Rozmowa z GLENNEM STANDISHEM, Nowozelandczykiem mieszkającym w Toruniu, jednym z organizatorów przyjazdu irlandzkich kibiców do Torunia.
<!** Image 2 align=none alt="Image 190749" >
Jaką największą podróż ma Pan za sobą?
Moje życie było jedną wielką podróżą. Głównie dlatego, że mój świętej pamięci ojciec był geodetą i podróżował po świecie. Opuściłem Nową Zelandię w wieku zaledwie dwóch lat i mieszkałem na Borneo, w Walii, Szkocji, Anglii i Arabii Saudyjskiej. Do Polski przeprowadziłem się z Wielkiej Brytanii dziewięć lat temu, po tym jak w Anglii spotkałem swoją przyszłą żonę, która pochodzi z Torunia.
Wraca Pan czasami do swojej ojczyzny?
Odkąd opuściłem Nową Zelandię jako dwulatek, byłem tam jakieś dziesięć razy. Niestety, ostatni raz - dokładnie dziesięć lat temu. Nadal mam tam wielu kuzynów i wujków. Jedna z ciotek przyjechała do Torunia siedem lat temu na nasze wesele. Nie trzeba mówić, że absolutnie pokochała Toruń!
Gdzie podróżuje Pan poza Nową Zelandią?
Urodziłem się w podróżniczej rodzinie i naprawdę to uwielbiam. Jak dotąd miałem szczęście odwiedzić 41 krajów. Wierzę, że jeśli chodzi o podróże, to są dwa typy ludzi - „turyści” i „podróżnicy”. Turysta ogląda kraj, oglądając popularne miejsca, ale już podróżnik doświadcza kraju, przenika w lokalny styl życia i często podąża nieutartymi ścieżkami. Lubię myśleć, że jestem bardziej podróżnikiem. Zdarzyło mi się na przykład zatrzymać się w domach Afrykanów w Kenii, byłem ścigany przez dzikiego hipopotama nad jeziorem Naivasha i podróżowałem przez północną Turcję, a następnie przez Morze Czarne - tylko po to, by odwiedzić rosyjskie Soczi! Oczywiście, czasami odwiedzam różne kraje zwyczajnie jak turysta. Kilka miesięcy temu bawiłem się po raz pierwszy w Rzymie. Podróżowanie ma swoje dobre i złe strony. Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Kenii, złapałem malarię. Za drugim razem, dwa lata później, zachorowałem na dur brzuszny! Z kolei kiedy mieszkałem w Arabii Saudyjskiej, jako ośmiolatek byłem zaproszony na publiczną egzekucję - ścięcie głowy! Na szczęście moi rodzice odmówili.
Które ulubione miejsce spośród tych mniej dramatycznych odwiedziłby pan ponownie?
To proste pytanie, ale jedno z tych, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Byłem świadkiem tysięcy wygłodniałych nietoperzy wylatujących z jaskini w Afryce, mam za sobą nurkowanie w Morzu Czerwonym, odwiedziny domu Boba Marleya w jego domu na Jamajce... Było tyle nadzwyczajnych miejsc, które odwiedziłem. Muszę przyznać, że jednym z moich ulubionych miast jest San Francisco. Jak w znanej piosence Scotta MacKenzie: „pozostawiłem swe serce w San Francisco” i bardzo chciałbym tam wrócić. Po prostu piękne miejsce z niesamowitymi atrakcjami.
Jak zareklamowałby Pan Nową Zelandię? Wydaje mi się, że to dla nas najbardziej egzotyczne i odległe miejsce.
To najlepsze miejsce na świecie, poza Toruniem oczywiście! Ma bardzo zróżnicowany klimat, zachwycające widoki, plaże i wspaniałych ludzi. Jeśli oglądaliście „Władcę Pierścieni”, to widzieliście Nową Zelandię, ale nie mamy tam biegających hobbitów i orków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?