Tydzień, w którym rozsypał się świat. Krew przed dzisiejszym salonem sukien ślubnych i siedzibą marszałka

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Szymon Spandowski

Tydzień, w którym rozsypał się świat. Krew przed dzisiejszym salonem sukien ślubnych i siedzibą marszałka

Szymon Spandowski

Niemcy zajęli Toruń 7 września 1939 roku. W zasadzie wkraczali do miasta trzy razy. Sposób, w jaki zostali przywitani, mógł być dla nich sporym zaskoczeniem.

Ależ to musiało być bolesne! 17 sierpnia 1939 roku, „Słowo Pomorskie”, relacjonując wcześniejsze obchody rocznicy bitwy warszawskiej, pisało o imponującym przebiegu uroczystości. I o tym, że to święto w stolicy Wielkiego Pomorza dało dobitny dowód ścisłej łączności społeczeństwa z armią. Dwa tygodnie później wybuchła wojna, a po trzech tygodniach stolicę Wielkiego Pomorza zajęły wojska niemieckie. Budowany z poświęceniem gmach II Rzeczypospolitej wyleciał w powietrze.

Sierpniowa demonstracja siły i jedności została nie tylko opisana, ale i obfotografowana. Na trzech zdjęciach, opublikowanych w gazecie, widać (niestety słabo) żołnierzy wciągających polską flagę na maszt, maszerujących junaków z hufców pracy oraz odbierających defiladę: dowódcę 4 Dywizji Piechoty gen. Mikołaja Bołtucia i wojewodę Władysława Raczkiewicza. Pierwszy z tych panów nieco ponad miesiąc później - 22 września - zginie pod Łomiankami, prowadząc swoich żołnierzy do ataku na bagnety. Drugi 30 września obejmie urząd prezydenta Polski na uchodźstwie.

Sprawozdanie z obchodów jest naznaczone propagandą. W tamtych czasach, gdy Europa stała się wielką beczką prochu, a w Gdańsku i na granicy syk płonącego lontu był już bardzo wyraźny, innych tekstów w zasadzie w gazecie nie było. Wiara we własną potęgę i słowa o zaangażowaniu społeczeństwa nie były jednak puste.

Armii w darze rzeźnicy i przedszkolaki

- Mieszkańcy Torunia znacząco zasilali Fundusz Obrony Narodowej - mówi Marcin Orłowski, badacz wojennych dziejów miasta, autor „Spacerownika toruńskiego po czasie i przestrzeni”, którego druga część powinna się ukazać za kilka dni. - Szczególnie zasłużone były tu cechy rzeźnicko-wędliniarski oraz tokarski, przekazujące kwoty liczone w tysiącach złotych. W zbiórkach brały udział nawet przedszkola. Mamy dane o dwóch, w jednym dzieci zebrały pięć, a w drugim 12 zł. Społeczeństwo Torunia i Pomorza ufundowało wojsku m.in. 122 ciężkie karabiny maszynowe.

Przygotowania do wojny również były prowadzone energicznie i zdecydowanie. Władze zaapelowały o opróżnienie strychów z materiałów łatwopalnych oraz umieszczenie na budynkach dzwonów alarmowych. Miasto podzielono na sektory przeciwpożarowe, na jego terenie zainstalowano 12 syren, ustalono system posterunków. Pod koniec sierpnia mieszkańcy chwycili za łopaty i zabrali się za budowę schronów przeciwlotniczych.

- W Toruniu trwała wielka mobilizacja. Zgłaszały się osoby powołane do wojska, poza nimi były też setki ochotników. Wśród nich również ci, którzy gotowi byli zostać żywymi torpedami - mówi Marcin Orłowski. - Wojsko przewidziało także do mobilizacji 485 koni, 232 samochody osobowe, 77 motocykli i 98 ciężarówek.

Na przedpolach miasta miała powstać linia obrony, oparta na 29 żelbetowych schronach.

- Które nie zostały zbudowane - dodaje Marcin Orłowski. - Powstać za to miało kilka gigantycznych schronów ziemnych, o których niewiele wiemy. W polskich źródłach wzmianki o nich nie znalazłem, za to w opracowaniu Wehrmachtu na temat polskich umocnień w 1939 r. jest nawet zdjęcie takiego kolosa. Przypuszczam, że te schrony znajdowały się w rejonie Grębocina.

Niemiecki Blitzkrieg, opracowany przez urodzonego w Chełmnie gen. Heinza Guderiana, zaskoczył prawie całą Europę. Wobec polskich saperów okazał się jednak bezsilny. Polakom udało się wysadzić w powietrze wszystkie ważne pomorskie mosty, chociaż atakujący bardzo się starali do tego nie dopuścić. Benon Frąckowski, nestor toruńskich przewodników wspominał, że w gorących pierwszych dniach września roku pamiętnego obok zamku dybowskiego zgromadziła się kilkudziesięcioosobowa grupa mężczyzn, najprawdopodobniej dywersantów, którzy mieli przejąć pobliski most drogowy. W okolicy było już jednak zbyt wiele polskich oddziałów, akcja nie miała szans powodzenia. 79 polskich saperów bez przeszkód zaminowało więc obie toruńskie przeprawy. Most kolejowy, zbudowany jeszcze przez Prusaków jako element twierdzy, miał komory minowe. Przygotowanie do wysadzenia zajęło półtorej godziny. Tyle wystarczyło, aby we właściwych miejscach umieścić 40 kg materiałów wybuchowych. Aby most się skuteczniej zawalił, Polacy umieścili na nim lokomotywę.

Pozostało jeszcze 59% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.