jeszcze jedną historię: po pierwszym meczu w Grudziądzu z Falubazem poprosił prezesa o szybki przelew, bo chciał kupić kolejny sprzęt. Dostał pieniądze i wkrótce pojawił się na torze z dwoma nowymi silnikami. On wszystkie swoje zarobki inwestuje w siebie, jego wyniki to nie przypadek.
Raz tańczyłeś po meczu w Włókniarzem, drugi raz chyba po meczu Unia Leszno - Stal Gorzów, gdy okazało się, że trafiacie w play off na Betard Wrocław.
Nie będę ukrywał, że ten zespół nam pasuje. Gorzowianie dobrze czują się u nas, mój zespół z kolei kiepsko radzi sobie na Jancarzu. Chcemy wszystko zrobić, żeby awansować do półfinału, ale też nie ma żadnej presji ze strony klubu. Dlategio zresztą tak szybko udało nam się porozumieć z Maxem Frickiem. Jego menedżer Tomasz Gaszyński powiedział mi, że takie podejście pasuje Australijczykowi, ma spokojną głowę i komfort w przygotowaniu do kolejnych meczów.
Kacper Łobodziński zrobił duże postępy, ale kibice nieco więcej liczyli ze strony Kevina Małkiewicza.
Kevin wrócił po przednim sezonie bardzo naładowany dobrymi meczami w barwach Betardu Wrocław. Już wtedy go ostrzegałem: spokojnie, nie nakładaj na siebie presji, pierwszy sezon będzie trudny. U niego jest ten problem, ze za bardzo chce. Bardzo chciał się pokazać w meczu z Betardem i nie zdobył wtedy punktu. Teraz powoli do swojego dużego talentu dokłada więcej doświadczenia, spokoju i od razu widać lepsze wyniki. Za ich plecami jest jeszcze Janek Przanowski, wiosnę miał słabą, brakuje mi jeszcze stabilności, ale coraz mocniej rywalizuje o miejsce w składzie. W parze juniorskiej nikt abonamentu na starty nie ma.
Pierwszy play off dla GKM, ale także dla ciebie w roli trenera. Będą większe emocje?
Nie mam pojęcia, bo jako trener nie prowadziłem drużyny w play off. W piątek wracaliśmy do Torunia odwołanego meczu z Włókniarzem razem z Jackiem Gajewskim i rozmawialiśmy na ten temat. Napisał mi potem, że skoro tyle przeszkód pokonaliśmy w czasie sezonu zasadniczego, to poradzimy sobie także w play off. I tego się trzymam.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?