Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wariograf kłamstw nie wykrywa

Jacek Kiełpiński
„Proszę o zbadanie XX na wykrywaczu kłamstw i ustalenie jego prawdomówności”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 217451" sub="Gdy badający wypowiada słowo „cztery” rysiki wariografu podskakują. Tak, to prawda, kartę właśnie z tą cyfrą wylosowałem chwilę wcześniej.
[Fot. Grzegorz Olkowski]">„Proszę o zbadanie XX na wykrywaczu kłamstw i ustalenie jego prawdomówności”.

Prokuratorskie postanowienie, zawierające takie zdanie studenci kryminalistyki poznają jako przykład niedouczenia reprezentantów wymiaru sprawiedliwości. A naukowcy i zarazem biegli sądowi z Katedry Kryminalistyki UMK odpisują prokuratorowi pytaniem: Czy... zna Kodeks postępowania karnego?

- Bo zgodnie z polskim prawem „nie wolno wykorzystywać nieświadomych reakcji w związku z przesłuchaniem”. Nazwa lie detector, czyli wykrywacz kłamstw, faktycznie była i jest stosowana na świecie, ale jest nieprecyzyjna. Ma przestraszyć osoby poddawane badaniu na tym urządzeniu - tłumaczy dr Leszek Stępka, zajmujący się wariografią naukowo od wielu lat, biegły sądowy i uznany w kraju autorytet w tej dziedzinie. - Zgodnie z tradycją amerykańską mówimy o polygrafie i badaniu polygraficznym. Profesor Paweł Horoszowski z Uniwersytetu Warszawskiego, który w latach 60. sprowadził do Polski pierwsze takie urządzenie, wymyślił lepszą nazwę - wariograf, czyli zapisywacz zmian, i tej się trzymajmy.

Tusze, buteleczki, pipetka

Zapisywacz zmian, to przy wykrywaczu kłamstw biedny krewny z prowincji. Brzmi słabiej. Jednak zapisywacz zmian to nazwa precyzyjna. Zmiany oddechu, ciśnienia krwi, pulsu i zmniejszającej się z wraz z emocjami oporności skóry - to badane czynniki. I to od lat 40. XX wieku, gdy zastosowano po raz pierwszy elektrody, mierzące ten ostatni parametr na dwóch niesąsiednich palcach prawej dłoni.

<!** reklama>

Ten pierwszy w Polsce używany cywilnie wariograf znajduje się w Katedrze Kryminalistyki toruńskiego UMK i do dziś ćwiczą na nim studenci. - Firma Stoelting opatrzyła go reklamiarską nazwą: „Deceptograph”, czyli wykrywacz oszukaństw - Leszek Stępka krzywi się i proponuje proste jak drut badanie stymulacyjne. Zasiadamy do nieco nowszego urządzenia - „Statesmana” firmy Lafayette z lat 90. Urządzenia wartego wówczas 6 tysięcy dolarów, w którym lampy zastąpiono wreszcie tranzystorami...

<!** Image 4 align=none alt="Image 217453" sub="Przed każdym badaniem trzeba napełnić buteleczki tuszem i sprawdzić, czy przedostaje się on przez kapilary rysujące wykres. Specjalista analizując wariogram (z prawej) wskazuje nawet dodatkowe zakłócenia podczas badania.
[Fot. Grzegorz Olkowski]">

- W wariografii stosuje się cały czas tę samą metodę, a stare analogowe urządzenia pozostają do dziś precyzyjniejsze od komputerowych - naukowiec wlewa kolorowe tusze do buteleczek małą pipetką.

Test jest prosty. Z kilku kart z cyframi mam wybrać jedną i schować. Prowadzący badanie wymienia kolejne cyfry. Wyniku nie musi komentować. Przy czwórce rysik odwzorowujący zmianę oporności skóry skoczył w górę jak fala tsunami. Dwa pozostałe, rejestrujące oddech i puls, też się wychyliły. Faktycznie... wybrałem czwórkę.

Czasem wystarczą same obrazki

- Tego się nie da oszukać - dla Leszka Stępki wynik badania był przesądzony. Oczywiście, mógłbym okazać się kolejnym śmiałkiem, próbującym oszukać wariograf (do takich zalicza się podobno większość studentów kryminalistyki), ale nie miałbym szans akurat w tym teście.

Tu dotknęliśmy podstawowego podziału w świecie wariografii. Są bowiem dwie szkoły: jedna przyjmuje za amerykańskim badaczem Reidem, że istotą jest pytanie krytyczne, czyli wprost o udział w przestępstwie, a druga uznaje to za niedopuszczalne. W Polsce spór ten sięga roku 1976, gdy na toruńskim Uniwersytecie Mikołaja Kopernika zorganizowano pierwsze sympozjum wariograficzne.

<!** Image 5 align=none alt="Image 217454" >

- Wtedy też doszło do podziału. Twórca naszej katedry, prof. Mariusz Kulicki, był i jest do dziś przeciwnikiem stosowania testu Reida - tłumaczy Leszek Stępka. - Powód jest oczywisty. Test Reida, zakładający pytanie wprost typu: Czy zabiłeś Zielińską? obarczony jest w przypadku osób niewinnych ogromnym błędem, sięgającym blisko 50 proc. Dlaczego? Bo takie pytanie wywołuje zawsze zmianę stanu emocjonalnego, gdyż samo podejrzenie działa silnie.

Naukowcy z Torunia są zdecydowanymi zwolennikami tak zwanego testu wiedzy o zdarzeniu. Tu nie wystarczy zadać pytanie wprost, trzeba poznać okoliczności przestępstwa, modus operandi sprawcy i ułożyć test, zawierający elementy, które zna tylko on.

Przykład zastosowania tej metody? Marzec 2000 roku. Z toruńskiej jednostki wojskowej ginie 100 kilogramów trotylu. Żandarmeria wojskowa błyskawicznie typuje kilka osób, które w ostatnim czasie miały kontakt z wojskowym magazynem. Wszystkie godzą się na badanie wariografem, bo uspokaja je zapewnienie, że nie będą o nic pytane. Tymczasem w dobrze przygotowanym teście wiedzy wystarczą same obrazki...

- Sprawcy uciekając zgubili latarkę i nożyce do cięcia drutu - wspomina Leszek Stępka. - Pokazaliśmy więc im kolejno zestaw latarek i podobnych szczypiec, wśród których były te użyte. Niemający wiedzy o tym czynie, nie reagowali jakoś szczególnie na żaden z przedmiotów. Domniemany sprawca już w trakcie badania zrozumiał, że przy TEJ latarce i TYCH szczypcach wariograf w jego przypadku... wariuje. Przyznał się od razu.

Wbij sobie coś ostrego...

Ekscytujący wątek literatury sensacyjnej - próba oszukania wariografu, dotyczy w praktyce wyjścia obronną ręką z trzeciego pytania testu Reida. Wiadomo w nim bowiem z góry (wie o tym także badany), że po dwóch pytaniach obojętnych, typu: Czy nazywasz się Kowalski? i Czy jest dziś piątek?, przychodzi pora na pytanie krytyczne: Czy zabiłeś Zielińską? Badany, jeśli jest winny, spróbuje jednego z tysięcy sposobów oszukania cudownego urządzenia. A można: wbijać sobie coś ostrego w dowolnym miejscu ciała (stąd pojawiający się już postulat, by badać golasów...) albo zwierać mięśnie odbytu czy napinać mięśnie kończyn (stąd specjalne fotele z czujnikami w podłokietnikach, siedzisku i podnóżku).

- Chodzi o to, by wywołać silny wzrost napięcia emocjonalnego w tzw. obojętnym momencie, a wyluzować przy pytaniu krytycznym, gdy już sam organizm zareaguje - Leszek Stępka bez mrugnięcia okiem zdradza tajniki zdobywania przychylności szefostwa, za które uczestnicy coraz modniejszych nie tylko w korporacjach, testów lojalnościowych, przy użyciu wariografu właśnie, daliby wiele. - Ale oszukiwać jest sens tylko w testach tego typu, gdzie jakiś określony wzrost emocjonalny uznaje się za kłamstwo, a mniejszy - za prawdę. Co uważam za bzdurę.

<!** Image 6 align=right alt="Image 217455" >Zdaniem naukowca, testu wiedzy oszukać się zaś nie da. Bo tu chodzi o zaistniałe, wryte w świadomość sprawcy, fakty.

- Faktem też jest, że trudniej go przeprowadzić - przyznaje zarazem. - Trzeba bowiem działać jak najszybciej, jeszcze na etapie śledztwa w sprawie, gdy media nie zdążą podać cennych dla układającego test detali, jak choćby kolor bielizny ofiary. Ale to właśnie test wiedzy może błyskawicznie zakończyć śledztwo albo popchnąć je znacząco do przodu choćby poprzez szybkie eliminowanie niewinnych z kręgu podejrzanych.

Tymczasem prokuratorzy często zamiast na początku śledztwa wzywają nas na końcu, gdy już nie ma wolnego materiału do sporządzenia testów. A równocześnie karierę robią te idiotyczne teksty lojalnościowe, które powinny być zakazane. Naruszają bowiem prawa jednostki w stopniu większym nawet niż kamery zakładane już wszędzie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wariograf kłamstw nie wykrywa - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska