Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z wędką na węgorze i szczupaki [ALBUM RODZINNY]

Wiesław Makowski
Opowieściami o wędkarskich wyprawach na węgorze i szczupaki podzielił się z nami Wiesław Makowski. Wspólnie z nim zaglądamy do albumu rodzinnego jego krewnej - Beaty Serbańskiej.

W rodzinnym albumie mojej krewnej, Beaty Serbańskiej wyszukałem zdjęcia jej dziadka Roberta Białowicza z jego trofeami. Na jednym z tych zdjęć prezentuje szczupaka. Według opowieści rodzinnych ważył 14,5 kg i został złowiony nietypowo. Złapał się na wędkę na „grunt”, a na haczyku przynętą była rosówka (dla nieobeznanych to dżdżownica). Aby dodać „groźności” szczupakowi, otworzono mu paszczę, żeby pokazać jego „piękne ząbki”.

Odradzam sprawdzanie ich ostrości. Paszcza szczupaka wypełniona jest wieloma dużymi i małymi, bardzo ostrymi zębami. Poza tym szczupaki osiągają długość do 1,5 m i masę do około 10 kg. Okazy ponad 15 kg należą do rzadkości.

Węgorze w kredensie

Następna fotografia jak ze starego żurnala mody wędkarskiej. Odpowiedni dla wędkarza płaszcz przeciwdeszczowy przepasany paskiem, do którego przymocowana jest torba na wędkarskie wyposażenie. Uczucie dumy z okazji złapania dużej ryby postanowił Robert Białowicz uwiecznić w atelier u fotografa.

Robert Białowicz w stroju wizytowo-wędkarskim. Obok ze szczupakiem złowionym nietypowo, bo na gruntówkę z rosówką jako przynętą.
Robert Białowicz w stroju wizytowo-wędkarskim. Obok ze szczupakiem złowionym nietypowo, bo na gruntówkę z rosówką jako przynętą.
Nadesłane

W lewej ręce trzyma wędkę, a w drugiej swą zdobycz. Krawat i lakierki zdradzają, że wędkarz nie przyszedł prosto z połowu. Niestety, brakuje opisu, ile ważył ten kolejny szczupak. I jeszcze jedno, niestety, nie najlepszej jakości zdjęcie Roberta Białowicza ze szczupakiem o wadze 11 kg, złowionym w Górsku w 1953 roku.

Czytaj także: Stefanem Batorym w rejs przez ocean

Przy okazji, chciałbym podzielić się swoimi wspomnieniami. Mój, nieżyjący już tata Jan też był zapalonym wędkarzem. Pamiętam, jak kiedyś pojechał na dwa dni łowić ryby nocą. Przywiózł 26 węgorzy. Węgorz to ryba bardzo żywotna i nawet po kilku godzinach bez wody jest w dobrej kondycji. Tata wrócił do domu po południu i węgorze zostawił w metalowej wannie. Rano w wannie było tylko kilka sztuk, pozostałe wydostały się i rozpełzły po kuchni jak węże. Musieliśmy je wydobywać spod kredensu, stołu i innych zakamarków.

Z wędką na węgorze i szczupaki [ALBUM RODZINNY]
Nadesłana

Innym razem byłem z tatą nad jeziorem Mała Grzywna koło Chełmży. Tata musiał na dłuższą chwilę odejść od wędki. Kiedy wrócił, żyłka była luźna. Zwinął kołowrotkiem żyłkę i nagle poczuł opór. Żyłka aż wychodziła z wody przy brzegu blisko trzcin. Wyciągnąć nie można. Tata rozebrał się do kąpielówek i wszedł po szyję do wody. Zanurkował i stwierdził, że węgorz, nie mogąc uwolnić się od haczyka, podpłynął do trzcin i owinął się wokół nich. Jedyne wyjście to wyrwać trzciny razem z owiniętym węgorzem. I tata tak zrobił. Węgorz był nasz!

Robaki w piwnicy

Dzisiaj idziemy do sklepu i kupujemy pudełko z np. rosówkami, kompasiakami, itp. Żywe przynęty pochodzą z hodowli. Dawniej wyglądało to zupełnie inaczej. Mój tata zrobił drewnianą skrzynię i przywiózł mech z lasu. Po deszczu wieczorową porą chodziliśmy na rosówki, które wychodziły z ziemi na miłosne podboje. Z latarką w ręku szukaliśmy ich i chwytaliśmy. Trzeba było to zrobić bardzo sprawnie, bo wyczuwając niebezpieczeństwo chowały się bardzo szybko w ziemię. Czasami natrafialiśmy na parkę splecioną w miłosnym uniesieniu. Wtedy latarkę trzymało się w zębach i obiema rękami chwytało obie rosówki.

Po przyjściu do domu rosówki trafiały do piwnicy, do drewnianej skrzyni z wilgotnym mchem. Tu czekały do kolejnego wyjazdu na ryby.

Przed wojną w Wiśle łowiono ryby siecią. Parali się tym zawodowo rybacy, których dzisiaj na Wiśle nie zobaczymy. O bardzo dużym okazie jesiotra złowionego w Toruniu opowiadał mi mój inny krewniak. Miał ważyć 300 kg i był prezentowany na wozie ciągniętym przez 4 mężczyzn.

Jesiotry w Grzmięcy

Trochę nie wierzyłem, ale w przedwojennych gazetach znalazłem potwierdzenie tych opowieści. „Gazeta Sępoleńska” z 12 lipca 1928 roku donosiła z Torunia, że 5 lipca jeden z rybaków wyłowił jesiotra trzy i pół metra długości, wagi około 300 funtów (ok. 136 kg). Olbrzym sprzedany został handlarzom warszawskim za 700 złotych. Czyli mojemu krewnemu pomyliły się jednostki wagi. Nie 300 kg tylko 300 funtów, ale reszta się zgadza. Dzisiaj małe jesiotry można oglądać w zakładzie hodowlanym w Grzmięcy na Pojezierzu Brodnickim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska