- Jak gotuje się dla sławnych osób, to jest duża presja. Kancelaria Prezydenta wyznaczyła menu, ochroniarze próbowali wszystkich potraw - wspomina Oleg Malinov.
<!** Image 2 align=none alt="Image 169596" sub="Oleg Malinov twierdzi, że wegetarianie wiele tracą, ale szanuje ich przekonania.(Fot. Tymon Markowski)">
- To był zwykły przypadek. Szukaliśmy szefa kuchni i kogoś, kto pomoże nam rozkręcić interes, bo wkrótce otwieramy nową salę w piwnicy
i chcemy stworzyć ogólnopolską sieć restauracji. Na ogłoszenie odpowiedział Olo i podpisał z nami kontrakt - mówi Monika Jankowska, kierowniczka bydgoskiego lokalu „Gregorio”.
<!** reklama>
Olo, czyli Oleg Malinov, gotował w najbardziej renomowanych restauracjach w kraju. Przyjechał do Polski z Ukrainy przeszło 21 lat temu. W Internecie niewiele o nim przeczytamy, bo przez 10 lat mieszkał tu nielegalnie. Obecnie zadomowił się na wybrzeżu, a za kilka tygodni urodzi mu się córeczka. Mówi z charakterystycznym wschodnim akcentem i godzinami potrafi rozmawiać o gotowaniu, które jest nieodłącznym składnikiem jego życia.
- Pasją kulinarną zaraził mnie wujek, który po zakończeniu pierestrojki w Rosji otworzył kilka restauracji. Pochodzę z Doniecka z dużego przemysłowego miasta. Wyjechałem
w poszukiwaniu nowego lepszego życia i tak trafiłem do Poznania, gdzie rozpocząłem naukę w Akademii Hotelarsko-Kulinarnej z Siedzibą w Lozannie. W Polsce jest taniej niż w Szwajcarii - mówi. - Z czasem uczyłem się od najlepszych, Roberta Sowy czy Jacka Szczepańskiego.
Był szefem kuchni we wrocławskiej Piwnicy Świdnickiej, kiedy w 2003 roku zorganizowano tam kolację z okazji spotkania trójkąta weimarskiego. Gotował dla Aleksandra Kwaśniewskiego, Gerharda Schroedera i Jacquesa Chiraca. - Jak gotuje się dla sławnych osób, to jest duża presja. Kancelaria Prezydenta wyznaczyła menu, ochroniarze próbowali wszystkich potraw. Na stole były najlepsze wina, sery, dziczyzna, cielęcinka
i sosy owocowe. Po kolacji prezydent Francji przyszedł do kuchni podziękować wszystkim kucharzom - wspomina mistrz.
Za kolację dziękował mu też aktor Jerzy Stuhr, a w czasie imprezy sylwestrowej pił szampana z Bogdanem Zdrojewskim, ministrem kultury, ówczesnym prezydentem Wrocławia.
- Pewnego dnia do restauracji wrocławskiego Art Hotel wszedł Kazimierz Marcinkiewicz. Nie chciał osobnego stolika i jak zwykły klient oglądał mecz mistrzostw świata w piłce nożnej. Jadł chyba polędwicę wieprzową w borowikach - opowiada Aleksander Malinov. - Więcej ceregieli było, kiedy pojawiła się Doda. Na salę weszło za nią stu fanów i zamówiło to samo - sałatkę z fetą i kurczakiem. Pamiętam też prezydenta Lecha Wałęsę. Odwiedził nas w piątek i powiedział, że będzie jadł tylko rybę.
O kucharzach często panuje opinia, że są charakterni. Czy Olegovi Malinovowi puszczają czasem nerwy? - Kuchnia pikantna jest. Trzeba być hardym, niestety. Musisz zadbać o wszystko. O stany magazynowe,
o załogę i co najważniejsze, o smak - stwierdza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?