Ulewa nad Ullevi

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/fabiszewski_marek.jpg" >Szesnaście biegów to za mało, by kibiców radowało - mogliby zaśpiewać fani speedwaya, którzy wybrali się do Goeteborga, albo zasiedli w sobotę przed telewizorami, by w Canal+ obejrzeć Grand Prix Szwecji. Okazało się, że z dużej chmury... duży deszcz.

Niestety, na Ullevi nie było mocnych na „tak piękne okoliczności przyrody”. Tym razem problemem nie był sztuczny tor, usypywany przed zawodami, ale skandynawska aura, która popsuła wszystkim przyjemność oglądania światowej czołówki. W ubiegłych latach tor w Goeteborgu przypominał tor przeszkód, teraz też mogło być podobnie, ale jak powiedział przed zawodami Tomasz Gollob: nie ma co narzekać, trzeba jeździć. Tym bardziej że na treningu okazało się, że tor jest OK. I taki był też w sobotę wieczorem, nawet wtedy, gdy nad stadionem padał coraz obficiej deszcz. Chciałoby się powiedzieć: jak nie urok, to przemarsz wojsk. Jak nie nowe tłumiki, to deszcz, który odebrał niektórym szansę zdobycia wielu punktów, ale innych uratował od zbyt bolesnych strat punktowych.

<!** reklama>Gollob, jakby nie było mistrz świata, bardzo się naindyczył, gdy jeden z reporterów Canal+ podsumował jego osiągnięcie (6 pkt w czterech biegach) i porównał do sytuacji z ubiegłego roku na początku cyklu. Wiadomo, że Gollob jest zawodnikiem turniejowym i prawdopodobnie rozkręciłby się aż do finału, ale co mają powiedzieć Chris Holder (10 pkt) albo Janusz Kołodziej (9), którzy od samego początku weszli na wysokie obroty i byli w gazie? Albo Jason Crump, który skończył zawody z wybitym barkiem po dwóch biegach, ale miał na koncie komplet punktów? Na szczęście był on jedyną ofiarą tego wieczoru.