Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unijny parasol nad szwagrem

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
W toruńskim ośrodku, który zajmuje się autystycznymi dziećmi, wrze. Dyrektorce Anicie Giersz grozi to, że będzie musiała oddać część pieniędzy z ponadmilionowej unijnej dotacji. Terapeuci się skarżą, a skłóceni rodzice płaczą. Kontrola goni kontrolę.

W toruńskim ośrodku, który zajmuje się autystycznymi dziećmi, wrze. Dyrektorce Anicie Giersz grozi to, że będzie musiała oddać część pieniędzy z ponadmilionowej unijnej dotacji. Terapeuci się skarżą, a skłóceni rodzice płaczą. Kontrola goni kontrolę.

<!** Image 2 align=none alt="Image 173416" sub="Najważniejsze w „Tęczy” powinny być dotknięte autyzmem dzieci. Czy były?
W świetle pierwszych kontrolnych doniesień i wyznań niektórych terapeutów rodzą się wątpliwości. Na zdjęciu terapeutka Bogna Łangowska ćwiczy z Bartkiem. Fot. Adam Zakrzewski ">„Tęcza” to kawałek raju, do którego próbują się dostać rodzice dzieci z autyzmem (i nie tylko) praktycznie z całego regionu. Głód takiej pomocy i terapii dla autystyków jest na tyle wielki, że matki codziennie dowożą dzieci nawet z odległych o wiele dziesiątek kilometrów miejscowości - Inowrocławia, Tucholi, Rypina czy Wąpielska. Anicie Giersz, twórczyni i dyrektorce niepublicznego Ośrodka Rewalidacyjno Wychowawczego „Tęcza” dla Dzieci i Młodzieży z Autyzmem nieba by przychyliły. Prawie wszystkie...

Bez umowy i faktur

Prawie, bo są takie matki jak pani Dorota (imię zmienione) z Torunia, która zastrzeżeń ma wiele. Postanawia ukryć personalia. - Mój synek nie potrzebuje już dodatkowego rozgłosu - wyjaśnia.

<!** reklama>To ona zaalarmowała Wydział Edukacji Urzędu Miasta Torunia (przekazuje dotację MEN), kuratorium oświaty, a nawet ogólnopolskie fundacje, zajmujące się autystykami. Jest rozgoryczona faktem, że jej synka, czystego autystyka „trzymano” w ośrodku. Uważa, że zamykano mu drogę do integracyjnego przedszkola (teraz w takim jest), bo „liczy się każda dusza”. - Wiem przecież, że za moim dzieckiem idzie 3700 złotych subwencji oświatowej miesięcznie plus dodatkowe pieniądze na WWR-y (zajęcia z cyklu wczesnego wspomagania rozwoju - dop. red.) - mówi.

Interesujący jest sposób finansowego uczestnictwa rodziców w terapii. - Nie podpisuje się żadnej umowy. Dyrektor wręcza wniosek do wypełnienia, w którym, oprócz danych dziecka i rodzica, widnieje zapis: „Jednocześnie informuję, że zapoznałam się z regulaminem wnoszenia opłat za pobyt wychowanka w ośrodku i zobowiązuję się do ich przestrzegania”. Dopiero przed wypisaniem synka z „Tęczy” podniosłam larum o faktury. Dostałam je za rok wstecz - mówi pani Dorota. - Normą było, że za czesne (400 zł miesięcznie), WWR-y (80 zł za godzinę) czy diagnozy (450 zł za całość) nie dostawało się pokwitowań. My z mężem na przykład dawaliśmy pieniądze za WWR-y do ręki pani dyrektor dwa razy w tygodniu.

<!** Image 3 align=none alt="Image 173416" sub="Terapia dzieci autystycznych wymaga szczególnych predyspozycji, cierpliwości i wysiłku psychicznego. Na zdjęciu Karolina Domisz z Zosią. Fot. Adam Zakrzewski">

Czesne? Wielu nie płaci

Anita Giersz, pewna siebie, przekonująca brunetka, na sprawy czesnego patrzy zgoła inaczej. Podkreśla, że wielu rodziców nie płaci go terminowo. - Jego wysokość nie zmieniła się przez te wszystkie lata. Nie podniosłam czesnego ani o złotówkę. Rodzicom, którzy spóźniają się z opłatą dwa-trzy miesiące, nie robimy problemów. Nigdy nie doszło do sytuacji, by z tego powodu dziecko nie mogło uczestniczyć w zajęciach - zaznacza dyrektorka.

Przypomina też początki „Tęczy”, czyli kilka miesięcy 2007 roku, kiedy ośrodek działał jeszcze bez jakiejkolwiek dotacji. Mąż wielokrotnie miał łapać się za głowę i pytać, co ona robi?! Anita Giersz mówi, że widziała już wtedy iskrę zainteresowania ze strony władz miasta. I nie zawiodła się. Gmina Toruń regularnie dotuje „Tęczę”, przekazując ministerialne pieniądze.

Szwagier też się Unii przyda

Niesamowite pieniądze pojawiły się dzięki Brukseli. Na realizację projektu przedszkola dla autystyków z małych miejscowości Kujawsko-Pomorskiego przekazano aż 1 milion 312 tysięcy 962 złote dotacji. Stricte unijnej - 1 milion 116 tysięcy zł. Na co? Na przedszkole dla dwanaściorga dzieci.

<!** Image 4 align=none alt="Image 173416" sub="Anita Giersz, dyrektorka ośrodka „Tęcza”, twierdzi, że podczas realizacji tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest projekt przedszkolny, miały prawo pojawić się błędy. Kontrolerzy myślą inaczej. Fot. Adam Zakrzewski">- To naprawdę duże pieniądze. Tym bardziej byliśmy zszokowani, gdy krok po kroku odkrywaliśmy, co się z nimi dzieje. Dopiero przy okazji kontroli z Urzędu Marszałkowskiego (dzieli pieniądze z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki i nadzoruje projekty - red.) dowiedzieliśmy się, kto z nami przy tym projekcie „pracuje” - wyjawiają terapeuci (personalia do wiad.red.). A zatem: pan Krzysztof S., szwagier pani dyrektor, podobno zajmował się u nas terapią. Oniemieliśmy. Tego pana pierwszy raz widzieliśmy podczas kontroli. Częściej pojawiał się podczas następnej kontroli z Państwowej Inspekcji Pracy. Po kolejnej, marcowej wizycie marszałkowskich urzędników szwagier miał już umowę na ćwiartkę etatu i faktycznie zaczął się pojawiać w „Tęczy” - relacjonują terapeuci.

Najbardziej przeraził ich fakt, że dyrektorka ośrodka zaczęła nakłaniać ich do kłamania w zeznaniach. - Mieliśmy mówić, że S. jest wychowawcą Zosi P., co było absolutną nieprawdą - wspominają. - Podpisy pana S. „pojawiły się” pod wszystkimi programami terapeutyczno-rehabilitacyjnymi dla dzieci z WWR, choć ich nie tworzył. To ewidentne przywłaszczenie wartości intelektualnej! To my, kosztem także prywatnego czasu, tworzyliśmy te programy.

Co na to Anita Giersz? Twierdzi, że o konkretnych osobach nie będzie mówić aż do czasu, gdy kontrolerzy przedstawią jej ostateczne zarzuty.

Naklejki na starociach

Wraz z terapeutami rozrysowujemy na kartce siatkę powiązań. Mąż pani dyrektor to Waldemar Giersz. Prowadzi firmę komputerową, a także, bardziej dla hobby, szkołę aikido. To z tej szkoły i firmy Gierszowie mają znać dwóch panów M. - Po kontroli jeden pan M. pojawił się jako prowadzący zajęcia z edukacji ekologicznej. O tym, że w ogóle przewiduje je projekt, nikt nie miał zielonego pojęcia - mówią terapeuci. - Drugi pan M. (tu szczęki nam już opadły) okazał się być w kierowcą. W papierach, bo tak naprawdę dzieci woził kto inny!

Pani dyrektor, jak wyżej, o konkretnych osobach mówić nie będzie.

A tymczasem terapeuci ciągną dalej. Mówią o unijnych dzienniczkach, który pojawiły się dopiero przy okazji jednej z kontroli (na co dzień pracowali według innych grafików) i pomocach dydaktycznych. - To była komedia, gdy naklejki z logo unijnego programu nagle pojawiły się na sprzętach w ośrodku. Poprzyklejał je pan J. zaraz po tym, jak po raz pierwszy gościli u nas urzędnicy marszałka. Naklejki ozdobiły stare materace, tablice, piłki, a nawet równoważnię, którą wykonał mąż pani dyrektor - wyliczają pracownicy ośrodka. Od razu, rzecz jasna, zadając pytanie o to, czy z tego unijnego miliona nie wystarczyło na nowe, fajne pomoce i zabawki?

Zwracają uwagę na fakt, że na początku roku szkolnego pani dyrektor podała rodzicom długą listę pomocy, które zakupić mają sami. A oni, terapeuci, również dokładają się finansowo do „Tęczy”. Kupują folie do laminowania, drukują za własne pieniądze. Cierpią na brak papieru. Twierdzą, że z drukarki i ksero w ośrodku korzystać może głównie ich przełożona.

Co na to wszystko zobowiązany do nadzoru Urząd Marszałkowski w Toruniu? Zacznijmy od wersji oficjalnej, która i tak jest już mocna.

Urząd: wiele nieprawidłowości

- Nasz urząd przeprowadził kilka kontroli w toruńskim ośrodku „Tęcza”. Pierwsza rozpoczęła się w grudniu 2010 roku. Kompleksowa kontrola, która w efekcie została zlecona, trwa i nie została  jeszcze zakończona - informuje Michał Heller, kierownik Biura Wyboru Projektów EFS w Departamencie Polityki Regionalnej. - Kontrole wykazały wiele nieprawidłowości w realizowanym projekcie unijnym i niezgodności z treścią podpisanej z Urzędem Marszałkowskim umowy. Sprawa została także zgłoszona przez nas Państwowej Inspekcji Pracy, która prowadzi własną kontrolę. Po zakończeniu wszystkich kontroli, jeśli nieprawidłowości potwierdzą się, ośrodek będzie zobligowany, zgodnie z umową, do zwrotu unijnej dotacji.

Pytamy, czy drobny wycinek z działalności pani dyrektor (zatrudnienie szwagra i jego niejasna rola, naklejki na starych sprzętach, kierowca, edukacja ekologiczna i unijne dzienniczki) jest znany kontrolerom. Słyszymy, i tu zaczyna się część nieoficjalna, że tak, ale to faktycznie tylko drobny wycinek. Nawet terapeuci przecież nie zdają sobie sprawy z tego, co tak naprawdę zawiera umowa „Tęczy” z urzędem. Dowiadujemy się też, że na 99 procent beneficjentka będzie musiała dotację oddać.

Jestem zażenowana

Teresa Bolszakow, szefowa Państwowej Inspekcji Pracy w Toruniu, nie chce na razie zdradzać szczegółów z pokontrolnego protokołu. Do niego Anita Giersz ma prawo wnieść swoje zastrzeżenia. Potem inspektorzy mają czas (nieokreślony) na ustosunkowanie się do nich. I dopiero kontrola faktycznie się zakończy. Nieoficjalnie od inspektorów słyszymy tylko, że sprawa jest „obszerna i trudna”.

Posłuchajmy zatem tych, którzy złożyli inspektorom swoje zeznania, czyli terapeutów. - Przynajmniej sześcioro z nas opowiedziało, ile naprawdę musimy pracować. Terapeuci projektowi mają, według regulaminu „Tęczy”, trzydzieści godzin dydaktycznych w tygodniu (etat) oraz, w ramach wynagrodzenia unijnego, prowadzimy też zajęcia WWR i diagnostyczne. Przeprowadzamy też zajęcia „prywatne” z dziećmi, które nie mają skierowania na WWR, a których rodzice jednak widzą taką potrzebę i płacą pani dyrektor 80 zł za godzinę - wyliczają pracownicy. - Jesteśmy przemęczeni, rozdrażnieni. Bywa, że harujemy po dziesięć godzin dziennie!

Anita Giersz chwilę waży słowa: - Praca w „Tęczy” nie jest lekka. Jednak każdy, kto ją podejmuje, od początku wie, na co się pisze. Zapis w regulaminie mówi o 30 godzinach dydaktycznych i 10 na inny cel (dokumenty, analizy, etc.). Żaden z terapeutów nie przekracza limitu - mówi. - Praca z dzieckiem z autyzmem wymaga specyficznych predyspozycji, pasji, poświęcenia i idei, za którą idzie wysiłek. Obserwując to wszystko na co dzień w zespole „Tęczy” jestem zaskoczona, że są osoby, którym jest tak ciężko. Jestem też zaskoczona, że nigdy ze mną o tym nie porozmawiały.

Czynnik ludzki

Inspektorkę z Państwowej Inspekcji Pracy dyrektorka wysłała poza teren ośrodka, bo przeszkadzała podobno w jego funkcjonowaniu. Złożyła też oficjalną skargę na inspekcję. Zamierza domagać się wyjaśnień odnośnie ankiety badającej znamiona mobbingu. Te w „Tęczy” wyszły na jaw.

- Realizacja projektu unijnego była olbrzymim przedsięwzięciem. Trudno nie popełnić jakiś błędów. Jeśli na czymś polegliśmy, to na czynniku ludzkim - podsumowuje Anita Giersz.

Jedna z mam, Elżbieta Kaślewicz, szybko zabrała się za zbieranie podpisów rodziców „w obronie ośrodka i pani dyrektor”. Podpisała się większość. O wynikach kontroli nic wtedy nie wiedzieli. Wiedzieli, że wodę mąci pani Dorota.


Fakty

Ośrodek „Tęcza” pod lupą. Czy wyniki zainteresują prokuraturę? To możliwy scenariusz

Ośrodek „Tęcza” dostał nie tylko unijne dofinansowanie na samo przedszkole. Ponad 80 tysięcy złotych otrzymał też za pośrednictwem Urzędu Marszałkowskiego na szkolenia kadry. Głównie prowadziła je pani dyrektor.

Terapeuci, którzy złożyli zeznania PIP, zgłosili wiele nieprawidłowości, dotyczących czasu i warunków pracy oraz innych spraw. Usłyszeli, że część podnoszonych kwestii to materiał wymagający złożenia zawiadomienia do prokuratury.

Anita Giersz nie życzyła sobie, aby inspektorka pracy wysłuchała pracowników w ośrodku. Zażądała przeniesienia czynności kontrolnych poza jego teren. Złożyła też skargę na sposób działania PIP. Zostanie ona rozpatrzona po ostatecznym zakończeniu kontroli w „Tęczy”.

W ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki (popularny „Pokal”) w całym województwie kujawsko-pomorskim zostało zawartych 1300 umów między Urzędem Marszałkowskim a beneficjentami. W ponad trzydziestu przypadkach kontrolerzy wykryli nieprawidłowości, skutkujące decyzją o zwrocie części unijnej dotacji. Rekordzista zwracał 140 tysięcy zł. Nigdy dotąd nie doszło jednak do sytuacji, by ktoś zwracał całość.

Procedury awersyjne - to jeden z najboleśniejszych wątków, dotyczących ośrodka. Stosowane w terapii dzieci autystycznych łączą się czasem z użyciem siły. Zdaniem nielicznych - ale jednak - rodziców, w „Tęczy” były stosowane takie procedury w formie ściskania nadgarstków, przedramion czy chwytów zakładanych na kark dziecka. Miały zostawać siniaki. Dyrektor Anita Giersz kategorycznie zaprzecza takiej wersji wydarzeń. Gwarantuje, że metod awersyjnych w „Tęczy” nie stosowano. Niestety, są też terapeuci, którzy twierdzą, że było przeciwnie. Miano im zalecać te procedury, ale do przeprowadzania za zamkniętymi (dla rodziców) drzwiami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska