Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki hazard w Małych Kapach

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Panowie jechali tam w tużurkach, panie w wykwintnych kapeluszach. Za bramą zaczynał się świat wielkich pieniędzy i równie wielkich namiętności. Zanim powstał tor na warszawskim Służewcu, hazard związany z wyścigami konnymi kwitł na Pomorzu i Kujawach.

Panowie jechali tam w tużurkach, panie w wykwintnych kapeluszach. Za bramą zaczynał się świat wielkich pieniędzy i równie wielkich namiętności. Zanim powstał tor na warszawskim Służewcu, hazard związany z wyścigami konnymi kwitł na Pomorzu i Kujawach.

<!** Image 3 align=none alt="Image 205677" sub="Po poświęceniu toru w Kapuściskach, a przed rozpoczęciem wyścigów w obecności prezydenta Mościckiego, 8 lipca 1928 roku. W powozie prezes Wielkopolskiego Towarzystwa Wyścigów Konnych Kazimierz Żychliński i dyrektor Departamentu Chowu Koni Ministerstwa Rolnictwa Fryderyk Jurjewicz.
FOT. kujawsko-pomorska biblioteka cyfrowa">

Wyścigi konne stały się modne w Europie w połowie XIX stulecia. Przede wszystkim za sprawą możliwości obstawiania wygranych na torze. Namiętność do hazardu była tak samo bliska Prusakom, Austriakom, jak i Rosjanom czy Polakom. Dlatego jak grzyby po deszczu powstawały wyścigowe tory także na ziemiach polskich. W naszym regionie Niemcy organizowali konne gonitwy w Bydgoszczy, Toruniu, Inowrocławiu i Grudziądzu. Rosjanie - w Ciechocinku i Włocławku.

W okresie I wojny życie na torach zamarło.

Jako pierwsze w odrodzonej Rzeczypospolitej powstało w Poznaniu Wielkopolskie Towarzystwo Wyścigów Konnych. Wyścigi na Ławicy urządzano od 1919 roku, nie przerywając ich nawet podczas wojny polsko-bolszewickiej. Do frontu było przecież daleko. A po zwycięstwie ożyły tory. W Grudziądzu, Ciechocinku, Włocławku...

Kto z bydgoszczan nie słyszał o ulicy Wyścigowej? A kto wie, co się w jej okolicach w latach świetności działo?

Przy kasach tłok i ścisk

„Lśniące cylindry, czarne tużurki, żakiety. Piękne panie, piękne toalety, piękne konie. Auta, powozy, taksówki, dorożki. Długie sznury pieszych” - opisywał atmosferę wyścigów konnych w międzywojniu Tadeusz Grabowski. - „Szeroko otwarta brama - meta dla wszystkich: pieszych i jadących - przyjmuje chętnie, gościnnie i powoli wchłania tłumy publiczności. Tłok i ścisk. Przy kasach „totka” pełno. Ci, dla których nie istnieje nic prócz numerów i wypłat, oblegają zwartym tłumem okienka kas. Podglądają, podsłuchują, szpiegują, kombinują. 32, 47, 51... Jordan, Efur, Beduin, Duce...”

W połowie lat 20. przyszła moda na konkursy hipiczne. Organizowano je jak Polska długa i szeroka, a najważniejszym ośrodkiem był Grudziądz, gdzie mistrzowie jazdy szlifowali swoje umiejętności w Centrum Wyszkolenia Kawalerii. To na tamtejszych konkursach można było podziwiać mistrzowskie umiejętności naszych medalistów olimpijskich: Rómmela, Szoslanda, Królikiewicza, Antoniewicza, Dobrzańskiego „Hubala”. Klasyczne gonitwy odeszły nieco w cień.

<!** Image 4 align=none alt="Image 205677" sub="Wyścig na torze w Kapuściskach Małych. Trzeci bieg w dniu poświęcenia toru przez prezydenta Ignacego Mościckiego. Gonitwa płaska na dystansie 1200 metrów. Pierwszy z lewej, na jaśniejszym koniu, Mnichu, dżokej Adam Tuchołka.
fot. kujawsko-pomorska biblioteka cyfrowa">

W Bydgoszczy umiejętności koni i jeźdźców podziwiano na polu ułańskim, gdzie dziś znajduje się osiedle Błonie, na placu koszarowym przy ulicy Gdańskiej i nad Brdą, gdzie dziś stoi kompleks Astorii oraz w ogrodzie Patzera. W Ciechocinku popisy organizowało Kujawsko-Mazowieckie Koło Sportowe. W Inowrocławiu - miejscowy Klub Jazdy Konnej na placu w Mątwach.

Nikt się nie spodziewał, że wiosną 1926 roku nastąpią nagłe zmiany. Magistrat Poznania podniósł znacząco ceny za wynajem toru na Ławicy. Z protestującymi koniarzami nie chciał rozmawiać. Nie przewidział jednak skutków tego kroku.

Działacze Wielkopolskiego Towarzystwa Wyścigów Konnych, zamiast przyjść do zarządu miasta na kolanach i z grubą gotówką, pojechali najbliższym pociągiem do... Bydgoszczy.

Utarli nosa zarządowi

Poznaniacy najpierw poszli obejrzeć nieużywany od dekady tor wyścigowy w Kapuściskach Małych. Potem pojechali do urzędu. Rozmowa z prezydentem Bernardem Śliwińskim i zarządem miasta była krótka i konkretna. Obie strony wstały od stołu zadowolone. Bydgoszczanie, bo wyścigi dawały okazję zarobku i podnosiły prestiż miasta. Poznaniacy, bo mieli tańszy tor i ucierali przy okazji nosa swojemu zarządowi.

Dalej poszło już łatwo. Prowizoryczne odnowienie toru, ustawienie przeszkód i płotów zajęło niewiele czasu. Tor był wystarczająco szeroki, by można było wydzielić trzy pasy: do gonitw płaskich, do wyścigów „z płotami”, czyli barierkami na stojakach i wyścigów „z przeszkodami”, czyli żywopłotami, pagórkami i rowami z wodą. Stare trybuny wystarczyło odmalować. Mogły pomieścić aż trzy tysiące obserwatorów. Pospiesznie modernizowano stajnie, w których wydzielono 30 boksów. Rozbudowa paddocku, widowni i stanowisk bukmacherskich mogła poczekać.

<!** reklama>

Inauguracyjne gonitwy odbyły się 10 października 1926 roku. Pierwszym zwycięzcą była Hrabianka pod Badoszkinem, a kto ją obstawił, ten wygrywał 15 złotych za każde wydane 10. W szóstym wyścigu nikt nie wygrał ani złotówki. Pierwszy na mecie był koń, na którego nikt nie postawił! Gdyby ktoś go wybrał, wygrałby za każde postawione 10 zł - 180. Rekordowa wygrana pierwszego sezonu wynosiła 72 zł za 10.

Wypłata nagród dla właścicieli rumaków była uregulowana w ten sposób, że nagroda zapowiedziana w programie, a było to od 300 do 1000 złotych, była wypłacana posiadaczowi zwycięskiego konia. Drugi na mecie otrzymywał 30 proc. tej sumy, trzeci - 10 proc.

W kolejnych latach starano się organizować zawody tak, by ich termin nie kolidował z wyścigami na innych krajowych torach, co gwarantowało udział czworonożnej wyścigowej elity na skalę Polski, a tym samym miało przynosić większe zyski. Wokół toru powstała sieć restauracji. Były urządzone tak, że siedząc przy stolikach można było obserwować swoich faworytów. W przerwach przygrywała orkiestra wojskowa. Emocje budziły także mrożące krew w żyłach wypadki, częste zwłaszcza na przeszkodach. Lotem błyskawicy roznosiły się wieści o nagłym wzbogaceniu się lub przegraniu fortuny. Szokujące były wieści o samobójstwach utracjuszy.

Prezydent Mościcki na wyścigach

Z każdymi zawodami publiczność coraz tłumniej przybywała na tor w Kapuściskach Małych - „Kapach”, jak mawiali zdrobniale bywalcy. To za sprawą bydgoskich wyścigów podupadły te, które organizowano w Grudziądzu. Nikt też nie odważył się wskrzesić dawnego toru wyścigowego pod Toruniem. Cóż, i wówczas liczyły się przede wszystkim pieniądze.

Bydgoskie wyścigi przynosiły taki dochód, że wiosną 1928 roku zbudowano brukowaną drogę dojazdową z dworca Bydgoszcz Wschód do stadionu i nową trybunę. 8 lipca tor został uroczyście poświęcony w obecności samego prezydenta Ignacego Mościckiego. Od 1929 roku rozgrywano na nim corocznie wyścig zwany „Wielką Bydgoską” z nagrodą 5000 złotych ofiarowanych przez zarząd miasta!

„Główna trybuna huczy” - pisał Tadeusz Grabowski. - „To zlany pogwar tysięcy ust, szmer kroków, postuk nóg. Naraz gwar cichnie. Kilka młodych pięknych koni weszło na tor. Lśnią się w słońcu pstrokate koszulki żokiejów. Defilada. W tłumie wre. Bomba w górę. Ruszyli! Lornetki, lornetki, lornetki. Twarze graczy zmieniają swój wyraz jak oblicze aktora filmowego. Ostatni zakręt, ostatnia prosta, finisz! Zawiedzione nadzieje, wściekłość, ból nawet. Przegrał! Zły, zniechęcony tłum warczy nerwowo. Bukmacherzy zwijają się jak w ukropie. Dla zwycięzcy niebieska wstęga, gratulacje, oklaski, spacer. Już znowu cisza, następny start. I znów huragan okrzyków”.

<!** Image 5 align=none alt="Image 205677" sub="Od lewej F. Jurjewicz, K. Żychliński i hr. Ignacy Mielżyński.
fot. kujawsko-pomorska biblioteka cyfrowa">

Z czasem na wyścigi do Bydgoszczy zaczęły przyjeżdżać najsłynniejsze polskie stajnie, na przykład barona Leona Kronenberga, hrabiego Ignacego Mielżyńskiego, płk. Iwana Karatiejewa, hrabiego von Donnosmarcka. Majętniejsi oficerowie, zwłaszcza z pułków ułanów stacjonujących na Pomorzu i w Wielkopolsce, zrzucali się w kilku na dobrego konia i usiłowali zarobić na nim, będąc jednocześnie dżokejami. Dlatego w Bydgoszczy ścigali się Karol Rómmel, Adam Królikiewicz i sam „Hubal” - Henryk Dobrzański. Z kolei hrabia Joachim von Alvensleben z Ostromecka, mający znaną w Europie stadninę, wolał zarabiać marki i funty na torach niemieckich i angielskich. Na „Kapy” nigdy nie zwitał.

Od czasu do czasu pojawiały się w Bydgoszczy słynne na całą Polskę konie takie jak Casanova, który w jednym tylko roku przyniósł swojemu właścicielowi 160 tys. zł dochodu. Jak Beduin, bywalec niemal wszystkich krajowych torów. I mniej znane o pięknych niekiedy imionach: Rakieta, Tancerka, Filon, Ekscentryk, Kobiecina, Wenecjanka, Agamemnon, Haszysz, Narzeczona, Jaśnie Panna.

Królami i królowymi bydgoskiego toru, końmi odnoszącymi najwięcej zwycięstw, były jednak: Turkus, Ma Dolary, Dziecina i Brylant. Swój kunszt jeździecki prezentowali tu znani w kraju dżokeje - m.in. mjr Władysław Toczek z Torunia, Adam Tuchołka, który dorobił się w tym fachu tak bardzo, że sprawił sobie później własną stadninę, a także Konstantin Chatisow czy Aleksander Fomienko. Zarówno wśród właścicieli koni, jak i dżokejów było wielu „białych” Rosjan, wygnanych z ojczyzny przez rewolucję.

Dla wygody torunian

Przez sześć lat na dwa miesiące w roku (zwykle późną wiosną i wczesną jesienią) do Bydgoszczy zjeżdżała elita graczy z wypchanymi portfelami, która z najwyższą namiętnością oddawała się hazardowi. Byli to głównie mieszkańcy Poznania, Gniezna, Torunia, Grudziądza, choć nie brakowało co bogatszych włościan z mniejszych miejscowości. Od nadmiaru gości w szwach pękały bydgoskie hotele i prywatne kwatery. Na tor z centrum miasta dowoziły specjalnie w tym celu podstawiane autobusy spod kościoła Klarysek. Zawody w pierwszym roku działalności toru rozpoczynały się o godz. 14, potem jednak ich początek został przesunięty na 16.30 dla wygody... torunian, którym ta pora odpowiadała bardziej - mogli dojechać pociągiem wyjeżdżającym z miasta Kopernika o godz. 15 - i którzy stanowczo od organizatorów tego się domagali.

Wygrane na Kapach nie były wysokie. Sięgały zwykle 15-25 zł za każde obstawione 10. Tylko wyjątkowo przekraczały 30 złotych, zwłaszcza za duble i porządek. Najwyższa wygrana w historii międzywojennych wyścigów w Bydgoszczy to 880 zł za obstawienie porządku w gonitwie czwartej płaskiej 24 lipca 1927 roku. Wygrała wówczas Mimoza, własność por. Paszyńskiego z Poznania pod dżokejem Osińskim. Druga była Fraszka płk. Rómmela pod Reifem, a trzecia Kalina tegoż samego Paszkowskiego pod Kozaczukiem. Pieniądze skasował jeden z poznaniaków w całości, bo tylko on obstawił taką właśnie kolejność pierwszej trójki. Podejrzewano, że był to człowiek wynajęty. Po wyścigu wszczęto śledztwo, podejrzewając zmowę dżokejów i właścicieli oraz ustawienie wyniku, jednak niczego nie udało się udowodnić.

<!** Image 6 align=none alt="Image 205677" sub="Grudziądz. Pierwszy z lewej Adam Królikiewicz, pierwszy od prawej Henryk Dobrzański „Hubal”.
fot. „Sport w II Rzeczypospolitej”">

Na Kapach początkowo płatne były tylko miejsca na trybunie, potem wprowadzono także bilety wstępu na obiekt w porze wyścigów. Rekordową frekwencję notowano zawsze na pożegnalnych zawodach cyklu, kiedy to pomiędzy posiadaczy biletów rozlosowywano jednego chyżonogiego rumaka, którego szczęśliwy właściciel z reguły natychmiast odsprzedawał organizatorom.

Gdy opustoszały loże...

Jesienią 1931 roku kryzys gospodarczy w bardzo szybkim tempie dotknął i wyścigi konne. Najpierw do Bydgoszczy przeniesiono wyścigi z Ciechocinka i Włocławka. Potem rozwiązało się Wielkopolskie Towarzystwo Wyścigów Konnych, które nie było w stanie spłacić długu, zaciągniętego na budowę nowego stadionu w Poznaniu. Od 1932 roku na bydgoskim torze z rzadka pojawiali się tylko wojskowi jeźdźcy. Mieszkańcom Kujaw i Pomorza pozostały konkursy hippiczne, które organizowano na przemian w Bydgoszczy, Grudziądzu i Toruniu w formie rywalizacji uczniów szkół podchorążych kawalerii w Bydgoszczy i Grudziądzu oraz szkół artylerii w Bydgoszczy i Toruniu.

„A potem znikają limuzyny, powozy, pustoszeją loże” - pisał Tadeusz Grabowski. - „Kasjerzy liczą pieniądze. Dużo pieniędzy. Łamie się zwarty sznur aut. Podjeżdżają gromady dorożek - ich święto. Ostatnie pożegnalne uśmiechy pięknie wykrojonych ust, powłóczyste spojrzenia rozmarzonych oczu, ukłony cylindrów... Za nimi zostają opustoszałe loże”. 

Gdy konie rządziły na Pomorzu i Kujawach...

  • Wyścigi w Grudziądzu organizowane były w latach 1921-1930 przez Pomorskie Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni, mające siedzibę w Obozie Szkolnym Kawalerii.
  • Prezesem towarzystwa był komendant obozu, gen. Stefan Kasprzycki, a urządzaniem wyścigów zajmował się rotmistrz Leon Kon. Tor usytuowany był przy Szosie Radzyńskiej.
  • We Włocławku konie ścigały się na tamtejszym torze w latach 1922-1926.
  • W Ciechocinku - po odzyskaniu niepodległości - wyścigi organizowane wcześniej głównie dla bogatych kuracjuszy wskrzeszono w 1922 roku, a kontynuowano je na nowym stadionie, zbudowanym w sąsiedztwie tężni w latach 1928-1930.
  • Pod koniec XIX stulecia wyścigi konne z totalizatorem urządzano również w Toruniu. Oto ogłoszenie zamieszczone w „Gazecie Toruńskiej”: „W niedzielę, 1-go sierpnia 1886 o godzinie 3 po południu: wielkie wyścigi konne na polach łysomickich pod Toruniem”.

Pozostały tylko nazwy ulic: Wyścigowa i Startowa

  • Bydgoski tor zbudowano na rozległym pustym placu w ówczesnej wsi Kapuściska Małe w pobliżu dworca kolejowego Bydgoszcz Wschód, przy linii wiodącej do Torunia.
  • Z północnej strony tor wyścigowy ograniczała ściana lasu. Południowy kraniec sięgał do dzisiejszej ulicy Inwalidów, zachodni do ul. Sygnałowej, wschodni - do Wyścigowej.
  • W 1882 roku zarwała się trybuna, którą zajmowało 300 osób. Było wielu rannych.
  • Niemcy wyścigi urządzali tu aż do 1916 roku, kiedy to tego typu rozrywki musiały ustąpić potrzebom machiny wojennej.
  • Wyścigi z totalizatorem Wielkopolskie Towarzystwo Wyścigów Konnych organizowało tu w latach 1926-1931.
  • Tor w latach 50. od rozrastającego się miasta odcięła nowo zbudowana linia kolejowa do Torunia. Sam obiekt niebawem zaorano i rozparcelowano na ogródki działkowe, które istnieją w tym miejscu do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska