Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka wspólnota pieniądza

Piotr Schutta Fot. Thinkstock
Na sali ponad 40 osób. Sporo par w średnim wieku i niemało trzydziestoparolatków. Jedni notują, inni nagrywają za pomocą telefonów. Prezenterki, dwie sympatyczne brunetki, również rejestrują spotkanie. Zapewne na wypadek, gdyby ktoś próbował im wmówić coś, czego nie powiedziały.

Na sali ponad 40 osób. Sporo par w średnim wieku i niemało trzydziestoparolatków. Jedni notują, inni nagrywają za pomocą telefonów. Prezenterki, dwie sympatyczne brunetki, również rejestrują spotkanie. Zapewne na wypadek, gdyby ktoś próbował im wmówić coś, czego nie powiedziały.

<!** Image 2 align=none alt="Image 186850" >

Bo tu każde słowo jest ważne i ma swoją pozycję. „Pozycja” to jedno z ważniejszych i najczęściej używanych słów, jakie padną podczas godzinnej prezentacji. Pozycja się tworzy, pozycja się ustawia, matryca pozycji, konto pozycyjne.

Drugim słowem kluczem są zakupy. Ulubionym sloganem ludzi tworzących tę wspólnotę jest powiedzenie, że od zakupów wszystko się zaczyna i na zakupach kończy. „Zwrot pieniędzy przy każdym zakupie” - to naczelne hasło reklamowe międzynarodowego Holdingu Lyoness, obecnego w Polsce od 2008 roku. Motto korporacji brzmi: „Razem jesteśmy silni”.

Deszcz informacji

Prawie 2 mln klientów na całym świecie, a może więcej. 18 tys. partnerów handlowych, a może więcej. Panie spoglądają na siebie i z życzliwym uśmiechem poprawiają się nawzajem. Bo Lyoness dynamicznie się rozrasta, więc trudno nadążyć. Jest obecny w kilkunastu krajach Europy i na kontynencie północnoamerykańskim, a wkrótce ruszy na podbój Azji.

Na ludzi spada deszcz informacji, potok słów i liczb, których nie sposób zapamiętać. Większość słuchaczy sprawia wrażenie skrępowanych. Różne rzeczy słyszeli i czytali o systemie. Nie tylko pochlebne. Że to piramida finansowa, że sekta ekonomiczna i naciąganie naiwnych. Internet pełen jest zarówno zachwytów, jak i niepochlebnych opinii. Na stronach niemieckojęzycznych można znaleźć artykuły informujące o sprawach sądowych w Austrii i Szwajcarii i pozwach, składanych, m.in., przez byłych uczestników programu Lyoness, również we Francji. Ale tego tutaj się nie dowiemy, bo prezentacja nie dotyczy wątpliwości, lecz zalet programu. A zalety nie mają końca, tak jak końca nie ma robienie zakupów, przekonują prezenterki. W mniej oficjalnej rozmowie po prezentacji kobiety nadal nie tracą entuzjazmu, ale zwalniają tempo przy pytaniach o to, w jakich zawodach wcześniej pracowały i ile zarabiają miesięcznie w programie. To tajemnica.

Ludzie trafiają na prezentacje Lyoness przeważnie z polecenia kogoś, kto już jest w systemie. Jedne spotkania odbywają się w wynajętych salach, inne w domach. Mąż przyprowadza żonę (lub odwrotnie), syn matkę, znajoma znajomą. Wprowadzanie ludzi do programu jest ważne, bo bez nowych uczestników nie ma zarabiania dużych pieniędzy, o których mowa podczas prezentacji. Uczestnikom spotkań wyświetlane są cztero- i pięciocyfrowe kwoty przyszłych zysków. Przy czym nikt nie używa słowa werbunek. To słowo jest zakazane i, zdaniem wtajemniczonych, nierzetelne. Mówi się natomiast o rekomendowaniu, polecaniu i dzieleniu się genialnym sposobem na życie.

- Jestem w programie od września ubiegłego roku. Przyszedłem z mamą - opowiada młody mężczyzna. Mama nic nie mówi, uśmiecha się. Mężczyzna przyznaje niechętnie, że jest lekarzem. Pół roku temu wpłacił do systemu konkretną kwotę (nie mówi jaką) i już zarobił. - No, jakieś tysiąc złotych. Ale tylko na zakupach - dodaje. Polecaniem systemu innym jakoś specjalnie się nie zajmował.

- Byłam na takim spotkaniu u znajomej. Nie wiedziałam, że pojawi się tam ten człowiek. Przy pytaniach mojej koleżanki, która jest matematyczką, zaczął się jąkać. Nie wiem, czy jest to przekręt, czy nie, ale ludzie, którzy się w to wkręcają, mają zysk w oczach i zapominają o racjonalnym myśleniu - mówi Sabina, nauczycielka.

Zwolennicy programu przyznają, że system jest genialny, ale trudny do zrozumienia. To jest ogrom, matematyczny majstersztyk, powtarzają. Sceptykom mówią, że trudno wyłożyć istotę programu w godzinę, bo sami do końca go nie rozumieją. Przyznają to nawet ci, którzy znaleźli się na trzecim poziomie kariery (takich poziomów jest osiem).

Geniusz z Austrii

Na swoją obronę podają informację, której nie da się od razu zweryfikować - założyciel spółki Austriak Hubert Freidl miał otrzymać nominację do nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. W Internecie trudno znaleźć potwierdzenie tej wieści.

Technicznie pomysł Austriaka oparty jest na systemie binarnym, czyli dwójkowym układzie liczb, co ma zastosowanie choćby we współczesnej informatyce. Sposobów zarabiania pieniędzy w systemie Freidla jest aż 10. Najprostszy z nich polega na kupieniu czegoś w poleconym przez Lyoness sklepie i otrzymaniu na konto zwrotu w wysokości 1 procenta wartości zakupu. Kupujemy za 1000 zł, dostajemy z powrotem 10 zł. Łatwo obliczyć, że w ten sposób zarobimy niewiele. Na prezentacjach tego sposobu się nie analizuje, prezenterzy skupiają się na pozostałych. Kolejne to bonus przyjacielski pośredni i bezpośredni, czyli zysk z zarekomendowania systemu innym, którzy przyłączyli się do Lyoness. Pozostałe to premia systemowa, bonifikata zwrotna zakupów, budżet zakupowy, aż po poziomy na drabince kariery, bonusy i specjalne premie.

Dla tych, którzy myślą o prawdziwym zarabianiu, a nie tylko ciułaniu jednoprocentowych zwrotów, nie ma innej drogi, jak wykupienie przynajmniej trzech zaliczek na przyszłe zakupy (w sumie 675 zł) lub nabycie bonów zakupowych do konkretnych partnerów handlowych Lyoness na kwotę 1350 zł. Można też od razu zainwestować 9 tys. zł, stając się klientem premium. Po kampanii reklamowej, przed którą właśnie znajduje się Polska, ci klienci mają zyskać najwięcej. Za ich pozycjami zostaną dopisane pozycje nowych klientów, którzy po boomie reklamowym rzekomo zaczną masowo przystępować do Lyoness. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Jak podaje w wywiadach prezes Lyoness Polska Martha Krolikowski, jesienią 2011 roku było 30 tys. uczestników programu w naszym kraju. Podczas prezentacji liderzy programu mówią, że do uruchomienia kampanii wymaganych jest kilkaset tysięcy uczestników. Według zapowiedzi pani prezes, do końca 2012 roku ma przystąpić do Lyoness po 5 procent ludności każdego europejskiego kraju. W Polsce powinniśmy się więc spodziewać prawie dwumilionowej rzeszy zwolenników pomysłu Freidla. Jak powtarzają entuzjaści systemu, po pewnym czasie pieniądze mnożą się same i nic nie można z tym zrobić. Taką wizją kuszą niezdecydowanych.

Nie ma produkcji

Program Huberta Freidla wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji. Nie jest klasyczną piramidą finansową, bo wpłacone pieniądze podobno w każdej chwili można odzyskać. Nie jest też wielopoziomowym marketingiem (MLM), jak choćby Amway, ponieważ nie sprzedaje żadnego produktu. W Lyoness unika się słowa produkt, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że produktem jest klient. Pomijając rozmaite niuanse, nasuwa się bowiem wniosek, że im więcej aktywnych klientów, tym większy zysk dla wszystkich, a największy dla tych, którzy przyłączyli się najwcześniej. W załączniku, określającym system prowizji i wynagrodzeń obowiązujących w systemie Lyoness (dokument pochodzi sprzed roku), można znaleźć takie sformułowania: „tydzień produkcyjny” i „kompletna produkcja Life-line”.

Trwa dyskusja, czy Lyoness jest legalny. Na razie nikt procesowo tego nie podważył. Sama firma przedstawia uzyskane w Austrii certyfikaty ISO, TUV i IQNet. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta w Polsce nie ma zastrzeżeń. Mimo otrzymania pisma z pytaniem o legalność Lyoness UOKiK nie wszczął żadnego postępowania. Powód? Brak podstaw.

Trudno zasięgnąć opinię o Lyoness również wśród rodzimych ekonomistów. Albo twierdzą, że nie słyszeli o programie, albo mają o nim negatywne zdanie, ale nie chcą się nim otwarcie podzielić z obawy o pozew sądowy.

O rozmowie nie ma mowy

Zadzwoniliśmy pod numer podany na polskiej stronie Lyoness (kierunkowy do Katowic). Słuchawkę, o dziwo, odebrała kobieta w Kolonii (Niemcy), tłumacząc, że wszystkie rozmowy z Polski są tu przekierunkowywane. Ostatecznie podała nam numer do Katowic, zaznaczając, że trzeba cierpliwie czekać. W końcu udało nam się dodzwonić do asystentki pani prezes (chyba do Katowic). Przyjęła nas chłodno. Poinformowała, że o rozmowie nie ma mowy; ani z nią, ani z szefową. Powiedziała, że nasze pytania zostaną wysłane mailem do biura marketingu w Austrii i tam ktoś odpowie. Gdy wspomnieliśmy, że pani Martha Krolikowski udzielała już przecież wywiadów w Polsce, asystentka odpowiedziała, że pytania do tych wywiadów były wcześniej uzgadniane. Potem nagle zmieniła zdanie, godząc się na przekazanie swojej chlebodawczyni naszych pytań. - Oczywiście, my się tutaj wszystkim zajmiemy. Austria nie. To była błędna informacja - powiedziała. Na pytanie, skąd ta zmiana decyzji, odparła rozbrajająco: - No bo mi się pomyliło.

Do zamknięcia tego wydania gazety odpowiedzi nie nadeszły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska