Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VIP pasje - Wioślarz z żyłką działkowca

Jarosław Wadych
Rozmowa ze SŁAWOMIREM KRUSZKOWSKIM, byłym wioślarzem AZS Toruń.

<!** Image 3 align=none alt="Image 212689" sub="Sławomir Kruszkowski: - Uwielbiam samochody. Mam swojego wymarzonego passata, lubię nim jeździć, dbać o niego, odkurzać…
[Fot. Jacek Smarz]">

Rozmowa ze SŁAWOMIREM KRUSZKOWSKIM, byłym wioślarzem AZS Toruń.

Trzykrotnym reprezentantem Polski na igrzyskach olimpijskich - w Sydney, Atenach i Pekinie, medalistą mistrzostw świata w wioślarskiej czwórce podwójnej, a obecnie radnym i nauczycielem trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Toruniu.

Regaty na olimpiadach i mistrzostwach świata, w których Pan uczestniczył, dostarczały polskim kibicom niezapomnianych emocji. Czym dla Pana jest wioślarstwo?

To moja pasja, miłość, która pozostanie we mnie do końca życia! Nie jestem w stanie wyrazić, ile siebie dałem wiosłom i co one mi oddały. Po raz pierwszy wszedłem na przystań wioślarską 5 maja 1990 roku. Miałem wtedy 15 lat, dwa razy w tygodniu chodziłem na koszykówkę do klubu Zryw, uczyłem się w pierwszej klasie technikum.

Nie zdawałem sobie sprawy, czym jest wioślarstwo i ile pracy młody człowiek musi włożyć, aby dojść do czegoś w tym sporcie. Dla porównania - młodzicy, grający w piłkę nożną, mają trzy treningi w tygodniu. Kiedy ja zaczynałem wiosłować, miałem 7-8 treningów, a potem było ich 14-15. Do tego dochodziły rozruchy i czasem trening po kolacji.

Ucząc się w klasach sportowych Technikum Mechanicznego mieliśmy tak ułożony plan, że przed lekcjami i po nich szliśmy na trening. Bardzo fajnie zatoczyło się koło - teraz ja pracuję w tej szkole. Otwieram kluczem drzwi pokoju nauczycielskiego (gdzie przed laty trzeba było pukać, przepraszać i prosić&). Przekazuję dzieciakom moją wiedzę i doświadczenie, motywuję do pracy, przygotowuję ich łodzie do startów. Cieszę się z każdego sukcesu moich wychowanków.

Czasem miłość wymaga poświęceń i sprawia ból. Czy doznał Pan tego w wioślarstwie?

Niejeden raz rzucałem wiosła i kładłem się spać z myślą, że następnego dnia nie pójdę na trening, a jednak szedłem - o godz. 7 rano już trenowałem. Wioślarstwo to dyscyplina, w której na treningach ćwiczy się wszystko - od gier zespołowych po siłownię maksymalną, kiedy zakłada się na plecy 170 kilogramów obciążenia.

Odbiło się to na moim kręgosłupie. Aby kręgi nie uciskały na nerwy, założono mi dwa implanty podnoszące kręgosłup - można więc powiedzieć, że „urosłem” o 2 centymetry. Gdyby jednak cofnął się czas i by mi powiedziano, że zdobycie medalu olimpijskiego będzie kosztować mnie jeszcze 3 albo 5 takich implantów, wszedłbym w to! Zrobiłbym to, aby zdobyć medal!

A czy teraz, po zakończeniu kariery sportowej, zdarza się jeszcze Panu wiosłować?

Ciągnie mnie do wioseł, ale sam rzadko wsiadam do łodzi, bo praca trenera i trenera koordynatora, a do tego obowiązki radnego, zajmują dużo czasu. Kiedy młodzież „wchodzi na wodę”, podpływam motorówką do kolejnych łodzi. Podpowiadam, tłumaczę.

Żeby załapać, o co chodzi w tym sporcie, trzeba przepłynąć wiele kilometrów. Mam wrażenie, że u mnie nastąpiło to dopiero w 2002 roku. Kiedy zawodnik załapie - to jakby przeskoczył 10 lat treningów. Trener może pomóc w tym przeskoku - teraz taka jest moja rola na wodzie.

Jednak organizm nadal domaga się treningu, więc ruszam się - biegam, ćwiczę na ergonometrze, jeżdżę rowerem i czasem wiosłuję. Każdy sportowiec, który kończy karierę zawodniczą, musi się ruszać, w przeciwnym przypadku naraża się na udary i zawały.

Cieszę się, że moja żona Żaneta zaczęła regularnie biegać. Mam nadzieję, że pobiegniemy razem 11 listopada w Biegu Niepodległościowym na dystansie 11 kilometrów, a może także w półmaratonie Świętych Mikołajów?

Czy oprócz sportu ma Pan też inne pasje?

Uwielbiam samochody. Mam swojego wymarzonego volkswagena passata, lubię nim jeździć, dbać o niego, odkurzać. To taka typowa męska pasja. Od niecałego roku mamy też działkę rekreacyjną pod Toruniem. Bardzo lubię podlewać i przyglądać się wschodzącym roślinom.

Zapowiada się, że niedługo będę zapalonym działkowcem, chociaż może trochę nietypowym, bo na działce rośną tylko trawa i kwiaty, pielęgnowane przez żonę. Mamy tam też domek, w którym można zostać na noc. Lubię budzić się przy śpiewie ptaków. Kiedy rano podlewam działeczkę, myślę sobie: „Czego więcej można chcieć od życia”.

Jednak najważniejsze jest to, aby życie było pasją - w najróżniejszych przejawach. To brzmi trochę filozoficznie, ale myślę, że tak jest. Musi nas cieszyć wszystko, co robimy. Dawniej słyszałem, że fajnie jest, kiedy praca cieszy. Teraz doświadczam tego. Mam szczęście, którego, niestety, nie mają wszyscy. Jak byłem zawodnikiem, dążyłem do własnego sukcesu. Teraz dążę do tego, by sukces osiągnęli moi podopieczni - to moja pasja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska