Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Wołyń" reż. Wojciech Smarzowski [RECENZJA + ZWIASTUN]

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Już od pierwszych scen czujemy, że to przedwojenne kresowe multi-kulti aż trzeszczy. Że to tylko pozór sielanki. Że niby oglądamy urocze weselisko Polki i Ukraińca, ale z każdego kąta wyłażą pretensje, krzywdy, zaszłości... I pogarda.

Że ci Ukraińcy, Polacy, Żydzi, Rosjanie mogą lada chwila rzucić się sobie do gardeł. A przecież za chwilę dołączą Niemcy. Opowieść o dojrzewaniu zła sprzed wielu dekad? Tak, tyle że też nieznośnie uniwersalna. I, niestety, nieznośnie aktualna.

Co tu dużo gadać, „Wołyń” wbija w fotel. I siedzi w głowie długo i boleśnie. Nie wiem, czy to najwybitniejszy film pana Smarzowskiego, ale na pewno zrobiony z największym zamachem. Dotąd zło kwitło u niego raczej kameralnie, a tu już nie dom staje się zły, ale cały świat bohaterów filmu. Boleśnie czujemy, jak ta wymuszona równowaga, podkręcana samouspokajaniem się, że przecież sąsiedzi pomogą, za chwilę skończy się erupcją potworności przechodzących ludzkie pojęcie. Bo kiedy oglądamy świat rzezi wołyńskiej, łapiemy się na tym, że oddychamy z ulgą, kiedy na ekranie pojawiają się niemieccy żołnierze.

Historia świata złego opisana jest poprzez historię jednej rodziny - a właściwie jednej polskiej chłopki, którą poznajemy jako urocze dziewczę, a żegnamy jako kobietę zmiażdżoną przez los i bliźnich. Widzimy, jak dziewczyna początkowo ma jeszcze nadzieję, że w tym trudnym świecie znajdzie trochę miłości i dobra, potem chce po prostu przetrwać, w końcu już tylko ocaleć.

„Wołyń” zaczyna się mocno rozbudowaną sekwencją wesela siostry naszej bohaterki z młodym Ukraińcem. Możemy i poczuć tę atmosferę „chwilę przed” końcem świata, i poznać jego zasady, i bohaterów. Jak w „Łowcy jeleni”, ale Smarzowski od razu hipnotyzuje nas swoim językiem. Nie do podrobienia. Dynamicznymi, rwanymi sekwencjami, przeskokakmi, świetnym wyczuciem kompozycji, układanką dającą dopiero na koniec kompletny portret. Sporo tu oczywiście okrucieństwa - ale ani przez moment nie mamy wrażenia, że reżyser epatuje nim choć trochę przesadnie.

Cóż, oczywiście na „Wołyń” możemy spojrzeć jak na uniwersalną opowieść o diaboliczności pokracznego nacjonalizmu, który całkiem niepostrzeżenie potrafi zmienić nas w plemienne potwory. Szczególnie jeśli okoliczności pozwolą mu wykiełkować, a czasy totalitaryzmów były idealne do tego, żeby diabeł wylazł z ukrycia. Ale choć nie ma tu cienia patriotycznego nadęcia, nie jest też tak - jak bardzo chcieliby niektórzy- że możemy ten wielki film wyrwać z kontekstu polsko-ukraińskiej wojny o pamięć. Ustawia go już motto, mówiące o tym, że Kresowian zabijano dwa razy - pierwszy raz ciosami siekierą, a drugi raz przemilczeniem ich piekła przez całe dekady. I tu znowu się Smarzowskiemu udało. Pokazuje zło i jego genezę, ale unika narodowych oskarżeń. Co do tego, jak patriotycznie wzmożeni dziś Ukraińcy przyjęliby ten film, nie mam jednak specjalnych złudzeń.

Polecamy obejrzeć:
Zobacz galerię: Tofifest 2016. Spotkanie z Wojciechem Smarzowskim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska