Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychowanka Victorii Toruń opowiada o mistrzostwach świata

Sławomir Pawenta
Sławomir Pawenta
Wychowanka toruńskiej Victorii Monika Stachowska (w niebieskim stroju) z reprezentacją Polski wywalczyła czwarte miejsce w mistrzostwach świata w Serbii
Wychowanka toruńskiej Victorii Monika Stachowska (w niebieskim stroju) z reprezentacją Polski wywalczyła czwarte miejsce w mistrzostwach świata w Serbii www.pogonbaltica.pl
Rozmowa z Moniką Stachowską, piłkarką ręczną, wychowanką Victorii Toruń, która wraz z reprezentacją kraju zajęła czwarte miejsce w mistrzostwach świata w Serbii.

Pozycję tuż za podium traktujecie jako sukces czy porażkę?
Przed mistrzostwami świata każda z zawodniczek tę lokatę wzięłaby w ciemno. Po turnieju jest niedosyt. Byłyśmy już blisko, bo prowadziłyśmy z Dunkami. Uwierzyłyśmy w siebie i wiemy, że stać nas na wiele. W trakcie imprezy nie dochodziły do nas informacje, że nasza dyscyplina w wykonaniu żeńskim stała się popularna. Po powrocie do kraju otrzymaliśmy wiele ciepłych słów. To z pewnością osłodziło gorycz porażki.

Wielki smutek był w szatni po przegranym meczu o brązowy medal?
Jak wcześniej potrafiłyśmy mocno się cieszyć z wygranej, to tym razem było odwrotnie. Ryczałyśmy w szatni bardzo głośno. Płacz nic nam nie dał, ale jesteśmy kobietami i musiałyśmy wyrzucić z siebie żal.
[break]
Po jakim meczu w szatni była większa złość, po porażce w półfinale z Serbią, czy późniejszej z Danią?
Zdecydowanie po tej drugiej. Serbki w półfinale po prostu nas zmiażdżyły. Nie byłyśmy w stanie rzucić gola z różnych pozycji. Golkiperka z Serbii, Katarina Tomašević, zamurowała bramkę. Gospodynie turnieju tego dnia były lepsze. Gdybyśmy rozegrały te spotkanie dwa dni później, to wynik mógłby być zdecydowanie inny. Jeśli chodzi o mecz z Dunkami, to pod koniec pierwszej połowy prowadziłyśmy 15:10. Do przerwy powinniśmy wygrywać 17:10, a do szatni schodziliśmy tylko z trzybramkową przewagą (15:12). Potem już wszyscy wiedzą, jak potoczyły się losy. Dunki wyszarpały nam zwycięstwo.

Kiedy uwierzyłyście, że możecie osiągnąć sukces?
Pierwsze ziarenko zostało zasiane po meczu z Hiszpanią. Mimo że przegrałyśmy tamto spotkanie, to przez 50 minut rywalki męczyły się z nami. Napędziłyśmy im stracha. Ten mecz przegrałyśmy dlatego, że miałyśmy słabą skuteczność. Po triumfie z Rumunkami i awansie do ćwierćfinału, chciałyśmy postarać się powalczyć o coś więcej.

W 1/4 finału zmierzyłyście się z Francuzkami. Doświadczenie z tamtejszej ligi przydało się?
Pewnie, że się przydało, ale trener zmienił taktykę i 60 minut spędziłam na ławce rezerwowych. Wraz z Karoliną Siódmiak, która ósmy sezon rywalizuje we Francji, podpowiadałyśmy koleżankom, jak można szybko wyprowadzić rywalki z równowagi. Tego na analizach video przygotowywanych przez sztab nie widać. W tym meczu zagrałyśmy świetnie. Nasze przeciwniczki nie wiedziały, co się dzieje. Z trzema Francuzkami grałam w jednym klubie. One były bardzo pewne triumfu. Miały podstawy, aby tak twierdzić. Francuzki to przecież bardziej utytułowany przeciwnik, dlatego po meczu były w wielkim szoku.

Czy kluczem do świetnego wyniku była świetna atmosfera w drużynie?
Zdecydowanie tak. Każda z nas jest inna i ma inną osobowość. Łączy nas piłka ręczna i mamy jeden wspólny cel. Atmosfera pomogła nam w osiągnięciu tego sukcesu. Grając technicznie nie jesteśmy tak zaawansowane, jak chociażby Hiszpanki i Norweżki. Wspomniane zespoły już wcześniej wróciły do domów. My starałyśmy się grać zespołowo, co nas zaprowadziło do czwartego miejsca.

A co zmienił w drużynie duński szkoleniowiec Kim Rasmussen?Trener wprowadził dyscyplinę gry, która, wydaje mi się, że była kluczem do sukcesu. Wystawiał nas na wiele prób. Ta, która w sytuacjach stresowych popełniała najwięcej błędów, po prostu „nie łapała” się do kadry.

Przed Wami dokończenie eliminacji mistrzostw Europy, które rozpoczęłyście od dwóch porażek.To był zdecydowanie falstart. Czarnogóra była do pokonania. Natomiast z Czeszkami rozegrałyśmy fatalny mecz. Po tych mistrzostwach jesteśmy pełne optymizmu, bo zaczęłyśmy sobie zdawać sprawę, że coś w kobieciej piłce ręcznej znaczymy. Wszystko jest do odrobienia. Możemy zrewanżować się rywalkom za porażki. Awans do mistrzostw Europy jest sprawą otwartą. Na początek rozegramy jeszcze dwa mecze z Portugalią, z którą jesteśmy zobligowane do wygrania, choć zdajemy sobie sprawę, że nikt się przed nami nie położy. Bez dyscypliny i woli walki nie osiągniemy żadnego sukcesu. Takie coś w piłce ręcznej nie przechodzi.

Oprócz Pani, w żeńskiej reprezentacji jest wąbrzeźnianka Karolina Kudłacz, w męskiej brodniczanin Patryk Kuchczyński. To dość dziwne, bo w regionie nie mamy piłki ręcznej na najwyższym poziomie...
Mogę wyłącznie wypowiadać o czasach, gdy grałam w Victorii Toruń, a Karolina rozpoczynała swoją przygodę w Wąbrzeźnie. Pamiętam ją jako mało dziewczynkę. Miała pseudonim „Pchełka”. Dzisiaj jest inną zawodniczką. Kiedyś było więcej grup młodzieżowych. Była silniejsza rywalizacja w regionie. Nie chcę być niesprawiedliwa, ale mam wrażenie, że aktualnie młodzieży przychodzi wszystko łatwiej. Gdy rozpoczynałam treningi, to nie było Internetu. Spędzałam dużo czasu poza domem. Dzięki piłce ręcznej skończyłam studia w Gdańsku. Moich rodziców nie byłoby stać na utrzymanie mnie w innym mieście. W tym upatrywałam swoją szansę na życie. Bez studiów byłoby mi zdecydowanie trudniej. Dlatego trenowałam. Mam styczność z regionalną piłką, bo moja siostra jest trenerką w Drwęcy Novar Lubicz. W porównaniu do moich początków, dzieciaki teraz mają wszystko.

Z sentymentem wraca Pani do czasów Victorii Toruń?
Oczywiście! Do dzisiaj przyjaźnie się z Anią Deperas-Lipińską. Utrzymuję też kontakt z innymi dziewczynami. Po mistrzostwach Asia Gałek rzuciła pomysł, abyśmy w czerwcu się spotkały i wspólnie zagrały. Wiadomo, że logistycznie będzie to trudne, bo nie wszystkie mieszkamy w Toruniu. Jeden fakt trzeba podkreślić. Gdy osiągaliśmy z drużyną Victorii dobre wyniki w II lidze, to w tym czasie zdawałyśmy matury. Na pierwszym miejscu postawiłyśmy na edukację. Ja nie dostałam się na prawo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Gdyby tak się stało, to z pewnością nie pojechałabym do Gdańska i skończyłabym przygodę z piłką ręczną w Toruniu. Dziewczyny kończyły socjologię, geografię czy ochronę środowiska. Koleżanki zostawały w naszym mieście, bo chciały kontynuować naukę. W tamtych czasach w klubie zarabiałyśmy na bilet miesięczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska