Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrota do sowieckiego Hadesu

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Błażejewski
Nie tylko tego gigantycznego obiektu, ale nawet całego miasta nie było przez prawie pół wieku na żadnej mapie. Położenie bazy sowieckich okrętów podwodnych z głowicami atomowymi utrzymywano w najściślejszym sekrecie.

Nie tylko tego gigantycznego obiektu, ale nawet całego miasta nie było przez prawie pół wieku na żadnej mapie. Położenie bazy sowieckich okrętów podwodnych z głowicami atomowymi utrzymywano w najściślejszym sekrecie.

<!** Image 2 align=none alt="Image 198229" sub="Dobrym pomysłem na ekspozycje muzealne w dużych pustych wnętrzach mogą być inscenizacje dawnego życia w tym miejscu. Na zdjęciu figury woskowe robotników bałakławskiej bazy, szykujący się do załadunku torpedy na stacjonujący akurat w bazie radziecki okręt podwodny. Tylko napis „Nie dotykać” zdaje się tu nie pasować.">W jednolitej skalnej ścianie na brzegu zatoki u podnóża góry pojawia się łukowaty otwór. Z brzegu widać wewnątrz tylko ciemność. Dopiero po wejściu do - jak się okazuje - niezwykle głębokiego i długiego tunelu oczy przyzwyczajają się do półmroku. Tu skały już nie widać. Jest tylko wszechobecny beton, otaczający szeroki kanał z wodą. Za chwilę z respektem mijam otwarte na oścież drzwi, jakich próżno szukać gdzie indziej. Są ze stali wzmacnianej tytanem, o grubości, bagatela, ponad metr. Miały wytrzymać ewentualną eksplozję jądrową...

<!** reklama>Za drzwiami dalsze kilometry tunelu prowadzą w głąb góry. Jego strop to 12-metrowa warstwa betonu, ściany - tylko 2,5 m. Przez pół wieku miejsce to było jedną z najściślej chronionych tajemnic na świecie.

Dziś pielgrzymują tu grupy turystów z całego świata. Jedni pieszo, inni motorówkami. Ale każdy musi poczuć niepowtarzalny klimat tego miejsca, niezwykle silnie oddziałujący na wyobraźnię przede wszystkim wielkością podziemnego świata. Świata, o którym mieli prawo wiedzieć tylko najbardziej wtajemniczeni. Świata ciągnącego się kilometrami, ze swoją własną siecią dróg, pirsów, komór, warsztatów, magazynów, arsenałów i biur...

<!** Image 3 align=none alt="Image 198229" sub="Dopiero podchodząc całkiem blisko można się upewnić, że to woskowe figury marynarzy Armii Radzieckiej przy jednym z pulpitów sterowniczych łodzi podwodnej. Dziś w Bałakławie nie ma już żadnej jednostki pływającej ani marynarzy.">Śladami Odyseusza

Wejście do sowieckiego Hadesu znajduje się nad skromną, niepozorną skalistą zatoczką Morza Czarnego na południowym wybrzeżu Krymu. Zatoczka ma głębokość kilometra i szerokość wejścia ledwie 40 metrów. Znali ją już starożytni i cenili jako wygodną i bezpieczną przystań. To właśnie ją, późniejszą Bałakławę, opisał Homer w „Odysei” jako miejsce, gdzie przed burzą morską schronił się szukający uporczywie Itaki Odys. To nad nią dwa tysiące lat temu Rzymianie wznieśli fort, a sześć wieków temu Genueńczycy zbudowali swoją twierdzę, której ruiny zostały po dziś. To tu miała miejsce podczas wojny krymskiej półtora wieku temu słynna angielska szarża lekkiej brygady z szablami na rosyjskie armaty.

Ale zupełnie nową historię Bałakławy zaczęto pisać w czasach Związku Radzieckiego. W 1952 roku sam Stalin podpisał decyzję o budowie w tym miejscu bazy łodzi podwodnych, która miała być niezniszczalna i mogła przetrwać wybuch bomby jądrowej o dziesięciokrotnie większej sile niż ta, która obróciła w proch Hiroszimę.

<!** Image 4 align=none alt="Image 198229" sub="Przystań na zewnątrz bazy, gdzie rozpoczynają się rejsy specjalną łodzią wycieczkową">Rok później przyjechały tu najpierw trzy brygady budowniczych, które zbudowały trzy odrębne, odizolowane i zamknięte osiedla mieszkaniowe.

Miasto znika z mapy

W 1957 roku pojawili się nad zatoką najbardziej doświadczeni budowniczowie metra z Moskwy, Kijowa i ówczesnego Leningradu, oderwani na jakiś czas od swojego zajęcia. Po nich - robotnicy z różnych części sowieckiego imperium, zwabieni obietnicą wyższych zarobków niż gdzie indziej i świadczeń socjalnych, o jakich nawet nie słyszeli.

Mieszkańców skarpy nad zatoką wysiedlono. Miała tu powstać „baza”. Tak wszyscy mówili w mieście i okolicy. Nikt nie śmiał szepnąć nawet słówka więcej. KGB czuwało.

<!** Image 5 align=none alt="Image 198229" sub="Wrota, które prowadzą prosto do sowieckiego Hadesu, stoją dziś otworem. Wystarczy kupić bilet...">Cztery lata później Bałakława zniknęła z wszelkich map, wydawanych w ZSRR i krajach socjalistycznych. Natomiast na Morzu Śródziemnym zaczęły pojawiać się, nie wiadomo skąd, małe radzieckie łodzie podwodne. NATO nie potrafiło zlokalizować miejsca ich stacjonowania przez długie lata.

Na tym właśnie polegała koncepcja budowy bazy, oficjalnie - centrali telefonicznej nr 825. Stacjonujące tam w wykutej w litej skale łodzie podwodne, również te wyposażone w możliwość przewożenia ładunków jądrowych, nie były w żaden sposób widoczne z powietrza. Wypływały z bazy już zanurzone i na powierzchnię wytykały swoje kioski dopiero kilkaset kilometrów dalej, gdzieś koło Cypru albo Tunisu.

<!** Image 6 align=none alt="Image 198229" sub="Imponujące, niesłychanie grube i mocne drzwi, zdolne wytrzymać silny atak jądrowy, strzegą wejścia do podziemnego, zapomnianego świata">Pracowało tu po trzy tysiące ludzi na każdej zmianie.

Dziś w bazie nie ma już praktycznie nic. Można jedynie od czasu do czasu spotkać pojedynczą minę, torpedę czy głowicę, elementy dawnego wyposażenia, pozyskiwane z różnych miejsc. Bo jeszcze niedawno było tu całkiem pusto. Czego nie wywieźli Rosjanie, rozkradli szabrownicy. Jednego tylko nie umieli stąd zabrać - przestrzeni. To właśnie z jej powodu Bałakława dziś słynie. A największe wrażenie robią komory, pozostałe po przechowywanych tutaj głowicach nuklearnych, których łączna siła byłaby w stanie nie tylko zatopić wszystkie statki świata, ale i zniszczyć naszą planetę.

<!** Image 7 align=right alt="Image 198229" sub="Suchy dok w bazie w Bałakławie ma kształt łuku">Okręty do bazy wpływały pod wodą i po wynurzeniu się w odpowiedniej komorze pokonywały śluzę, aby przedostać się do doku o długości ponad 600 metrów i głębokości 8,5 metrów. Jednocześnie mogło w nim pomieścić się aż dziewięć okrętów. Potem holowano je specjalnymi gigantycznymi suwnicami, aby znalazły się w określonym miejscu. Naprawiano, co zepsute, uzupełniano paliwo, wymieniano załogę, zapasy żywności, torpedy. Wszystko działo się wyłącznie po godzinie 20, tak na wszelki wypadek, żeby na powierzchni nie było nic widać.

Kto ty jesteś? Polak mały...

Do wejścia do obiektu nakłonił mnie spotkany w Sewastopolu Siergiej. Jego dziadkowie, Polacy, mieszkali w Winnicy na Ukrainie. Po II wojnie zostali przeniesieni nakazem pracy właśnie do Bałakławy. Niebawem rozpoczęła się budowa tajemniczego obiektu. Dziadkowie dostali z tej okazji nowe mieszkanie, tak położone, by nie można było widzieć z niego zatoki. I zakaz opuszczania miasta. Tam właśnie Siergiej przyszedł na świat. Imię dostał „czysto” rosyjskie. Tak wtedy było lepiej...

- Moja babcia była ordynatorem szpitala w Bałakławie - wspomina Siergiej. - Jej siostra mieszkała w Sankt Petersburgu. Nie widziały się od lat, bo my nie mogliśmy stąd wyjeżdżać, a inni nie mogli przyjeżdżać do nas. Po długich staraniach babci, która wykorzystała wszystkie swoje znajomości, udało się dostać zgodę na wizytę siostry z okazji urodzin. Siostra miała przyjechać na tydzień. Została w Bałakławie... 6 lat, bo, jak tłumaczono, mogła coś widzieć, czego nie wolno jej było zobaczyć. Zgodę na powrót do domu dostała wówczas, gdy zmienił się naczelnik miejscowego KGB.

<!** Image 8 align=right alt="Image 198235" sub="Mina używana przez marynarkę ZSRR dla ochrony bazy">Ojciec Siergieja powołany do służby wojskowej w marynarce tam już został, praktycznie nie miał innego wyjścia. Baza wyznaczała los mieszkańców miasta. W Bałakławie prawie wszyscy albo pracowali w bazie, albo służyli na okrętach podwodnych. Polak był tu widziany niechętnie. To z uwagi na polskie pochodzenie, tak Siergiej uważa, jego ojciec dosłużył się tylko stopnia bosmana. On sam z kolei zapamiętał sytuację z przedszkola, kiedy przyszedł zimą Dziadek Mróz i rozdawał paczki. Dzieci musiały z tej okazji recytować wierszyki. Siergiej z wrażenia zapomniał wszystkie, których się w przedszkolu nauczył i powiedział znany mu z domu wiersz „Kto ty jesteś? Polak mały”. Dziadek Mróz wprawdzie prezent dał, ale zapytał, kim Siergiej jest z pochodzenia. Na słowo „Polak” pouczył go, że ma o tym zapomnieć i zawsze mówić, że jest obywatelem ZSRR.

Wszystko za darmo i co z tego?

Przywileje socjalne mieszkańcy Bałakławy mieli niebywałe, Siergiej pamięta je z dzieciństwa. Żyło im się niebywale dobrze jak na ówczesne radzieckie warunki. Pracowali po 4 lub 6 godzin dziennie. Otrzymywali od państwa darmowe mieszkania, wcześniejsze emerytury. Bezpłatna była wszelka opieka zdrowotna, bezpłatne lekarstwa, za darmo otrzymywali też pełne wyżywienie w stołówkach. Były też przydziały samochodów, lodówek, telewizorów za darmo. Właściwie żyć nie umierać. Jedna była tylko niedogodność. 

Nie wolno im było nigdy opuścić Bałakławy, nawet wyjeżdżając na urlop. Jedynie raz na miesiąc można było się ubiegać o 24-godzinną przepustkę na wyjazd do Sewastopola. Po drodze była ona ściśle sprawdzana, posterunki rozstawione były wszędzie. Okresowo, kiedy coś się widocznie specjalnego w bazie działo, potrafiono w ciągu godziny podstawić dziesiątki autokarów i wywieźć wszystkich mieszkańców na wiele godzin. Pierwszy raz w swoim życiu Siergiej z rodzicami wyjechał poza Bałakławę w 1991 r., już po rozpadzie ZSRR!

<!** Image 9 align=none alt="Image 198235" sub="Gigantycznej długości torpeda dla łodzi podwodnej służyć miała do przenoszenia głowic jądrowych na wypadek wybuchu wojny">Praca w bazie była bardzo odpowiedzialna. W każdej brygadzie był specjalny opiekun, który skrupulatnie notował wszelkie wykonywane czynności, by potem w razie niesprawności urządzeń wiadomo było, kto zawinił, czyli kto jest dywersantem. Brygady pracowały oddzielnie, pracownicy z różnych wydziałów nie mieli ze sobą kontaktu, wychodzili osobnymi bramami. Poruszanie się po zakładzie było niesłychanie skomplikowane. Niekiedy jednej osobie wydawano nawet 120 przepustek dziennie, bo do każdego pomieszczenia wydawana była nowa. Wszyscy podpisywali wielokrotnie zobowiązania do dochowania tajemnicy i naprawdę się bali.

Tylko oficerowie i dygnitarze partyjni mieszkali na osiedlu położonym blisko bazy, inni mieli swoje osiedla, oddalone od bazy. Po pracy, w ciagu dnia zakładano siatki maskujące na wylot podziemi, żeby szpiegowskie samoloty nie mogły niczego dostrzec.

Muzeum

Bazę po rozpadzie ZSRR najpierw pozostawiono w spokoju. Potem przeznaczono ją do likwidacji. Przez dwa lata Rosjanie wywozili stąd wszystkie urządzenia i elementy do innych, podobnych miejsc, m.in. do Murmańska na dalekiej północy.

Potem, kiedy w marcu 1995 roku ostatni okręt opuścił to miejsce, przez dwa lata baza stała otworem. Dla wszystkich. Zapuszczali się tam głównie szabrownicy. W mieście pojawiło się nagle mnóstwo luksusowych samochodów z obcymi rejestracjami, głównie z Moskwy...

Siergiej do bazy pierwszy raz wszedł latem 1996 roku. Za namową grupy Szwajcarów, którzy dowiedzieli się o bazie i za każdą cenę chcieli ją zwiedzić. Dawali tyle pieniędzy, że Siergiej skusił się. Poprosił ojca o pomoc, wzięli latarki i poszli w nieznane. Właśnie z grona byłych pracowników i marynarzy rekrutowali się pierwsi nielegalni jeszcze przewodnicy.

Dopiero w 2004 roku w bazie urządzono muzeum, do którego może wejść teraz dosłownie każdy. Nawet jeśli głęboko w kieszeni skrywa legitymację tajnego agenta sił NATO...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska