Natalia W. prowadzi w Toruniu biuro przy Szosie Chełmińskiej. Jej firma realizuje m.in. prace ślusarskie na rzecz innych firm. Kontrahenci, co zrozumiałe, płacą toruniance za terminowe wykonanie prac. Jej interes zależy więc od tego, czy ślusarze dobrze i na czas wywiążą się z powierzonych zadań.
Nie jest tajemnicą, że tak jak w wielu i innych miastach, tak i w Toruniu chętnych do pracy ślusarzy brakuje. Tym bardziej, jeśli mają pracować za minimalna stawkę godzinową. Natalia W. zatrudniała więc Ukraińców, który na polskie minimum się godzili. Podpisywała z nimi umowy-zlecenia w języku polskim i ukraińskim. Kobieta wynajmowała im mieszkania, kupowała odzież roboczą i załatwiała wszelkie urzędowe formalności. Tak też było w przypadku pewnej trójki Ukraińców, o którą chodzi w tej sprawie.
Trzech Ukraińców miało pracować w charakterze ślusarzy od 1 grudnia 2017 do kwietnia 2018 roku. Za grudzień, zgodnie z prawem, mieli płacone 13 zł brutto za godzinę. W kolejnych miesiącach, gdy minimalna stawka poszła w Polsce w górę - 13,70 zł. Torunianka zainwestowała w ich zakwaterowanie, ubranie i badania lekarskie. Niestety, już na początku stycznia pojawił się kłopot. Jak ustalił Sąd Rejonowy w Toruniu, dokładnie 9 stycznia Ukraińcy nie stawili się do pracy. Zadzwonili do Natalii W. i powiedzieli, że muszą wracać na Ukrainę ze względu na chore na serce dziecko. Kobieta przyjęła to ze zrozumieniem i przeprosiła swoich kontrahentów za zaistniała w związku z tym szkodę.
Tymczasem już po dwóch Ukraińcy zadzwonili ponownie. Stwierdzili, że zmieniają plany. Chcą zostać w Polsce i zarobić na leczenie dziecka. Natalia W. i taki obrót sprawy zrozumiała. Uprzedziła jednak obcokrajowców, że jeśli jeszcze raz wykręcą taki numer, to ona skorzysta z zapisów zawartych w umowie. A te mówiły dokładnie o 2-tygodniowym okresie wypowiedzenia i karach umownych za porzucenie pracy (50 zł netto za każdy dzień).
Ukraińcy wrócili do pracy, ale znów uciekli. Umowy obowiązywały ich do kwietnia 2018 roku, tymczasem 31 stycznia już ich w zakładzie nie było. Natalii W. o niczym nie powiedzieli, tylko po prostu wyjechali. Kobieta o sytuacji dowiedziała się od kierownika zakładu. Po pewnym czasie natomiast, przez prawników, Ukraińcy zażądali od torunianki swoich pensji za styczeń: średnio po 2300 zł brutto. Sprawa trafiła też do Państwowej Inspekcji Pracy w Toruniu.
To toruński oddział PIP, po kontroli, zdecydował się wnieść do sądu wniosek o ukaranie Natalii W. Stwierdził, że przedsiębiorczyni złamała zapisy Ustawy i minimalnym wynagrodzeniu za pracę i powinna zostać za to ukarana. Proces toczył się przed Sądem Rejonowym w Toruniu. Ukraińcy w nim udziału nie brali, bo wrócili do ojczyzny i nie było już z nimi kontaktu.
Po analizie dokumentów i przesłuchaniach sąd doszedł do wniosku, że Natalię W. należy uniewinnić. Dlaczego? Po pierwsze, stosowała dopuszczalną minimalną płace w Polsce i ją wypłacała. Za styczeń Ukraińcom pieniędzy nie dała, bo to oni - porzucając prace po raz drugi - ewidentnie złamali zapisy umowy. PIP od tego uniewinniającego wyroku się nie odwołała.
-Podobnych spraw w Kujawsko-Pomorskiem przybywa, bo przybywa systematycznie pracowników ze Wschodu. Pojawiają się zresztą rozmaite problemy z ich udziałem. Jako inspekcja pracy zawsze bronimy praw pracowniczych. W tym wypadku obcokrajowcy pracowali na umowach-zleceniach a nie umowach o pracę. Minimalne wynagrodzenie ich obowiązywało, ale ochronę mieli mniejszą niż pracownicy etatowi - mówi inspektor Waldemar Adametz, wicedyrektor Okręgowego Inspektoratu Pracy w Bydgoszczy.
Wyrok w opisywanej sprawie opublikowano na Portalu Orzeczeń Sądu Rejonowego w Toruniu.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?