Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie widowisko i spotkanie z sympatycznymi ludźmi

Maciej Koprowicz
Artur Onacki z Moniką Kuszyńską, reprezentantką Polski na konkursie Eurowizji w ubiegłym roku
Artur Onacki z Moniką Kuszyńską, reprezentantką Polski na konkursie Eurowizji w ubiegłym roku Archiwum Artura Onackiego
ARTUR ONACKI, dziennikarz sportowy TVP Bydgoszcz, opowiada o fascynacji konkursami piosenki Eurowizji

Pamięta Pan, kiedy został fanem Konkursu Piosenki Eurowizji?
Po raz pierwszy oglądałem „Eurowizję” w 2001 lub 2002 roku. Podobała mi się muzyka, ale zafascynował mnie element rywalizacji. „Eurowizja” jest trochę jak rozgrywki sportowe. Z racji mojego zawodu dostrzegam też medialny aspekt festiwalu, który jest genialnie opracowanym formatem telewizyjnym.
W tym roku odbędzie się już 61. edycja konkursu. Co decyduje o fenomenie tej imprezy?
To największe cykliczne wydarzenie w świecie po sportowych. „Eurowizję” ogląda 200 milionów osób, nie tylko w Europie. Festiwal ma za sobą wspaniałą historię. Sama jego idea powstała w 1955 roku i wzięła się stąd, że kilka lat po wojnie brakowało międzynarodowej rywalizacji w przyjaznej atmosferze. Do dziś jedną z głównych zasad „Eurowizji” jest krzewienie przyjaźni między narodami. Rządy Ukrainy i Rosji z pewnością nie żyją w dobrej komitywie, ale gdy fani z tych krajów przyjeżdżają na festiwal, nie widać żadnej wrogości - łączy ich muzyka.
Dla wielu państw Konkurs Eurowizji to dobry sposób pokazania się na arenie międzynarodowej.
Szczególnie dotyczy to krajów bloku wschodniego. Kiedy w latach 90. dołączyły do Eurowizji, mogły poczuć się wreszcie członkami europejskiej rodziny. Wielu krajom bardzo zależy na festiwalowych sukcesach, na przykład Azerbejdżanowi. To bogaty kraj, który bardzo chce pokazać się światu. W 2011 roku Azerowie wysłali na „Eurowizję” piosenkę importowaną, która zwyciężyła i dzięki temu rok później mogli sami zorganizować imprezę. Zgodnie z zasadą zastaw się a postaw się zbudowali specjalnie halę na 30 tysięcy widzów. Ale dla takich krajów „Eurowizja” to jedna z niewielu możliwości, by się pokazać.
Co sądzi Pan o poziomie muzycznym festiwalu? Wielu zarzuca „Eurowizji” kicz.
W ostatnich latach warstwa muzyczna rzeczywiście raz jest lepsza, raz gorsza, ale przez dekady było to najważniejsze wydarzenie muzyczne na świecie. Europa była centrum muzyki rozrywkowej. Takie gwiazdy jak ABBA, Olivia Newton-John czy Celine Dion nie wzięły się znikąd. Festiwal dawał prestiż na skalę międzynarodową.
Oglądał Pan konkursy Eurowizji na żywo. Jakie zrobiły na Panu wrażenie?
Byłem na trzech konkursach - w 2013 w Malmoe, 2014 w Kopenhadze i 2015 we Wiedniu. Obserwując „Eurowizję” od środka, można czasem poczuć się wręcz przytłoczonym ogromem imprezy. To widowisko telewizyjne dopracowane co do sekundy. Znam realia produkcji telewizyjnej i bardzo mi to imponuje. Poza tym wspaniała jest atmosfera wokół festiwalu. „Eurowizja” zawsze jest ogromnym wydarzeniem w miastach gospodarzach. Także poza halą, w której odbywa się koncert, cały czas się coś w związku z nią dzieje. Miasto jest udekorowane, czuć atmosferę zabawy. Do klubów festiwalowych wykonawcy przychodzą w przerwach między próbami, by zaśpiewać, pobawić się i porozmawiać z fanami.
Miał Pan okazję poznać eurowizyjnych wykonawców. Jak pan wspomina te spotkania?
Poznałem kilkunastu artystów występujących w konkursach. Nie było problemu, by z nimi usiąść, wypić kawę i porozmawiać. Rok temu poznałem reprezentantkę Czech Martę Jandovą. Prawdziwa kobieta dynamit. Była trochę smutna, że nie awansowała do finału, ale mówiła, że to tak naprawdę nieistotne, bo przyjechała na festiwal się pobawić. Rozmawialiśmy, tańczyliśmy na parkiecie. Można było przekonać się, że artyści „Eurowizji”, choć w swoich krajach są gwiazdami, to normalni, uroczy ludzie.
Czy któryś z eurowizyjnych utworów szczególnie zapadł Panu w pamięć?
Zapamiętuję artystów, którzy czymś się wyróżniają. W 2012 roku ogromne wrażenie wywarła na mnie Loreen, która zwyciężyła w barwach Szwecji utworem „Euphoria”. Ta piosenka stała się wielkim przebojem i przełamała stereotyp, że tylko kicz może wygrać festiwal. Miło wspominam Birgittę z Islandii w 2003 roku, A Friend In London z Danii z 2011 i śpiewające panie z rosyjskiego zespołu folklorystycznego Bura-nowskie Babuszki, które wystąpiły w 2012 roku.
Wybiera się Pan do Sztokholmu. Czego spodziewa się Pan po „Eurowizji 2016”?
Zmienia się system głosowania. Ostatnio w stosunku pół na pół liczono głosy jurorów i widzów z danego kraju. W tym roku zostały one rozdzielone. Do końca nie będzie wiadomo, kto wygra, bo najpierw prezenterzy przedstawią po kolei punkty od jury z poszczególnych krajów, a dopiero potem zostaną podane zsumowane noty od widzów. W odróżnieniu od poprzednich lat nie ma też jednego faworyta. Szanse na zwycięstwo moim zdaniem mają piosenki z Rosji, Francji, Bułgarii i Australii. Reprezentujący Polskę Michał Szpak jest wielką niewiadomą - jeśli przebrnie półfinał, to wszystko może się zdarzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska