Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutaj siedzi wiedza

Redakcja
Padają wielkie zakłady pracy, lokalne samorządy szukają oszczędności, tymczasem branża informatyczna w naszym regionie kwitnie. Dla optymistów to oznaka kończącego się kryzysu, dla innych trudny do wyjaśnienia fenomen.

Padają wielkie zakłady pracy, lokalne samorządy szukają oszczędności, tymczasem branża informatyczna w naszym regionie kwitnie. Dla optymistów to oznaka kończącego się kryzysu, dla innych trudny do wyjaśnienia fenomen. <!** Image 6 align=none alt="Image 205667" sub="Marcin Łapa, toruński informatyk, który w poszukiwaniu pracy najpierw dojeżdżał do Bydgoszczy, a dziś kieruje swoimi firmami z Warszawy.
Fot. JACEK KIEŁPIŃSKI">

Łukasz ma 32 lata, mieszka w Kujawsko-Pomorskiem (trzeci w kraju wskaźnik stopy bezrobocia), ale pracy nigdy nie szukał. Główne jego zmartwienie polega na tym, że nie umie odmawiać i czasem pracuje za dużo. Jest informatykiem.

- Zawsze praca znajdowała mnie, a nie odwrotnie - śmieje się mężczyzna. Właśnie jest w pracy, czyli w domu, bo programista z jego marką i doświadczeniem (Politechnika Szczecińska, 10 lat w zawodzie) nigdzie chodzić nie musi. Rozmawiamy przez telefon. W tle słychać monolog kilkuletniego dziecka.

Kolega mnie poprosił...

- W tej chwili działam w trzech firmach. W jednym miejscu mam umowę o pracę na czas określony, w dwóch pozostałych wykonuję zlecenia. Mógłbym pracować w jednym miejscu, ale tam, gdzie mam umowę o pracę, jest świetny zespół i fantastyczne warunki do rozwoju; w drugiej spółce poproszono mnie, żebym chociaż z doskoku czuwał nad oprogramowaniem; w trzeciej... kolega mnie błagał o pomoc - mówi Łukasz.

<!** Image 3 align=none alt="Image 205667" sub="Ci, którzy przychodzą na rekrutację do firmy Mobica, i mają szansę przejść pozytywnie selekcję, czują, że chwycili Pana Boga za nogi. Jak mówią, najlepsze jest to, że po czasie to wrażenie nie znika. Indie, Kalifornia, Niemcy, Francja - jeżdżą wszędzie tam, gdzie spółka realizuje swoje projekty. Szkolą się, otrzymują ciekawe zadania, a przy tym dobrze zarabiają.
fot. Tymon Markowski">

Nie jest żadną tajemnicą, że podobni mu fachowcy nawet w naszym regionie nie zarabiają mniej niż 4 tysiące złotych netto.

- W naszej branży chyba nigdy nie było kryzysu. To jedyny sektor gospodarki, który z roku na rok przynosi coraz większy przychód i stale się rozwija - mówi 29-letni Patryk Bukowiecki, z wykształcenia socjolog, z zawodu i zamiłowania gracz, a przede wszystkim producent gier komputerowych w firmie Gamelion, mającej studia w Bydgoszczy, Szczecinie i Warszawie oraz placówki handlowe w Finlandii i USA. Rozmawiamy w niedużej sali konferencyjnej, na stole koszyk z ciastkami i cukierkami oraz woda mineralna i napoje gazowane w puszkach. Na korytarzu można też znaleźć misę z owocami. Niektóre firmy informatyczne wpisują to nawet w ogłoszeniach o pracę: „zapewniamy codziennie świeże owoce, kawę, napoje...”. Na początku oferty wymieniają oczywiście to, co jest najważniejsze, czyli wysokie zarobki, stabilność zatrudnienia, możliwość rozwoju, zagraniczne wyjazdy, połączone ze szkoleniami i atrakcyjnymi dietami, tzw. pakiety relokacyjne dla osób zmieniających miasto. Przeciętnemu bezrobotnemu może się to wydawać niewiarygodne, ale fakty są takie, że wiele z tych obietnic to prawda.

Polskie mądre głowy

Jednopiętrowy biało-żółty budynek, schowany między salonami samochodowymi przy Fordońskiej w Bydgoszczy, niczym się nie wyróżnia. W pokojach, w których drzwi otwierane są kartami magnetycznymi, gdzie pracuje się nad tzw. projektami izolowanymi, znajdują się pilnie strzeżone tajemnice. W jednym z pomieszczeń jest deska rozdzielcza luksusowego auta renomowanej marki, nad którą uwija się specjalnie dobrany zespół programistów. Inni koledzy z firmy nie mają tam wstępu.

<!** Image 5 align=none alt="Image 205667" sub="Fińska Itella Information ma obecnie w Toruniu około 2o0 pracowników. Do 2015 r. firma chce podwoić tutaj zatrudnienie. Ma oddziały w 10 krajach, a w Polsce w trzech miastach. Co ciekawe, największe plany inwestycyjne Skandynawowie wiążą wcale nie z Warszawą czy Poznaniem, lecz z Toruniem.
Fot. Adam Zakrzewski ">

Mobica to młoda firma, założona z udziałem Polaków kilka lat temu w Wilmslow k. Manchesteru. Ma nowy oddział w San Jose w Kalifornii, gdzie również pracują Polacy i aż cztery biura projektowe w Polsce, pełne mądrych głów. Mimo że formalnie firma jest zagraniczna, 80 procent pracowników to najlepsi polscy programiści. W tej chwili Mobica zatrudnia już 400 osób i nadal się rozbudowuje. Są tu absolwenci Politechniki Szczecińskiej, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy i kilku innych nawet bardziej znanych uczelni. Ale to podobno nie jest ważne, bo - jak się mówi w tej branży - dyplom nie programuje, potrzebny jest utalentowany pasjonat, którego Mobica poszukuje podobno nieustannie.

<!** reklama>

- Nieważne, czy ktoś jest po Har- vardzie, czy po innej szkole. Liczą się tylko umiejętności. Są, oczywiście, jakieś trendy uczelniane. Inżynierowie po UTP są dobrzy w jednych językach oprogramowania, absolwenci UMK specjalizują się w innych, choć z przykrością muszę przyznać, że ta druga uczelnia mimo wszystko rozczarowuje - mówi Jacek Stężowski, szef bydgoskiego oddziału w Mobice. Wyjaśnia, że ma na myśli przygotowanie do pracy w biznesie.

Nawet kucharz może

Kompetencji i drogi edukacyjnej 26-letniego Piotra Mieszały (od miesiąca w firmie Gamelion) nikt specjalnie sprawdzać nie musiał. Tradycyjnego pracodawcę, który chciałby zobaczyć dyplomy młodego człowieka, spotkałoby nawet rozczarowanie.

- Formalnie mam wykształcenie średnie techniczne. Zaczynałem kilka kierunków studiów, ale szybko mi się nudziły. Pracę w branży rozpocząłem w Gdańsku jako tester gier - mówi mężczyzna o twarzy nastolatka. W środowisku jest znanym i cenionym producentem gier komputerowych. Szuka pomysłów lub ludzi z pomysłami, czasem sam wymyśla wszystko od zera, a potem skupia wokół siebie zespół najlepszych specjalistów od programowania oraz rysowania i rozpoczyna wyścig z czasem.

- Jak można, to rozmawiamy, ale jak trzeba, zasuwamy - mówi Patryk Bukowiecki, choć podkreśla jednocześnie, że Gamelion walczy z niesławnym zjawiskiem „crunch time’u”, które w tej branży jest zmorą, pojawiającą się pod koniec każdego projektu. - U nas tego nie ma. Nie zabijamy się na finiszu i nie przesiadujemy w pracy po szesnaście godzin (rekord krajowy to podobno 32 godziny non stop za komputerem - przyp. red.). Studio jest otwarte od ósmej do dwudziestej, ale pracujemy po osiem godzin dziennie w czasie, który każdemu najbardziej odpowiada. Czas pracy jest elastyczny - zapewnia.

<!** Image 4 align=none alt="Image 205667" sub="- Nie samo programowanie, lecz nanoszenie poprawek jest najbardziej nużące
- mówi programista gier Daniel Zielas z Gamelion Studios
Fot. Tymon Markowski">

- W tej chwili poszukujemy sześćdziesięciu programistów w samej tylko Bydgoszczy. Jeśli tylko organizacyjnie byłoby to możliwe, nawet w ciągu paru dni jesteśmy w stanie przyjąć całą tę grupę na umowy o pracę - mówi człowiek odpowiedzialny za dobór kadr w Mobice. Żartuje, że za kilka dni firma przekroczy liczbę 400 „emplojów” i będzie małe święto w oddziałach. Employee to po angielsku pracownik. Od sprawdzianu z biegłej znajomości angielskiego rozpoczyna się tutaj rekrutacja. Bez tego nie ma co próbować. Programista, który nie włada technicznym angielskim, jest jak nieoszlifowany diament. W firmie wykonującej zlecenia na kilku kontynentach taki człowiek miejsca nie zagrzeje. Chyba że firma zadba o niego i wykupi lekcje języka angielskiego.

- Mamy darmowe kursy językowe. Zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu - mówi kadrowiec z Mobiki. Po rozmowie przez telefon w obcym języku kandydat zapraszany jest do biura na mały pokaz swoich umiejętności.

- Na początku sprawdzamy to, co kandydat napisał o sobie w aplikacji, a przy okazji wychwytujemy też jego niestandardowe umiejętności - dodaje Stężowski.

- My natomiast nie wymagamy szczególnych zdolności językowych, nie zaglądamy też do dyplomów. Trzeba zdać test i zachwycić nas swoją pracą. Można być z wykształcenia nawet kucharzem - mówi Patryk Bukowiecki. Pierwsze pytanie, które zadaje kandydatom: „W co grasz?”

Równi i równiejsi

- Właśnie mamy w procesie rekrutacji programistę, który kończył studia w 1980 r., w dodatku na Ukrainie, ale świetnie zna język angielski - mówią w Mobice. Miesięcznie do firmy spływa ok. 200 aplikacji, ale blisko 60 proc. od razu odkładanych jest na bok jako nieprzydatne.

- Są oczywiście firmy, które mają bardzo wysokie wymagania, ale prawda jest też taka, że istnieje duże grono ludzi, którzy kończą informatykę, bo była i jest modnym kierunkiem, ale nie wiedzą, po co właściwie studiowali. Zupełnie nie nadają się do pracy w biznesie - uważa 31-letni Marcin Łapa, torunianin, mieszkający obecnie w Warszawie, innowator, szef firmy Humann. W swoim rodzinnym mieście prowadzi trzy firmy branży IT, zatrudniające do 10 osób każda.

- Dlaczego nie w Warszawie? - pytamy.

- To proste - odpowiada. - W Toruniu płacę programiście dwa tysiące netto, we Wrocławiu za tę samą pracę - 6 tysięcy, a w Warszawie musiałbym wyłożyć do 10 tysięcy złotych - wyjaśnia. - I niezależnie od tego, jak dobry byłby to programista, w Toruniu więcej nie zarobi, bo na jego miejsce mam 20 innych, równie dobrych. W Warszawie jest odwrotnie, ponieważ tutaj informatycy mogą przebierać w ofertach pracy. Programistów w stolicy brakuje.

Niewykluczone, że wkrótce podobnie będzie i w naszym regionie. Niedawny wysyp ofert pracy w branży IT w Kujawsko-Pomorskiem sprawił, że o firmach informatycznych zrobiło się tu głośno.

Systematycznie rozbudowuje się w Toruniu choćby Itella Information, fińska spółka świadcząca usługi finansowo-księgowe i kadrowo-płacowe na ogromną skalę. Obsługuje dużych klientów biznesowych w Polsce, Niemczech i krajach skandynawskich.

- W tej chwili zatrudniamy w Toruniu około 200 pracowników, w tym około 40 informatyków w dziale IT - mówi Marek Waszczak, 35-letni informatyk po Politechnice Rzeszowskiej. Do 2015 roku Finowie chcą podwoić zatrudnienie w swoim oddziale w Toruniu.

Mimo że w Toruniu kształci się znakomitych informatyków, a firm związanych z branżą IT przybywa, to i tak lepsze wrażenie ciągle robi Bydgoszcz. Taki wniosek nasuwa się choćby po lekturze anosów prasowych w dziale praca.

Uwierzyli w potencjał

- Może określenie „zagłębie informatyczne” w kontekście Bydgoszczy to za duże słowa, ale coś w tym jest - mówi bydgoski producent gier komputerowych Remigiusz Kościelny, założyciel głośnej ostatnio spółki Vivid Games. - Aż trzy znane marki, związane z rynkiem gier, łącznie z naszą, mają siedzibę w Bydgoszczy (oprócz wymienionych wcześniej również City Interactive, światowa potęga w branży gier elektronicznych - przyp. red.). Nawet Poznań nie może się czymś takim pochwalić - zauważa.

- Nie wiem jak inni, ale my wybraliśmy Bydgoszcz między innymi ze względu na zachęty ze strony miasta. Wierzyliśmy też w potencjał bydgoskich uczelni - mówi Małgorzata Kucharska-Grochocka z założonej w 2003 roku w Poznaniu firmy Sunrise System. Od maja 2011 r. spółka z powodzeniem działa w Bydgoszczy, gdzie zatrudnia obecnie ok. 40 osób. W najbliższym jednak czasie planowane jest przyjęcie kolejnych pracowników, łącznie 150.

- Szukamy na razie 30 pozycjonerów i osobno grupę handlowców, ale nie telemerketerów, lecz doradców biznesowych, nastawionych na wspieranie klientów w planowaniu skutecznej kampanii marketingowej w Internecie - mówią w Sunrise, zachęcając czytelnymi regułami gry. Te reguły to w przypadku informatyków: na początek trzy tysiące złotych brutto i umowa o pracę, najpóźniej po 3 latach umowa na czas nieokreślony, pakiet socjalny, przejrzysta ścieżka kariery. Nie ma limitu wieku i nie trzeba znać języka angielskiego.

Czym się kusi?

  • Każda firma informatyczna ma swoją specyfikę, zależną od rynków, które obsługuje i specjalizacji, ale większość szanujących się spółek łączy troska o pracownika, która nie jest pustym hasłem i nie sprowadza się do wykupienia karnetu na siłownię. Pierwszym dowodem dbałości są pensje, zaczynające się w dobrych firmach od 3 tys. zł brutto. Drugim - tzw. pakiety relokacyjne dla pracowników zmieniających miasto. Na okres kilkumiesięcznej aklimatyzacji „nowy” otrzymuje miejsce w firmowym mieszkaniu lub pieniądze na wynajem lokalu.

Umowy i umowy

  • Hossa na informatycznym rynku pracy w Polsce wcale nie oznacza, że branża ta wolna jest od problemów. Jeden z nich to umowy śmieciowe, czyli umowy o dzieło. Nie wszyscy, ale jednak większość informatyków woli umowy o pracę na czas nieokreślony. Tylko najlepsze firmy dają taki przywilej. Druga sprawa to przepaść finansowa między mniejszymi ośrodkami a dużymi miastami. Informatyk w Warszawie zarabia nawet pięć razy więcej niż taki sam fachowiec w Toruniu czy Bydgoszczy. Kto chce więcej zarabiać jest skazany na migrację.
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska