Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe mogą być najbardziej brutalnymi w historii polskiej polityki

Agaton Koziński
Od 2005 r. Platforma i PiS w pełni dominują w polskiej polityce. Czy te partie potrafią nas jeszcze czymś zaskoczyć? Trzy elementy, które uczynią obecną kampanię samorządową inną od wcześniejszych wyborów.

Wygląda na to, że o rozpoczynającym się w październiku trójboju wyborczym (wybory samorządowe, europejskie i parlamentarne) wiemy już wszystko. Z jednej strony PiS, z drugiej PO. Partia Jarosława Kaczyńskiego sięgnie w nim do znanego arsenału haseł odbudowy kraju. Platforma znów będzie nawoływać do utrzymania miejsca Polski w europejskiej rodzinie. PiS będzie wytykać partii Grzegorza Schetyny kolejne afery z lat, gdy ona rządziła - PO zrewanżuje się zarzutami o afery, których rządzący mieli się dopuścić po 2015 r., ale pewnie sięgnie i do arsenału zarzutów, po które ta partia sięga od 2007 r.

W skrócie: wszystko już było. Raz (w 2002 r.) PO i PiS stworzyły wspólne listy na wybory samorządowe. Od wyborów parlamentarnych w 2005 r. ze sobą konkurują - a ich rywalizacja ustawiła polską politykę w ostatniej dekadzie z kawałkiem. Obie partie znają się na wylot, stały się jak awers i rewers tej samej monety. A my tę monetę oglądamy na obie strony jakby była jedyną w portfelu.

Jedyną na pewno nie jest - ale jest na niej wybity największy nominał. To dlatego tak uważnie jej się przyglądamy, dlatego tak dobrze ją poznaliśmy. Teraz, gdy rozpoczyna się kolejna seria wyborów, po raz kolejny zaczniemy analizować plusy i minusy tych ugrupowań. Czy są one jeszcze w stanie czymś nas zaskoczyć? Co nowego najbliższa seria wyborów nam powie? Czy można w ogóle jeszcze coś nowego dołożyć do opowieści o PO i PiS?

Niecałe dwa miesiące przed wyborami samorządowymi, dziewięć miesięcy przed europejskimi oraz trochę ponad rok przed parlamentarnymi próbujemy stworzyć listę obszarów, w których PO i PiS mogą zaskoczyć. Poniżej pierwsze zestawienie.

Brutalność

Na najbliższy weekend PiS planuje dużą konwencję, podczas której przedstawi m.in. hasło wyborcze na wybory samorządowe. Tydzień później, 8 września, swoją konwencję organizują z kolei Platforma Obywatelska i Nowoczesna. To one formalnie rozpoczną kampanię samorządową, choć w rzeczywistości trwa ona w najlepsze już od kilku miesięcy, co w pełni widać choćby w Warszawie.

Pierwsze wnioski? Na razie wszystko wskazuje na to, że możemy być świadkami najbardziej brutalnej kampanii w rywalizacji PO-PiS. Do tej pory symbolem ostrych ciosów był „dziadek z Wehrmachtu” z kampanii prezydenckiej w 2005 r. Tyle że wtedy ten cios został zadany dwa dni przed wyborami. Teraz natomiast polityczne siekiery latają w powietrzu od samego początku kampanii.

Zaczęła PO kampanią bilbordową „PiS wziął miliony”. Hasło nawiązuje do odkrytego wcześniej przez Platformę skandalu dotyczącego tego, że premier Beata Szydło przyznała swoim ministrom (a także samej sobie) nagrody liczone w dziesiątkach tysięcy złotych - i bez ceregieli (a także logo partyjnego) zarzuca rządzącym złe gospodarowanie publicznymi pieniędzmi.

PiS nie nadstawia drugiego policzka - i na bilbordy Platformy odpowiedziało swoimi. I zdaje się, że to właśnie ta wymiana „uprzejmości”, a nie konwencje ustawią zbliżającą się kampanię. Może ona być najbrutalniejszą w historii Polski. Z dwóch powodów. Po pierwsze, obie partie - co zostało omówione przed chwilą - znają się jak awers i rewers. Tyle że brutalna logika kampanii wyborczych wymaga, żeby w każdej kolejnej powiedzieć coś nowego. Tylko czym zaskoczyć w sytuacji, gdy wszystko już powiedziano? Jest jedno rozwiązanie: powiedzieć to samo, tylko ostrzej, mocniej, bardziej agresywnie.

Po drugie, do gry wszedł internet. Media społecznościowe odegrały ważną rolę w wyborach w 2015 r., teraz będą jeszcze ważniejsze. Sprawiły, że tempro prowadzenia kampanii wyborczej znacząco się przyspieszyło. Teraz bój nie trwa o to, kto się znajdzie na czołówkach gazet rano czy otworzy serwisy informacyjne wieczorem - ale kto przebije się ze swoim hasztagiem w internecie, a tu wynik walki zmieniać się może dosłowie z godziny na godzinę.

Poza tym w mediach społecznościowych nie obowiązują prawie żadne reguły. Jeśli polityk zaatakuje rywala z drugiej partii w wywiadzie prasowym, to musi się liczyć z tym, że za pomówienie zostanie po-zwany do sądu (i to w trybie wyborczym). Gdy zrobi to samo w internecie (a zwłaszcza gdy zrobi to na fałszywym profilu bez swojego nazwiska), tego typu pomówienie pozostanie bezkarne. Hulaj dusza, piekła nie ma.

Poczucie bezkarności sprawia, że wszelkiego rodzaju chwyty poniżej pasa stają się powoli normą. Widać to, obserwując kampanię w Warszawie - to, w jaki sposób jest traktowany Rafał Trzaskowski czy Patryk Jaki za swoje wpadki (same w sobie mało ważące), najlepiej pokazuje, jak zbrutalizowała się polska polityka. A pewnie i tak wybory samorządowe to dopiero przygrywka przed tym, co się będzie działo tuż przed wyborami do Sejmu i Senatu.

Gry koalicyjne

Co jeszcze w ciągu najbliższego roku może nas zaskoczyć? Gry koalicyjne. Może mniej ze strony prawicy, bo sojusz PiS z Solidarną Polską oraz Porozumieniem wydaje się być nienaruszalny - choć niedawna wolta Prawicy Rzeczypospolitej (partia założona przez Marka Jurka), który odszedł od PiS i związał się z ruchem Kukiz’15 pokazuje, że także po tej stronie nic nie jest dane raz na zawsze.

Ale na pewno gry koalicyjne dużo ciekawiej będą się układać po stronie parlamentarnej opozycji. Na razie PO ma po swojej stronie Nowoczesną, z którą wspólnie stworzyła na wybory samorządowe Koalicję Obywatelską. Pytanie, czy zdoła tę formułę poszerzyć przed wyborami parlamentarnymi. Albo czy w ciągu roku wyrośnie inny silny blok po stronie opozycyjnej. Słychać głosy, że do wysokiego lotu szykuje się Robert Biedroń, który chciałby spróbować sił w wyborach europejskich jako lider nowego projektu politycznego. Ciągle też nie wiadomo, jak zachowają się SLD, partia Razem, czy PSL. Na razie każde z tych ugrupowań twardo broni swojej autonomii, podkreśla, że żadne koalicje ich nie interesują. Ale gdy będą znane wyniki wyborów samorządowych, ton może być już inny.

Walka o żółtą koszulkę

Jeszcze jeden aspekt wyborów samorządowych, który odróżni je od innych wyborów: kwestia przywództwa. Niby po obu stronach jest ono ugruntowane, ale ta kampania może przewrócić całą dotychczasową układankę.

O życie walczy Grzegorz Schetyna. On - jako lider Platformy - nie prowadził partii w wyborach. Gdyby Koalicja Obywatelska zanotowała słaby wynik, utraciła władzę w dużej części sejmików i dużych miast, od razu okaże się, że w jego macierzystej partii co najmniej kilka innych osób nosi marszałkowską buławę w plecaku - a i sojusz z Nowoczesną nie będzie tak oczywisty, jak wydaje się być teraz.

Ale ruch na szczytach trwa także w PiS. Tam - w przeciwieństwie do PO - nikt przywództwa lidera nie podważa, pozycja Jarosława Kaczyńskiego jest nienaruszalna. Ale prezes zdaje się sam zastanawiać nad następcą. Wszystko wskazuje na to, że kampania samorządowa będzie wielką szansą dla Mateusza Morawieckiego. To jego będzie w niej najwięcej, on będzie lokomotywą PiS w tych wyborach. I jeśli wygra, będzie miał autostradę do roli następcy Kaczyńskiego. Pod tym względem te wybory to absolutny ewenement - nigdy wcześniej bowiem gra o fotel prezesa PiS nie była możliwa.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wybory samorządowe mogą być najbardziej brutalnymi w historii polskiej polityki - Portal i.pl

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska