Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VIP W PODRÓŻY - Najbardziej interesują mnie ludzie

Jan Oleksy
Grzegorz Olkowski
Dla mnie nie ma podróży nieciekawej, bo.. Nie ma miejsc nieciekawych - mówi prof. dr hab. Jan Głuchowski*, którego opowieści wysłuchał Jan Oleksy

Na 70. urodziny od holdingu bankowego, do którego należy WSB, dostałem w prezencie mapę zatytułowaną „W 50 lat dookoła świata” z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziłem. Najdalsze zakątki, Fidżi i Nowa Zelandia, Ameryka Północna i Południowa, Wyspy Wielkanocne, Brazylia, Peru, Meksyk, Japonia, obie Koree... W Europie nie byłem tylko w jednym kraju - w Albanii, ale się tam wybieram.

Noce z plecakiem pod głową

Mając 13 lat postanowiłem przejść pieszo brzegiem Bzury, z Wyszogrodu do Łęczycy. Mama mnie nie puściła, tata też mówił, że to za wcześnie: „Gdzie będziesz spał”? Gdy miałem 14 lat ponowiłem tę propozycję, mama załamała ręce, a tata powiedział: „To idź”. I poszedłem, ale zarżnąłem się koło Łowicza, bo szedłem brzegiem rzeki, a plecak bez stelaża był ciężki... Do Łowicza dotarłem o 7 wieczorem, nogi się pode mną trzęsły, szczękałem zębami, byłem wyczerpany. Dowlokłem się do hotelu, padłem i następnego dnia wróciłem do domu. Tata powiedział do mamy: „No widzisz, wrócił”. Na jakiś czas pasja wędrowania mi przeszła. Powróciła w 1958 roku, gdy wystartował autostop. Zapisałem się jako jeden z pierwszych, do dziś mam książeczkę numer 146. W czasie studiów jeździłem nałogowo. W nocy rozkładałem gałęzie, owijałem się kocem, plecak kładłem pod głowę, a rano dalej w drogę. Skreślałem sobie miasta, w których byłem. Naliczyłem ich 300.

Pół roku na „Batorym”

Na studiach byłem przewodniczącym wczasów i turystyki. Na obozie wojskowym poznałem kolegę Krzysztofa Góralczyka z SGPiS-u, który później był szefem pilotów w biurze Sports-Tourist. Stwierdził, że mam duszę turysty i świetnie się nadaję na pilota wycieczek. Ukończyłem kurs i tak się zaczęła moja epopeja podróżowania. Kolega dawał mi do prowadzenia atrakcyjne i drogie wycieczki. Dzięki temu ponad pół roku spędziłem na „Batorym”, rejsach po Morzu Śródziemnym, Wyspach Kanaryjskich, Afryce Północnej, fiordach Norwegii.

Z dramatycznych wydarzeń związanych z turystyką bardzo mocno przeżyłem autentyczne trzęsienie ziemi w Meksyku w 1986 roku. W stolicy zginęło wtedy 18 tys. ludzi. Tragiczne obrazy miałem przed oczami przez długi czas. Jeszcze w Toruniu, patrząc na drzewa, widziałem zawalone budynki i cierpiących ludzi.

Ciekawość świata, ciekawość ludzi

Dla mnie nie ma podróży nieciekawej... i miejsca nieciekawego. Jednak najbardziej interesujący są sami ludzie. Oczywiście, jest piękna architektura, krajobrazy, ale człowiek, szczególnie żyjący w innych warunkach przyrodniczych, posługujący się innym językiem, mający inny punkt widzenia na życie, inną religię albo w ogóle niewyznający żadnej religii, jest wartością najwyższą. Takie spotkania pozwalają traktować podróż nie jako widokówkę, moment uchwycony w kadrze, ale jako ważne doświadczenie życiowe.

Teraz od paru lat postanowiliśmy z żoną zwiedzać dokładnie Polskę. Zaczęliśmy od Podlasia. Odwiedziliśmy zarówno biegun zimna w Wizajnach, jak i Puńsk ze śladami litewskimi, Bohoniki i Kruszyniany tatarskie, zwiedziliśmy Supraśl, centrum prawosławia na Grabarce. Następnie wybraliśmy się w Bieszczady, a w minionym roku na Kielecczyznę. Miejscowości Żeromskiego, Sienkiewicza, to było serdeczne doznanie, bo dotyczyło lektur szkolnych. Książek Żeromskiego nie miałem już ze 40 lat w ręku. W tym roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy zwiedzać Dolny Śląsk i Kotlinę Kłodzką.

Pamiętam turystyczne wycieczki do Włoch, ze zwiedzaniem Rzymu i Monte Cassino. Jeździliśmy autobusem marki Jelcz. Siedzenia pokryte dermą, a w miejscu zagłówka metalowy pręt. Nie zapomnę autokarowej wycieczki do Hiszpanii. Jechaliśmy dwie noce, by trzeciego dnia dotrzeć do Gerony. Był to autokar Berliet. W Barcelonie nie miał za dużo siły, żeby się wspiąć się z normalną szybkością na Tibidabo. Jechał 10 km/godz. a ja, jako pilot, tłumaczyłem uczestnikom wycieczki, że specjalnie jedziemy powoli, by mogli podziwiać widoki. Takie były czasy.

Byłem ambasadorem w Bangladeszu

Moja przygoda dyplomatyczna była jednorazową. Byłem kierownikiem toruńskiego oddziału Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. To stanowisko powodowało, że uczestniczyłem w Radzie Naukowej PISM i poznałem ludzi z MSZ. Ministrem spraw zagranicznych był wtedy prof. Skubiszewski, który w 1991 roku zdecydował się wymienić część ambasadorów polskich, tych, których uznał za szczególnie nieprzydatnych. Wówczas ośmiu profesorów z Polski zostało ambasadorami. Wśród nich znalazłem się i ja. Z placówką w Bangladeszu. Mój poprzednik był oficerem politycznym naszej armii, nie znał angielskiego, znał płynnie rosyjski. W sytuacjach, gdy toczono rozmowy w języku angielskim, to on zapraszał do pomocy tłumacza z ambasady rosyjskiej, która była po sąsiedzku. To rzecz niewyobrażalna w dyplomacji! Podróż dyplomatyczna do Bangladeszu nie była najłatwiejszą z tego względu, że trafiłem do jednego z najbiedniejszych krajów świata. Obraz biedy i nędzy. W Bangladeszu około połowa ludzi nigdy solidnie nie była najedzona, nawet w stolicy Dhace większość zjada jeden posiłek dziennie. Tam ludzie rodzą na ulicy, cały dzień spędzają na ulicy, umierają na ulicy i jako NN są grzebani.

Niefortunne spotkania z Leninem

Leninowi nadepnąłem na odcisk aż dwa razy. Zbierając materiały do pracy habilitacyjnej znalazłem się w Leningradzie. Tam co tydzień organizowali wycieczki dla zainteresowanych profesorów zagranicznych. Któregoś razu była wycieczka do... namiotu Lenina pod granicą z Finlandią, gdzie on napisał 29. czy 129. tom swych dzieł. Było dwóch chętnych - jakiś profesor - użyteczny idiota komunista z Francji - i ja.

Dostaliśmy wołgę, w termosach kawę, koniak, kanapki... Przyjechaliśmy na miejsce, piękny las, teren ogrodzony płotem na trzy metry, straż wokół. Aleja do namiotu taka jak w polskich rezydencjach magnackich. Nie wiem, czy Lenin tak luksusowo wtedy mieszkał... Wewnątrz posłanie z sianka dopiero co ściętego, bo to był lipiec. Najlepsza przewodniczka z przejęciem opowiada, co tu Lenin robił. Gada tak ze 20 minut do nas dwóch. Poczułem znużenie. Sianko tak ładnie pachnie, to ja hyc na to siano i położyłem się z rękoma pod głową. Przewodniczka zbielała, a tłumaczka wrzeszczała, że napisze raport, że będą kłopoty. Na szczęście przyszedł mi pomysł do głowy. Powiedziałem, że zaniemogłem. Pięć lat później znowu wszedłem Leninowi na odcisk. W instytucie spraw międzynarodowych w Moskwie, założyłem na głowę wodza rewolucji futrzaną czapkę. Zrobiłem to odruchowo, bez namysłu, by mieć wolne ręce i wygodnie się ubrać. Popiersie stało w pobliżu szatni. Nagle usłyszałem spazmatyczny wrzask jednej z szatniarek. Uciekłem i przez tydzień nie przychodziłem do instytutu, by mnie nie rozpoznała.

Country w Nashville

W Ameryce są wspaniałe instytucje turystyczne, które w okresie Bożego Narodzenia zajmują się ułatwianiem podróżowania na zasadzie bardzo taniego zwiedzania, tzw. Christmas House. Mnie przypadło Nashville w stanie Tennessee. Byłem gościem First Presbyterian Church. Mieszkaliśmy w budynku sąsiadującym z kościołem. Byliśmy grupką z 10 krajów. Dobrze było być gościem podejmowanym przez samego gubernatora stanu. Nie muszę nikomu mówić, że Nashville to stolica country, a noworoczny koncert, najlepszy w ciągu całego roku, w Grand Ole Opry, to niebywała gratka. Gubernator dał nam bilety w pierwszym rzędzie, a na pamiątkę złote spinki z flagą konfederacyjną. Tam udzieliłem wywiadu, nie mając zgody polskich władz (ostrzegano mnie w ministerstwie w Polsce!). Organizatorzy wywołali na scenę trzy osoby z publiczności. Byłem wśród nich. Materiał telewizyjny poszedł na cały kraj. Zapaliło mi się nie tylko czerwone światełko, ale czerwony reflektor! „Skasują cię w ambasadzie w Waszyngtonie, wrócisz do Polski, koniec stypendium, koniec marzeń” - przelatywało mi przez myśl. Na szczęście w sylwestra wszyscy świętowali, więc pracownicy naszej ambasady mało byli zainteresowani tym, co ich obywatel mówił w Nashville.

Widok na Alcatraz i Golden Gate

Już po skończonym rocznym stypendium w USA zaprosiłem do siebie żonę Annę. Zawędrowaliśmy do San Francisco do ekscentrycznej slawistki, tłumaczącej Witkacego i Gombrowicza, której pomagaliśmy zrozumieć niektóre trudne polskie słowa, z którymi miała problemy. Pani oprócz tłumaczeń zajmowała się paleniem marihuany, której zapach znam jak kot walerianę. Mieszkała w Russian Hill, więc mieliśmy widok na Alcatraz i Golden Gate. W Salt Lake City gościł nas prof. Harold Bauman, który po latach złożył nam rewizytę w Toruniu.

Podczas tej eskapady mieliśmy za darmo wspaniałe noclegi, zwiedzanie, podróże doskonałym wynalazkiem jakim jest Greyhound, obejmujący swym zasięgiem Stany, Kanadę i Meksyk. Dzięki temu amerykańskiemu „pekaesowi” objechaliśmy całą Amerykę, Kalifornię, Yellowstone, Sacramento... Grand Kanion to dla mnie najpiękniejsze miejsce na świecie.

Podróżowanie jest koniecznością

Jestem przekonany, że podróżowanie daje człowiekowi pewien kapitał, który jest przydatny w życiu codziennym. Nie trzeba bać się podróży, bo będzie to czas zmarnowany. Łatwiej podróżować na luzie, pochłaniać to, co się ogląda, czego słucha, co przeżywa, co je. Mówią, że „navigare necesse est”, czyli żeglowanie jest koniecznością. Należę do ludzi, dla których podróżowanie jest koniecznością. Zawsze mam torbę gotową do wyjazdu. Minimalny bagaż, który noszę na ramieniu. Turystyka od dzieciństwa była moją pasją i na starość nie wywietrzała mi z głowy, mimo 76 lat.

* prof. dr hab. Jan Głuchowski

prawnik, były dziekan wydziału prawa i prorektor UMK , przez 15 lat sprawował funkcję rektora WSB w Toruniu, aktualnie rektor senior, prowadzi działalność dydaktyczną, kieruje Katedrą Finansów i Bankowości. W 1991 był ambasadorem RP w Bangladeszu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: VIP W PODRÓŻY - Najbardziej interesują mnie ludzie - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska